Bez glutenu, laktozy, cukru i mięsa – to najczęstsza dieta celebrytów, influancerów, a co za tym idzie… osób ich naśladujących, czyli niemal całego młodego pokolenia. Rezygnacja z niektórych produktów to klucz do idealnej sylwetki i zdrowego ciała. A przecież… co w tej chwili może być ważniejsze?
Dla tych, którzy chcą zmienić dietę, ale nie są gotowi na całkowitą rezygnację z niektórych produktów, np. mięsa powstał flexitarianizm – delikatniejsza forma wegetarianizmu.
Flexitarianizm – czym jest?
Flexitarianizm na co dzień opiera się na zasadach diety wegetariańskiej, jednak dopuszcza jedzenie mięsa od czasu do czasu. To my ustalamy w jakim stopniu chcemy ograniczyć spożycie tego produktu.
Flexitarianizm to dieta dla grzeszników – dla tych, którzy czasami nie potrafią oprzeć się pokusie zjedzenia schabowego na obiedzie u mamy czy ociekającej tłuszczem golonki. To dieta, która uwalnia od etykiety. Nikt nie będzie Ci wypominał, że przecież jesteś vege, a czasami podjadasz kurczaczki z KFC. Jesteś flexi, więc możesz.
To nic nowego
Flxitarianizm to marketingowa nowość, ale w praktyce istnieje od wielu lat. Dzisiaj
półki uginają się od różnego rodzaju mięs i wędlin, ale kiedyś jego zdobycie było wyzwaniem, a zjedzenie – wielką nagrodą.
Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że człowiek wcale nie jest istotą mięsożerną. Zostaliśmy stworzeni jako wszystkożercy, czyli trochę… flexitarianie. Kochamy mięso, ale nasz organizm jest w stanie funkcjonować tak samo dobrze, albo nawet lepiej, jeśli żywi się wyłącznie produktami roślinnymi.
Przodkowie człowieka nie jedli mięsa wcale. Początkowo żywili się wyłącznie owocami. Później wykształciły się masywne zęby trzonowe, które umożliwiły wprowadzenie do diety kory drzew czy liści. Co więcej, nasi przodkowie mogliby umrzeć od jedzenia mięsa! 2,5 mln lat temu ich jelita nie były przystosowane
do trawienia mięsa.
Dopiero z czasem ewolucja „wyposażyła” nas w odpowiedni układ trawienny i zainteresowaliśmy się mięsem. Przodkowie coraz częściej znajdowali padlinę, więc dlaczego mieliby nie spróbować? Później sami zaczęli polować i konkurować
z drapieżnikami. Aż w końcu, w bardzo dużym uproszczeniu, jedzenie mięsa zaczęło być powszechne.
Odwoływanie się do tak dawnych czasów może być argumentem, który nie trafia do wielu. Ale przecież jeszcze nie tak dawno, w 1981 roku obowiązywały kartki na mięso.System zmuszał ludzi do ograniczenia spożywania mięsa, bo zwyczajnie nie można było go kupić. Najlepiej było mieć w domu górnika, bo osobom wykonującym
ten zawód przysługiwał największy przydział mięsa – 7 kg na miesiąc. Robotnicy mogli kupić już dwa razy mniej, a studenci trzy razy mniej mięsa! Co ciekawe, system kartkowy wciąż obowiązuje na Kubie i w Korei Północnej.
Ludzkość po prostu lubi mięso – to symbol dostatku i władzy. Nieświadomie kojarzone jest z luksusem i cieszymy się, że możemy je jeść, bo głos w środku głowy podpowiada nam, że wtedy będziemy silniejsi, lepsi od innych. I guzik nas to obchodzi, że mięso, które kupujemy jest dużo gorszej jakości niż kiedyś, że zwierzęta często zabijane są w ogromnym stresie, cierpieniu. Trudno nam zrezygnować z mięsa, choćby nie wiem jak straszono nas zawałami czy rakiem. To wszystko nas nie obchodzi, ale prawdą jest… że nawet planeta nie radzi sobie z taką dietą.
Flexitarianizm – korzyści
Ratujmy Ziemię!
Warto zwrócić też uwagę na to, jak jedzenie mięsa wpływa na nasze środowisko. Pomijając już aspekt humanitarny, m.in. to jak wiele zwierząt jest zabijanych, w jaki sposób są traktowane i czym są karmione. Produkcja mięsa generuje gigantyczne straty dla naszej planety. Według raportu ONZ z 2006 roku, hodowla zwierząt jest odpowiedzialna za 18 procent emisji CO2, 35 procent emisji metanu i 65 procet emisji tlenku azotu. Do produkcji 1 kg wołowiny zużywa się średnio 15 tysięcy litrów wody! Dla porównania, to około 250 kąpieli w wannie.
Autor: Egle Plytnikaite
https://www.zmescience.com/ecology/how-much-water-in-food/
Wszyscy zginiemy
W maju 2019 roku, ONZ opublikował wstrząsający raport zawierający szczegółową ocenę stanu ziemskiej przyrody. Autorzy dokumentu twierdzą, że człowiek jest sprawcą katastrofy ekologicznej i właśnie jesteśmy świadkami szóstego wymierania życia na naszej planecie. Ostatnie miało miejsce 66 milionów lat temu, gdy w Ziemię uderzyła planetoida.
Zdrowie jest najważniejsze
Ograniczenie mięsa obniża ryzyko zachorowania na cukrzycę, choroby serca i nowotwory. Już w 2002 roku WHO opublikowało raport, w którym ostrzega przed jedzeniem czerwonego mięsa i przetworzonych produktów mięsnych. Z badań wynika, że osoby ograniczające ich spożycie są trzy razy mniej narażone na zachorowanie na raka jelita grubego niż osoby, które codziennie spożywają tego typu produkty.
[https://www.who.int/mediacentre/news/statements/2015/processed-meat-cancer/en/]
Bądźmy flexi!
Początkowo obśmiałam ten nowy trend nazywając go „wegetarianizmem dla mięczaków”, ale prawdę mówiąc, flexitariaznim niesie za sobą wiele korzyści.
Nawet jeśli ludzie przechodzą na flexitarianizm tylko dlatego, że jest modny, albo tylko dlatego, że nie mają wystarczająco dużo motywacji, żeby zrezygnować z mięsa – to więcej z tego dobrego niż złego. Skutki produkcji i jedzenia mięsa są zatrważające. Dlatego nawet najmniejszy krok w stronę zdrowszego odżywiania się należy pochwalać. Podobnie jest z ruchem zero waste (dążenie do całkowitego ograniczenia produkcji śmieci). Przecież lepiej dla Ziemi, gdy będziemy mieć sto osób, które są „trochę zero waste” niż dziesięć, które zupełnie nie produkują śmieci. Poza tym, flexitarianizm może być wstępem do diety wegetariańskiej lub wegańskiej, a nawet jeśli do tego nie dojdzie to bycie „flexi” w zbilansowany sposób godzi dwa światy: rygorystycznych wegetarianów z osobami na co dzień jedzącymi mięso.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 1
Wszystkie wyświetlenia strony: 1