Terrakotowa Armia wojowników w Xi an – Chiny

0

Z osławionymi, znanymi atrakcjami turystycznymi często bywa tak, że nastawiamy się na jakieś CUDA a tu okazuje się, że takie sobie.
Np. Wielki Mur Chiński, kto by go nie chciał zobaczyć? A to przecież zwykły mur, którego zobaczysz tylko fragment, może z lotu ptaka wygląda zachwycająco, ale ty niestety ptakiem nie jesteś.
A taka Terakotowa Armia to przecież zwykły grobowiec, dziura w ziemi. Ale przecież 8 tyś wojowników i to wielkości naturalnej, a każdy wygląda inaczej …. ale czy ty naprawdę zobaczysz 8 tyś? Czy oglądając z daleka, z platformy wypatrzysz jakieś detale?
Najlepiej więc przed wyjazdem naczytać się narzekających opinii, nie nastawiać się na cuda i skonfrontować to z rzeczywistością.
Tak właśnie zrobiliśmy i oto moje wrażenia.

  • Dojazd jest bezproblemowy, wszystkie instrukcje jakie znaleźliśmy w internecie sprawdziły się idealnie.
  • Nastawiliśmy się na tłumy ludzi, wszędzie w Chinach są tłumy, szczególnie w weekendy lub ich święta, my byliśmy akurat w czasie Dragon Boat Festival. Okazało się że nie jest tak źle, pewno z powodu deszczu, który padał prawie cały dzień. Nie musieliśmy się przeciskać do barierki, żeby cokolwiek wypatrzeć :)
  • Armię ogląda się z daleka, więc aparaty z dobrymi zoomami się przydają, ale są też miejsca, gdzie można zobaczyć wojownika prawie na wyciągnięcie ręki. Odkopywanie nadal trwa, więc w głównej wielkiej Sali ciągle ich przybywa, może dlatego nie potwierdziły się nam narzekania innych, że detali nie widać.

  • Według mnie i naszych szacunkowych obliczeń nie oglądamy 8 tyś wojowników, w głównej wielkiej auli jest ich jakieś 4 tyś. Według cioci wikipedii: „W pierwszym sektorze znajduje się kompletny pułk piechoty, liczący 3210 żołnierzy, w tym 200 kuszników i łuczników. Wyposażeni zostali w różnego rodzaju prawdziwą broń (wykonaną z drewna i brązu) i 6 wozów bojowych, każdy zaprzężony w parę glinianych koni.”  Dalej wikipedia podaje: „Do 2017 r. odkryto w mauzoleum około 8100 glinianych figur, a przebadano ok. 400 m2 terenu”Gdzie wobec tego jest reszta? Są jeszcze dwa inne sektory, w których jest trochę żołnierzy, ale spora część nadal jest pod ziemią, czy raczej w skale.
  •  W drugim budynku możemy zobaczyć jak wygląda proces wydobywania żołnierzy. Ta część zadziwiająco zrobiła na mnie wrażenie. Okazuje się, że to co oglądamy to pracowicie sklejone kawałki/rekonstrukcje. Wojownicy nie są przysypani sypkim piaskiem więc nie wystarczy omiatać miotełką, trzeba kawałek po kawałku wykuć. Cała armia umieszczona była w podziemnych pomieszczeniach z ceglaną posadzką, a konstrukcję dachu wykonano z drewna. Z biegiem czasu dach zawalił się, figury zasypała ziemia, przy okazji częściowo je połamała. Teraz wydobywa się kawałki i skleja.
  • Do tego warto sobie dodać trochę liczb i ciekawostek, których tam nie widać, ale jak uruchomimy wyobraźnie i pomyślimy, że:- Armia ma 2200 lat (jak wyglądała cywilizacja w Polsce kiedy takie dzieła sztuki powstawały)- Prace trwały 38 lat, w budowę było zaangażowanych 700 tys. rzemieślników i robotników z całego imperium, w tym niewolników, których zabito i pochowano w odległości pół kilometra od kompleksu grobowego.- Rolnicy, którzy w 1974 r. przypadkiem, kopiąc studnie na swoim polu odkryli Armię dostali za fatygę po 30 juanów (odpowiednik około 1,5 euro) i… zakaz wejścia na pole.- Pierwszy cesarz Chin Qin Shi Huang wydając rozkaz budowy Armii uratował życie tysiącom swoich żołnierzy. Nie wiadomo dlaczego zerwał z tradycją, według której w trakcie pogrzebu zakopywano żywych żołnierzy, konkubiny i niewolników.- Grobowiec samego cesarza nie został jeszcze odkopany, nie wiadomo jakie bogactwa kryje w sobie. Władze Chin na razie nie wydały zgody na wykopaliska.

  • Z Terakotową Armią związane są też pewne ciekawostki:
    – Jedna z największych katastrof archeologicznychTerakotowi żołnierze byli pomalowani, kolory zachowały się do momentu ich odkopania w latach 70tych. Jasnoczerwone, niebieskie, różowe i złote figury traciły swoje kolory po zetknięciu się z powietrzem niemal w ciągu sekund.- Lśniące i ostre miecze sprzed 2 tysięcy lat.Przy wojownikach znaleziono około 40 tys. mieczy, grotów, włóczni i strzał. Wiele z nich zachowało się w zadziwiająco dobrym stanie. Oczyszczone nadal lśnią i mogą skaleczyć. Wstępne analizy wykazały, że to zasługa chromowanych ostrzy, co zapobiega korozji. Metodę chromowania odkryto w latach 20. minionego wieku. Czy to możliwe, że chińscy rzemieślnicy znali ją już 2 tysiące lat temu?- Rzeka rtęci.

    Największe odkrycia archeologiczne nadal są przed nami. Za pomocą dronów i badań georadarem ustalono, że w pobliżu, pod wzniesieniem o wysokości nieco ponad 50 m kryje się piramida i komnaty grobowe. W jednej z nich ma spoczywać ciało imperatora wraz z nieprzebranymi bogactwami. Piramidę otacza potężny podziemny mur obronny o wysokości 14 m, a komorę grobową podobno strzeże rzeka rtęci oraz kusze mechaniczne. Nie wiadomo na ile to zgodne z prawdą, ale naukowo zostało stwierdzone, że ziemia w tym miejscu rzeczywiście zawiera duże stężenie tego trującego metalu.

    Więcej naszych chińskich przygód znajdziecie na blogu >> http://rajscy.blogspot.com/

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułPodróż nad Bajkał – Jekaterynburg
Następny artykułŚladami sułtana Sulejmana i jego architekta Sinana
Rajscy w Azji
Od lutego 2010 roku jestem na koczowniczej emigracji w Azji :-) Nazwałam ją tak ponieważ nadal zmieniam miejsca zamieszkania i dalej szukam swojego final destination. Razem z Rajskim oprócz zwiedzania i poznawania świata zajmowaliśmy się np. pracą w sierocińcu w Kathmandu. Przez 3 lata mieszkaliśmy w Mumbaju i pracowaliśmy w Bolywood. Przez 5 lat w Tajlandii pracowalimy jako nauczyciele. Potem przez dwa lata w Chinach uczyliśmy małych chiczyków angielskiego. A co dalej? Zobaczymy ;-) Takie szalone decyzje poszukiwania swojego miejsca na ziemi, to raczej pomysły młodych ludzi, którzy są na początku swojej drogi życiowej. Z nami było odwrotnie, najpierw wychowaliśmy naszego syna w Polsce, osiągnęliśmy swoje sukcesy zawodowe, czegoś tam się dorobiliśmy. Jednocześnie wpadliśmy w rutynę codzienności, typowy schemat, praca-dom, praca-dom. A potem zapadła decyzja o zmianie, właściwie to trochę życie za nas zadecydowało ;-)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj