Na dachu Węgier

1

Na Mont Blanc się wspina, na Rysy się wchodzi, na Kékes się wjeżdża samochodem. Ta najwyższa góra Węgier (1014 mnpm) leży w niskich, malowniczych górach Mátra. Sam szczyt podwyższony jest wieżą przekaźnika telewizyjnego, na którą z kolei można wjechać sobie windą.

Kékes

Szczyt Węgier

Kékes

Wieża na szczycie

Kékes

Wieża widziana z wieży

Na górze mieści się bar z kolekcją miniaturowych buteleczek z różnymi alkoholami. Znalazłem wśród nich buteleczki polskie.

Kékes

Buteleczki (fragment)

W zimie na Kékes można jeździć na nartach, działa tutaj wyciąg.

Niesamowity na Kékesu jest pomnik motocyklistów, którzy zginęli na drogach. Ma postać kamienia z tabliczką, ludzie dodają wstęgi, znicze, pamiątki po konkretnych motocyklistach, np. hełm.

Kékes

Pomnik

Kékes

i tablica pamiątkowa

Pomnik powstał on z inicjatywy fundacji MOTAMOT oraz Zjednoczenia Motocyklistów z Hatvan w 2008 roku. Każdego lata w ostatnią sobotę sierpnia odbywa się tam zjazd motocyklistów ku pamięci ich nieżyjących już kolegów.

2

Dobogókő oznaczać może zarówno kamienne podium jak i bijący kamień. Na to położone pomiędzy Budapesztem a Esztergomem w górach Pilis wzniesienie o wysokości 700 metrów również można wjechać samochodem. Ruch jest spory bo poza tym, że to popularny ośrodek turystyki pieszej oraz położona najbliżej Budapesztu trasa narciarska mieścić się tu ma również jedna z czakr ziemi. Tak, tutaj – według niektórych – bije właśnie serce naszej planet (bijący kamień). Przebywając tu można się ładować energią (ezoterycy własnymi słowami wyjaśniając to – po węgiersku – tu, na YT jest też o tym filmik) oraz doznać uzdrowienia. Według obiegowych opinii naszą węgierską czakrę miał chwalić sam Dalaj Lama, ale niektóre autorytatywne źródło temu zaprzeczają tak więc pewności tutaj nie ma (zainteresowanych głębiej tematem odsyłam do węgierskiej wikipedii).

Z tego powodu góry Pilis mają być świętymi górami. Kto panuje nad tymi górami posiada władzę i moc, stąd też zakusy różnych mniej lub bardziej tajnych sił by podporządkować sobie Węgry. Węgry jako centrum świata, o które zmagają się ciemne moce to kwintescencja megalomanii węgierskiej (ironicznie się uśmiechających odsyłam natychmiast do czakry na Wawelu, wynocha tam się ładować jak nie potraficie docenić mocy Dobogókő).

Przyjechaliśmy tutaj z Chłopakiem obejrzeć sobie to miejsce a także przejść się do pobliskiej dramatycznie malowniczej trasy przez Rám Szakadék, ale o tym zaraz.

Już sam dojazd do Dobogókő powala. Szosa wiła się przez las wznosząc się do góry. Sama miejscowość powitała nas tłumem samochodów – główna ulica zablokowana była kolejką aut do parkingu – oraz dymem spod kociołków stojących przed leżącymi przy drodze restauracjami i schroniskami turystycznymi.

Zatrzymaliśmy się przezd schroniskiem barona Loránda Eötvösa, które jest jednym z najstarszych takich obiektów na Węgrzech. Dymiło tam apetycznie chyba z osiem kociołków a nich zupa rybacka, fasolowa i różne gulasze.

Dobogókő

Same schronisko

Dobogókő

i kociołki przed nim

Stamtąd ruszał szereg szlaków turystycznych, wybraliśmy na początek szlak Thirringa lub Turula. Nazwę bierze ze kształtu trasy na mapie: przypomina ona właśnie owego mitycznego ptaka.

Dobogókő

Widać turula? Jest nad Dobogókő

W internecie przedtem znalazłem opis szlaku podany przez miejscową fundację, która organizuje wspólne przejścia. Tamtędy mieli przechadzać się królowie przed koronacją by dostać energii pomagającaj im potem w rządzeniu ludem.

„Wejście do Świętego Lasu następuje w PEŁNEJ CISZY Z UWAGĄ ZWRÓCONĄ DO WEWNĄTRZ. Z jednej strony robimy tak z szacunku dla naszych przodków, z drugiej by skupić się na „głosie serca”. (…) Teraz jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji. Dzięki przodkom idąc tą drogą doznajemy wprowadzenia w siłę światła i miłości” podaje opis trasy na stronie.

Niektórzy zdają się to brać dosłownie. Idąc z Chłopakiem napotkaliśmy rodzinę, ojciec miał znaczek nacjonalistycznej partii A Haza Nem Eladó (Ojczyzna Nie Jest Na Sprzedaż), która promuje wszystko co węgierskie, wyglądali, jakby się ładowali energią.

Dobogókő

Rozochocony turysta napisał „Z bogiem za ojczyznę, niech żyje królestwo węgierskie” Rákoczi

Już samo wejście na szlak zrobiło na nas wrażenie. Drewniana brama a na niej napis Taltós Iskola czyli nie mniej nie więcej jak Szkoła Szamanów. W tej sytuacji inne teksty rowaszem specjalnie już nas nie poruszyły.

Dobogókő

Szkoła szamanów, w dwóch alfabetach rzecz jasna

Dobogókő

Miłość Naszych Matki Boga i Ojca żyje w nas, z boku znów napisz „Szkoła szamanów” – co na to teologia chrześcijańska?

Niedaleko potrójny krzyż z napisem – jednym tchem: „Trasa Turula szamanów, Trasa Wniębowzięcia Najświętszej Maryi Panny”.

Dobogókő

Wkrótce pierwsze odkrycie: kamień z tekstem rowaszem oraz herbem Árpádów a na drzewku obok sporo wstążek, w tym i trikolor węgierski. Wygląda to jak zwyczaj buddyjski.

Dobogókő

Sama trasa urocza. Długość 2,5 kilometra, czyli przyjemny godzinny spacer. Leśne widoki cudowne, co raz jakaś skała, stosunkowo sporo tablic upamiętniających ważne postacie węgierskiego ruchu turystycznego. Tu i ówdzie oszałamiająca panorama z Dunajem w tle.

Dobogókő

Jest ładnie

Dobogókő

pięknie

Dobogókő

górsko (na skale swoją drogą widać tablicę dla uczczenia jednego z pionierów turystyki węgierskiej)

Dobogókő

dech zapierająco – widać nawet Dunaj

Na końcu trasy trafiamy na mały ośrodek kultu maryjnego. To Matka Boska głuchych dowiem się później. Po prawej stronie parę obrazków niby to maryjnych ale jakoś chyba bardziej buddyjskich. W powietrzu zapach indyjskich kadzidełek. A wszystko w pełnej harmonii.

Dobogókő

Normalna kapliczka

Dobogókő

tylko te niepokojące detale

Tu w Dobogókő można doświadczyć nie tyle nadprzyrodzonej mocy ale jak silne jest na Węgrzech myślenie przedchrześcijańskie – pogańskie. Synkretyzm religijny jest dość zdumiewający. Cały ten pogański sztafaż zlewa się gładko z retoryką narodową i to może dlatego nie słyszy się specjalnie krytycznych głosów nacjonalistycznych z reguły kościołów chrześcijańskich pod adresem tych różnych Turuli i szamanów. Gdzież tu im do polskiej wrażliwości na zgubny wpływ Harry Pottera! Jedynym przypadkiem krytyki prawęgierskiego pogaństwa, o którym wiem dotyczył świątyni w Veröce, której poświęcenia odmówili biskupi z powodu witrażu z Turulem.

W porównaniu z Polską to węgierskie pogaństwo uderza. Tutaj więcej się wie o historii przedchrześcijańskiej i węgierska tożsamość nie jest tak silnie oparta o chrześcijaństwo jak w przypadku Polski gdzie ani nie ma informacji o czasach przedchrześcijańskich ani ich świadomości, ani tym bardziej poczucia głębszych niż chrześcijańskie korzeni.

Przechadzkę zakończyliśmy obiadem z kociołka przed schroniskiem. Było pysznie. Przy okazji podziwiałem czyjąś smykałkę do biznesu: sala restauracyjna w schronisku jest nieduża a tu zamiast normalnych w takich sytuacji godzinnych kolejek do stolika i frustracji na ławkach pod gołym niebiem jadła sobie spokojnie masa ludzi. Zapłaciwszy w kasie za wybrane jedzenie odbierało się je, w zasadzie bez czekania, od jednej z trzech zaganianych osób obsługujących kociołki – i wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni.

3

Z Dobogókő ruszyliśmy do Rám Szakadék (dosłownie przepaść Rám). Trasa przez Rám Szakadék prowadzi wąwozem wymytym przez strumień. Jest malownicza – ogromnie popularna, może dlatego, że w okolicach Budapesztu trudno o inną równie intensywny i piękny szlak górski.

Dobogókő

Na początku jest tak

Dobogókő

a później i tak

Jest też niebezpieczna o czym ostrzegają gęsto rozstawione tablice. Wskazane jest wchodzenie w górę strumienia a nie w dół, nie wolno zbaczać ze szlaku. Nie jest to puste gadanie: w listopadzie zeszłego roku zginął tu strażak ratujący turystę, który, zszełdszy z trasy, spadł i skręcił sobie nogę.

Dobogókő

pomnik strażaka, który tu zginął

Sama trasa nie jest długa, przejście nią zajmuje 30-40 minut. W wąwozie są metalowe poręcze, niekiedy trzeba wspinać się po drabinach obok niedużych wodospadów.

Dobogókő

Najlepsze momenty

Kto lubi chodzić po górach musi tutaj trafić.


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułCiocia
Następny artykułMój pierwszy raz z durianem
Jeż Węgierski
Jerzy Celichowski mieszka na Węgrzech od 1991 roku. Bloga Jeż Węgierski z podtytułem Moje zdziwienia budapeszteńskie prowadzi od grudnia 2004 roku. Jeż Jerzy okazjonalnie pisze również dla prasy, głównie polskiej. http://jezwegierski.blox.pl

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj