W zeszłym roku trochę zaszalałam ze ścianą wschodnią. Światoholiczka była w Mołdawii, na Ukrainie, Białorusi i w Rosji w sumie też… Obwód Kaliningradzki jest rosyjską wyspą na morzu państw europejskich i nijak się ma do Rosji – Rosji. Wszak z Kaliningradu bliżej jest do Berlina niż do Moskwy. Widać żal za utraconym bezpowrotnie pruskim klimatem miasta oraz dumę z Kanta, filozofa urodzonego właśnie w Królewcu. W kilku słowach, Obwód kaliningradzki to dla mnie szczypta absurdu, piękna natura, trochę ciekawostek historycznych i dłuuugie spacery.
Kaliningrad
Kaliningrad ≠ Obwód kaliningradzki. Pamiętajcie! Ja dopóki nie postawiłam nogi w Obwodzie, nie czułam różnicy… Teraz już wiem.
Myślę, że na zobaczenie najfajniejszych miejsc wystarcza jeden dzień, wystarczy dobrze rozplanować spacer. Wiadomo – jeśli uważa się, że wszystko jest najfajniejsze i chce się obejść wszystkie bramy czy forty w mieście (a jest ich pod dostatkiem!) to i tydzień nie wystarczy. No ale bez jaj…
Kaliningrad, kiedyś Königsberg (po polsku Królewiec) to miasto pruskie. Może i byłoby to bardziej oczywiste gdyby nie to, ze z tych pruskich czasów ostało się kilka budyneczków. Pod koniec II Wojny Światowej, gdy Kaliningrad był zdobywany przez Armię Czerwoną, całe miasto ucierpiało. Lecz „nowy porządek” zamiast odbudowywać zabytkowe Stare Miasto, powoli, systematycznie je dewastował. W miejsce starych kamienic powstawały nowe blokowiska, a Zamku Krzyżackiego – nigdy nie ukończony, wyjątkowo szpetny, Dom Sowietów. W 2005 roku rozpoczęto forsować plany odbudowy miasta. Co ciekawe padł również pomysł, aby Dom Sowietów zburzyć, a na jego miejsce postawić… Zamek Krzyżacki. Serio?!
Swój spacer w Kaliningradzie rozpoczęliśmy od Parku Juność, w którym mieliśmy jasny cel – rowery wodne, czy jak wolicie katamarany. Poza tym oczywiście pochodziliśmy po parku, zobaczyliśmy domek do góry nogami, posiedzieliśmy, nic nie porobiliśmy. No wiecie, jak to na wakacjach w Kaliningradzie. W tle leciała z głośników dziwna muzyczka – takie wokalizy, a dzieci zaciągały rodziców na różne karuzele – bowiem Park Juność to nie jest zwykły park, a stacjonarne wesołe miasteczko. Osobiście uwielbiam ten skrawek komunistycznej myśli. Przestrzeń wspólna, dużo zieleni, oaza wśród betonowej pustyni.
Gdy już popedałowaliśmy, poszliśmy wzdłuż drugiego stawu, Dolnego, w kierunku Wyspy Kanta. Droga prowadzi od Kaskad na Stawie Zamkowym (Каскады Замкового пруда). Myślę, że przypadek sprawił iż wybraliśmy całkiem przyjemną trasę – wśród zieleni, nad wodą. Być może niektórym mógłby nie spodobać się klimat panujący nad stawem. Mi jednak bardzo odpowiadał, bo uwielbiam takie industrialne, czasem zaniedbane budynki.
Tak szliśmy, szliśmy, aż doszliśmy do szkarady – Domu Sowietów. Wtedy nic o tym budynku nie wiedzieliśmy, ale Piotrek dzielnie robił zdjęcia, bo „to na pewno coś ważnego”. Jak się później okazało, miał rację.
Jednak nie Dom Sowietów był naszym celem, a jak wspominałam wcześniej, Knipawa. Jedynym budynkiem jest Katedra św. Wojciecha i Najświętszej Marii Panny. Reszta to drzewa i socrealistyczne rzeźby. Bardzo szkoda, bo z tego co widać na starych zdjęciach Kaliningradu, które są porozstawiane dosłownie wszędzie, musiało być tam pięknie… Niestety po Wojnie rozsądek przegrał z linią Partii i z zabytkowego Königsberga nie zostało prawie nic.
Kawałek dalej, tuż za Miedownyj Mostem znajduje się wioska rybacka, a raczej wiele knajpek.
Wizyta w kraju za wschodnią miedzą jest niepełna bez zobaczenia rzeźby towarzysza Lenina. Oczywiście w Kaliningradzie również można odnaleźć kawałek takiej sztuki. Kiedyś Lenin zajmował zaszczytne miejsce na Placu Pobiedy (czyli zwycięstwa), ale po przemianach trafił na sam koniec ulicy własnego imienia. Pomnik można znaleźć po wklepaniu następującego adresu: Leninskiy Prospekt 151.
Muzeum Oceanu Światowego to kolejne must see w Kaliningradzie. Nie wchodziliśmy do samego budynku, ale to co najciekawsze jest przed wejściem. I to za darmo! Przypadek sprawił, że w ogóle tam trafiliśmy – gdy wjeżdżaliśmy do miasta pierwszego dnia, Piotrek zobaczył jakieś łodzie, samoloty… „No okej, w końcu to Rosja” pomyślałam, ale gdy spytaliśmy naszej hostki co to takiego było, kazała nam koniecznie do tego miejsca pójść. Nie byliśmy zawiedzeni. Można pooglądać z bliska miny, pociski, mini łódź podwodną, statki, samolot.
Reguła miast wschodniej Europy – miasto bez czołgu, to słaba podróbka miasta… W Kaliningradzie też się jeden schował. Między bloczkami, niepozornie sobie siedzi, a na nim siedzą gołębie… :) Aby go znaleźć, kierujcie się na ulicę Sommera.
Na koniec Plac Pobiedy. Poza soborem Chrystusa Zbawiciela, można tam znaleźć wiele komunistycznych budynków oraz Kolumnę na cześć zwycięstwa Wojny w 1945 roku. Oczywiście na płaskorzeźbach nie zabrakło informacji o tym kiedy tak naprawdę ta Wojna się zaczęła, czyli w 1941 roku.
Jesteście ciekawi co jeszcze można zobaczyć w Obwodzie kaliningradzkim? Przeczytaj ciąg dalszy wpisu oraz galerię zdjęć na
MOJEJ STRONIE.
Zapraszam również do śledzenia mojego
facebooka.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 1
Wszystkie wyświetlenia strony: 1