„Jane dough-bray” (dzień dobry) na obczyźnie brzmi pięknie…

0

„Język polski (…) jest uznawany za tródny trudny – gramatyką może konkurować z fińskim i węgierskim, a każdy cudzoziemiec kończy się go uczyć przy poznawaniu fleksji. Co więcej, język polski jest na tyle trudny, że sami Polacy nie umią umiejomumiom potrafią go zrozumieć i mało który potrafi go poprawnie ószyfadź używać.”

nonsensopedia.wikia.com

Szacuje się, że językiem polskim posługuje się 39 – 48 milionów ludzi na świecie, podczas gdy językiem angielskim ponad 500 milionów. I z jednej strony fajnie dla tych, co ich językiem ojczystym jest angielski, a z drugiej – jakaż to swoboda rozmawiać o wszystkim po polsku mając pewność, że nikt nie rozumie. Uwaga: należy zawsze pozostać czujnym i obserwować każde uniesienie brwi i 'wysztywnienie’ osób, których nie podejrzewamy o znajomość polskiego…
Jakiś czas temu jadąc pociągiem w Szwajcarii usiadłam naprzeciwko dziewczyny z twarzy podobnej zupełnie do 'nie-Polki’. I do tej dziewczyny 'nie-Polki’ zadzwonił telefon.
– „No, ćieść Kochane. Jadem pociągem. No… Wszystko dobsze. No, nie wiam. Za niedługa. Uhm. A co u Ciebia? Uhm. To fajne. Kocham tesz.  Do zobaćzenia. No, papa.”
Nad brwiami potrafię już zapanować, natomiast kącik ust zawsze na brzmienie języka polskiego mi się delikatnie unosi. Ten jej polski mnie zauroczył. Tak mi się milutko na sercu zrobiło. Tak bym ją nawet do tego serca przytulić chciała za to, że mi tym – nieco francusko brzmiącym – polskim 'dzień zrobiła’.
Muszę przyznać, że 'dzień mi robią’ nawet osoby, które znają tylko parę słów po polsku. Kilka miesięcy temu do mieszkania obok wprowadziła się para Węgrów z córeczką (ten kto kiedyś słyszał trzylatkę mówiącą słodkim dziecięcym głosem po węgiersku wie, że tego się nie da 'odusłyszeć’…). Pierwsze słowa jakie padły od Węgra w naszą stronę to: „Cześć” i „Dwa bratanki”. Jako że chcieliśmy się Węgrom odwdzięczyć, to zaczęłam szukać słów po węgiersku, których moglibyśmy użyć w następnej rozmowie. Ale jedyne co jesteśmy w stanie wypowiedzieć, to „Hajdúszoboszló”…

Będąc 3 lata temu w parku Yosemite w USA spotkaliśmy przewodniczkę, która na wieść, że jesteśmy Polakami, rzekła (po angielsku): „Oh! Mój mąż pochodzi z Polski. W przyszłym roku mamy jechać tam na wakacje. Znam parę słów: PIEROGI, CHOLERA. I jeszcze inne, ale są wulgarne, więc nie mogę powiedzieć”. Stawiam na nierządnicę jakąś lub jej syna. Ciekawe, jak tam im te wakacje w Polsce minęły…

Nam w każdym razie wakacje zazwyczaj mijają bardzo sympatycznie. Była jedna sytuacja kiedyś w Chorwacji, która mogła zakłócić wakacyjną sielankę, kiedy pewien Chorwat rzucił do nas słowem „Polako!” w taki sposób, że chcieliśmy w zasadzie spytać: „Co 'tea who you’ masz do Polaków?” (a poza tym, to „Pola-CY się mówi), ale zdążył dorzucić „langsam, langsam”, co rozwiało wątpliwości i przyjaźń polsko-chorwacka nie ucierpiała, a już jak Chorwat dorzucił „Jeszcze Polska nie zginęła” to można powiedzieć, że nawet rozkwitła na nowo. Ciekawe tylko, czy zapamiętał słowo „pomału”, żeby tej przyjaźni z Polakami w przyszłości znowu nie narazić…

Jeśli Chorwata nie udało się polskiego słowa nauczyć, to udało mi się to w przypadku Szwajcara (i nie mówię o Koledze z posta Polska – Szwajcaria…). Mam takiego super-fajnego gościa w sklepie Coop (żeby była jasność – to nie jest gość, na którego pytanie „Jak masz na imię?” każda laska odpowie: „A jakbyś chciał?”, ale jest na tyle sympatyczny, że powie mu, że Krysia, czy inna Bożenka), który z pochodzenia jest Włochem wychowanym w Szwajcarii. No i ten super-fajny gość w zależności od tego kogo ma przy kasie przełącza się ze szwajcarskiego na niemiecki, na włoski, na francuski lub na angielski. Więc mu kiedyś mówię (po niemiecku): „Dobra, to teraz po polsku”. Jako że kolejka za mną była długa, to 'dzień dobry’ musiało wystarczyć. I to 'dzień dobry’, które słyszę od tego czasu w Coopie 'robi mi dzień’!


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy: 1

Wszystkie wyświetlenia strony: 1

Poprzedni artykułPopularne greckie przesądy
Następny artykułMadryt. Sztuka rozpływania się w chwilach
Sagitta
Jeśli ktoś z Was grał w Gothic II/Gothic II: Noc Kruka, to pewnie pamięta ukrytą pośród lasu, w okolicach farmy Sekoba, jaskinię i mieszkającą w niej Sagittę. Kim jest Sagitta? Zielarką i uzdrowicielką, przekonaną, że wszyscy w okolicy mają ją za starą wiedźmę i przychodzą do niej tylko wtedy, gdy czegoś potrzebują. Wiedźmą nie jestem. Przynajmniej nie starą... :) Zielarką również nie. Ale mogę Was uzdrowić! :) Zabiorę Was w piękne miejsca, które odwiedziłam, od czasu do czasu ugotujemy coś razem, pokażę Wam kraj 'czekoladą płynący', w którym obecnie mieszkam. Możecie przychodzić tu tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujecie :) Chociaż mam wielką nadzieję, że będziecie stałymi Gośćmi...

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj