Trach! Płócienna torba wypadła mi z rąk i zaczęła broczyć koniakiem. Właśnie rozbiłam jeden z rosyjskich prezentów dla Mamy. Trudno, dobrze, że kultowa szklanka Rosyjskich Kolei Państwowych okazała się wytrzymała.
Jutro minie tydzień od powrotu z wycieczki nad Bajkał i wypadałoby już coś napisać. Zdjęcia na szczęście nie zblakną, a i wspomnień wystarczy na długo. Nie, to nie była żadna spontaniczna, dzika wyprawa, tylko wycieczka zorganizowana dla ludzi w średnim wieku, którzy muszą mieć dobre warunki :) Najpierw miało być inaczej. Przede wszystkim bez Moskwy, żeby mnie znowu nie wciągnęła mackami w swój kołowrót. Tak się jednak nie dało, pewnie większość turystów nie wyobraża sobie odwiedzenia Rosji bez postawienia nogi w stolicy, nie wiedząc, że zachwycą się nią lub znienawidzą, nigdy nie pozostaną obojętni.
Moja wycieczka zaczęła się w Jekaterynburgu, następnie wiodła przez Kazań, rzeczoną Moskwę, Irkuck – i wreszcie Bajkał. Wyjątkowo dziwna trasa. Coś jakby wylądować w Krakowie, cofnąć się na zwiedzanie Gdańska, by następnie dotrzeć do Zakopanego. Rosyjscy znajomi dopatrywali się jakiegoś klucza. Może chodzi o ślady rodziny carskiej? Albo miejsca pamięci? Jakiś szlak religijny (prawosławie-islam-szamanizm)? Nic z tego. Myślę, że zaważyła dostępność biletów lotniczych.
Byłam więc drugi raz w Jekaterynburgu, ale pierwszy raz w delegacji, czyli się nie liczy. Wtedy był siarczysty mróz, a teraz upał. Wtedy w hotelowym barze spotkałam byłą żonę mojego byłego polskiego szefa, przy czym obie wiedziałyśmy o sobie tylko z opowiadań, a jednak się rozpoznałyśmy. Wtedy bagaż bez problemu dotarł na zapyziałe jekaterynburskie lotnisko, a teraz utknął w Moskwie na Szeremietiewie, a nam pozostało cieszyć oko nowoczesną halą. Tak jakby moskiewskie lotnisko odpoczywało po nadludzkich wysiłkach, związanych z odprawami tysięcy kibiców Mistrzostw Świata 2018. Nie przeładowano bagaży z kilku rejsów. Chociaż lśniący nowością port w Kolcowie wyglądał obco, znajomym okazał się chaos i histeria przy okienku zagubionych walizek. Wypełnić zajawkę, oddać paszport, czekać na pokwitowanie, rosyjskie kobiety drą szaty na sobie i włosy z głowy, rosyjscy mężczyźni robią tłok. Polski pilot przygląda się z dystansem i opanowaniem. I słusznie, bo po (dłuższym) czasie zjawił się wybawiciel, Władimir Światosławowicz, który przemówił władczym tonem, podał kilka faktów i zgiełk ucichł. Najważniejsze to zdobyć posłuch i zaufanie. Podobno Aerofłot miał ostatnio wpadkę z bagażem jakiegoś ważnego deputowanego (to wiem nie od Władimira Ś.) i od tego czasu w kryzysowej sytuacji dostarcza zagubioną rzecz pod drzwi w ciągu 24 godzin. I tak się stało.
Choć znajdujący się naprzeciwko pasaż handlowy nazwałabym raczej… bizantyjskim.
Jekaterynburg (nazwany tak na cześć carycy Katarzyny Wielkiej) jest 4-tym co do wielkości miastem Rosji (1,4 mln mieszkańców) i ma kilka znaków szczególnych. Po pierwsze – leży częściowo w Europie, a częściowo w Azji (jak pamiętacie z geografii, granicą jest Ural) i nieopodal miasta przebiega kilka umownych granic między kontynentami (wydaje się, że miejscowi urzędnicy prześcigają się, kto podstawi okazalszy punkt graniczny).
Po drugie – za czasów radzieckich stolicę Uralu przemianowano na Swierdłowsk i okręg do tej pory nazywa się swierdłowski (podobnie zresztą jak w kilku innych przypadkach, na przykład St. Petersburg był Leningradem i pozostał w obłaści leningradzkiej po dziś dzień).
Po trzecie – tu zabito rodzinę carską w 1918 roku. Ten ostatni fakt zdaje się determinować przyszłość Jekaterynburga, kult Nikołaja II-go (ostatni car i jego rodzina są oficjalnymi świętymi Cerkwi Prawosławnej) z roku na rok przybiera na sile, pielgrzymów przybywa, a miejsca kultu się mnożą. Najsławniejszą fanką cara Nikołaja jest śliczna deputowana Natalia Pokłońska, była prokurator Krymu z czasów jego przejęcia. W Jekaterynburgu podpalono kino, w którym miał odbyć się pokaz filmu „Matylda” o romansie cara z baletnicą Matyldą Krzesińską. Nie wiadomo, czy dlatego, że Matylda w filmie pokazuje jedną pierś na scenie, czy może dlatego, że wypomniano Nikołajowi Krwawą Niedzielę. W tym roku, 16 lipca (100-letnia rocznica egzekucji carskiej rodziny), przybyło do Jekaterynburga 100 tys. pielgrzymów. Wielu z nich wierzy, że gdyby car żył, nie doszłoby do reformy podwyższającej wiek emerytalny. Od 1932 roku było to 60 lat dla mężczyzn i 55 lat dla kobiet, aktualnie Duma rozpatruje progi 65 i 63 lata. Osobiście za szczególnie niesprawiedliwą uważam tak małą różnicę między mężczyzną a kobietą. Kto będzie się wnukami i niedołężnymi mężami zajmował? Z drugiej strony, kobiety rosyjskie są ze stali, dadzą sobie radę ze wszystkim.
Cerkiew na Krwi:
Carską rodzinę zabito w domu inżyniera Ipatiewa, budynek ten niestety już nie istnieje, zamiast niego w 2003 roku wzniesiono Cerkiew na Krwi. Bolszewicy (egzekutorzy rekrutowali się dobrowolnie) rozstrzelali 11 osób: cara Nikołaja II-go, jego żonę Aliks (Aleksandra Fiodorowna), cztery córki: Olgę, Tatianę, Marię i Anastazję, syna Aleksieja, kamerdynera, pokojówkę, rodzinnego lekarza i kucharza. Nie przeżył nikt, choć cudownie ocaleni samozwańcy pojawiali się długo, z najbardziej znaną Anastazją – Anną Anderson – na czele. Podobno Lenin był przeciwny takiemu rozwiązaniu, a decyzję podjęto spontanicznie, wobec grozy zbliżających się białych. Można z dystansem podchodzić do współczesnego kultu carskiej rodziny, ale zbrodnia była to naprawdę niesłychana.
Na ślady Romanowów można natknąć się w całym mieście i okolicy.
Jednym ze świętych miejsc niedaleko Jekaterynburga jest kompleks klasztorny Ganina Jama. Na terenie kompleksu znajduje się rów, w którym miano odnaleźć szczątki carskiej rodziny. Do dziś toczą się spory, czy były autentyczne. Wokół dołu rozmieszczono zdjęcia pary carskiej i dzieci, a porastają go białe niewinne lilie, które swoim zapachem odurzają pielgrzymów.
Wielbicielom Włodzimierza Wysockiego polecam odwiedzenie pomnika jego i Mariny Vlady. Postawiono go kilka lat temu, przed centrum handlowym, nieopodal wieżowca Wysockij (to taka trochę gra słów, bo wysotka to po rosyjsku wieżowiec), najpierw mnie trochę uraziła komercyjność lokalizacji, ale ostatecznie – takie mamy czasy, pewnie dziś Wysocki byłby popularnym bardem komercyjnym… Ponadto pomysł pomnika zaakceptował syn poety.
I widok z góry:
Odwiedziliśmy również tzw. Centrum Jelcyna, choć wg mnie jedyną ciekawą rzeczą był tam widok na miasto. No i może półka książek transgresywnych – do tej pory nie wiem, o co dokładnie chodzi. Wykuty w marmurze (?) biały, młodzieńczy, trzeźwy Jelcyn jest ponoć regularnie oblewany czerwoną farbą przez swoich zapiekłych przeciwników. Kiedy Jelcyn był sekretarzem jekaterynburskiego komitetu partii komunistycznej, zburzono dom Ipatiewa. W czasach postkomunistycznych z kolei zrobił wiele dla godnego pochówku znalezionych szczątków.
Zdjęcia z 02-03 sierpnia 2018
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: