Węgierskie słodycze

0
Przyjeżdzają znajomi do Budapesztu, przyjeżdzają turyści i chcą sycić się węgierskością, w skład czego nieodmiennie wchodzi wizyta w węgierskiej restauracji. Jest z tym mały problem bo takich restauracji jest w mieście mało, rdzenni budapeszteńcycy do nich nie chodzą.

Nieliczne miejsca w okolicach Váci utca nakierowane są na turystów. Takie restauracje jak Belvárosi Disznótörős czy też Pesti disznó nie są na tyle ortodoksyjnie tradycyjne by zaspokoić turystów a autentycznie węgierskie bary jak Főzelékfaló turystów – słusznie – odstraszają.Zmiana nastąpiła w zasadzie przed moim oczyma. Pamiętam jeszcze czasy kiedy poza restauracjami bez przymiotnika – z natury rzeczy były to restauracje węgierskie – istniały jedynie restauracje chińskie oraz pizzerie. Od tej pory w mieście pojawiło się niemal wszystko co istnieje – niemal, bo takiej na przykład restauracji polskiej nadal brak, wiele miejsc serwuje kuchnię eklektyczną (czasami nazywa się to elegancko “fusion”) i tak też się tu wszyscy eklektycznie i kosmopolitycznie odżywiamy.

Ale, jak wskazuje tytuł postu, jest bastion, który dotąd dzielnie daje odpór temu naporowi międzynarodowych batalionów kulinarnych. Chodzi o cukiernie.

Kto był na Węgrzech ćwierć wieku temu i teraz zajrzawszy do cukierni różnicy nie zauważy. Są te same słone ciasteczka, przede wszystkim różne pogacze ale także wyroby z ciasta francuskiego. Są też rzecz jasna te same ciastka i torty: fekete erdő, dobos, Esterházy, Rigó Jancsi, kremówki, różne strucle, makowiec, rolada orzechowa, zserbó, i tak dalej, i tak dalej. Te same produkty wszędzie, te same produkty od lat.

W dodatku w jakiś dziwny sposób estetyka cukierni węgierskich również wydaje się być odporna na działanie czasu. Mimo braku centralnych regulacji ta zimna w odczuciu, nieco nijaka w stylu kombinacja kamienia, metalu, szkła i drewna nie zmienia się od lat. I tak wszystkie cukiernie na Węgrzech wyglądają podobnie.

Co ciekawe, tak jak przeciętni Węgrzy, zwłaszcza na prowincji, do restauracji nie chodzą codziennie bo nie mogą sobie na to pozwolić, to niedzielna wizyta w cukierni w celu zakupu ciastek do obiadu jest znacznie bardziej rozpowszechniona. Obiad się gotuje w domu, deser kupuje w cukierni, ten popyt ze strony przeciętnych Węgrów na ich usługi z pewnością przyczynia się do zachowania ich niezmiennej formy.

Są wyjątki. Pisałem kiedyś o cukierni Sugar oferującej dość inne doznania kulinarne i estetyczne. Na ulicy Paulay Ede otworzono Deszert neked (“warsztat desertowy”)

Z czasem na pewno takich miejsc będzie więcej – coraz więcej. Proces nie będzie pewnie jednak szybki, na razie więc miłośnicy tradycyjnych węgierskich cukierni mogą spać spokojnie.

Tort Esterházy (przy okazji warto zwrócić uwagę na ciekawe podejście do pisowni tego nazwiska w węgierskiej i angielskiej wersji nazwy – różnicy nie powinno być)…

… tort Sacher …

… słone ciasteczka …

… kremówki kasztanowe …

… zserbó, rzecz jasna …

… i sernik Rákocziego w kawiarni Művész – choć mogłoby to być gdziekolwiek


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy: 204

Wszystkie wyświetlenia strony: 234

Poprzedni artykułObwód kaliningradzki
Następny artykułFast-food w Indonezji
Jeż Węgierski
Jerzy Celichowski mieszka na Węgrzech od 1991 roku. Bloga Jeż Węgierski z podtytułem Moje zdziwienia budapeszteńskie prowadzi od grudnia 2004 roku. Jeż Jerzy okazjonalnie pisze również dla prasy, głównie polskiej. http://jezwegierski.blox.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj