5 sposobów na to, by stworzyć hygge w domu

0
Moje 5 sposobów na to, by stworzyć hygge w domu

Znacie to uczucie, gdy podczas jesiennego, leniwego popołudnia pogoda na zewnątrz nie zachęca do wyjścia, pada, wieje – a my zapalamy kilka świeczek, zakopujemy się pod ulubionym, miękkim kocykiem z kubkiem gorącej kawy, czy herbaty i zaczytujemy się w lekturze, albo oglądamy przyjemny film? Ta przytulność, to uczucie relaksu, które wtedy czujemy – choć ciężko je określić i opisać, doświadcza je niemal każdy z nas. Nie zawsze jest odpowiednio pielęgnowane, czasem brakuje czasu na taki swoisty quality time, ale istnieje w wielu formach i sposobach. Jedyny problem w tym, że ciężko to ubrać w jakieś słowa, bo brakuje go w języku polskim – istnieje zaś w języku duńskim i norweskim. I to właśnie jest hygge.

Często określane mianem klucza do szczęścia, hygge jest synonimem dobrego samopoczucia, które można porównać do angielskiego odpowiednika coziness. Nie jest to jednak do końca poprawne, bo choć słowo może nie przysparzać większych problemów, to sam koncept jest bardziej skomplikowany, niż się wydaje. Hygge to tworzenie małych rytuałów, cieszenie się chwilą, docenianie prostych przyjemności w życiu, jak zapach świeżo upieczonego chleba, delektowanie się chrupiącą skórką z masłem, oczekiwanie na przyrządzone przez mamę gorące ciasto z rabarbarem, którego aromat wypełnia zwykle całą kuchnię, czy też ten moment w którym spędzacie czas z najbliższymi przy ognisku i nie możecie doczekać się pieczonych ziemniaków, głęboko zakopanych w popiole.

Jeśli więc ten skandynawski fenomen hygge nie jest wam obcy, przedstawiam moje 5 sposobów na hygge w domu. I standardowo po inne inspiracje – podróżnicze i nie tylko, zapraszam na mojego bloga http://www.thedailywonders.pl/oraz instagram @TheDailyWonders.

Mój sposób na hygge: lampki i świeczki

Lampki i świeczki, a najlepiej wszystko razem i to w dużej ilości. Brzmi jak banał, ale okazuje się, że to właśnie oświetlenie gra kluczową rolę w określeniu danego miejsca mianem hyggeligt. Od zawsze w moim pokoju można było znaleźć zwykłe, choinkowe lampki w białym kolorze, które zdobiły czasem wezgłowie łóżka, czasem półki, innym razem wisiały przy ramkach. Choć budziło to jakiś czas temu powszechne zdziwienie (,,przecież to nie sezon świąteczny!”), teraz już nie robi na nikim wrażenia, a i sklepy w końcu oferują większą różnorodność produktów, dzięki czemu dom może przestać wyglądać tak, jakbyśmy od zimy zapomnieli zdjąć lampek. Możemy przebierać między uroczymi i słynnymi już cotton ball lights, czyli światełkami ukrytymi w małych, sznurkowych kuleczkach (lub zrobić je samemu), mniejszymi fairy lights, czy dziesiątkach innych ozdób. Dla tych, którzy dodatkowo chcą sprawić, by ich balkon czy taras także stał się hyggeligt, przydadzą się lampiony i latarenki. Jedną z takich latarenek, którą odnowiłam dawno temu, przywiozłam ze sobą z Polski – teraz stała się nie tylko moją ozdobą, ale też pamiątką z domu, co jest kolejnym plusem. (kliknijcie tu by poczytać, jak odnowić latarenkę samemu).
Nic nie wprawia mnie w nastrój hygge, jak odpowiednie, ciepłe oświetlenie. W końcu nikt nie czułby się swobodnie mając nad sobą lampy ze światłem tak białym i ostrym, że przypominałoby wnętrze marketów.

Hygge to białe wnętrza i delikatne ozdoby

Od zawsze lubowałam się w białych wnętrzach i w skandynawskim stylu, który jeszcze wtedy nie był prawie nikomu bliżej znany. Jak dziś pamiętam, że jako dziecko w trakcie remontu mojego pokoju, bardzo zależało mi na tym, by mieć białe meble i białe drzwi. Niestety żadne z powyższych nie spotkało się z aprobatą i usłyszałam wtedy, że ciężko w takich pomieszczeniach utrzymać czystość. Teraz, ponad 10 lat później, mój pokój w domu rodzinnym ma moje wymarzone białe meble i ściany, a mama w końcu doceniła to, jak biel powiększa optycznie każde pomieszczenie.

W czasie studiów wnętrza były moim najmniejszym zmartwieniem, ponieważ często odbiegały od ideału – wiedziałam jednak, że jest to tylko tymczasowe rozwiązanie. Wyjątkiem było moje małe, ale przytulne mieszkanko w szwedzkim Falun, które bardzo przypadło mi do gustu (poczytacie o nim tutaj). Teraz po wprowadzeniu się do mojego nowego, wymarzonego lokum, bardzo doceniam prostotę wnętrz i biel ścian. Dzięki temu bardzo łatwo można nadać całości innego charakteru przy odpowiednich ozdobach, kolorach czy sezonowych dodatkach. We wnętrzach, w których możemy wyrazić swój styl, łatwiej nam o hygge, a o to przecież chodzi.

Hygge to dobra książka

The Little Book of Hygge (Meik Wiking) to książka, którą zakupiłam pierwotnie na prezent dla chłopaka. Szybko jednak okazało się, że to ja jestem nią bardziej zainteresowana i z zaciekawieniem zaczęłam wertować kolejne strony. To bardzo lekka lektura, w sam raz na wrzucenie do torebki na podróż komunikacją miejską, ewentualnie na krótką przerwę na kawę. Nie wymaga większego skupienia, czy analizowania treści – książka jest prosta, urocza, opatrzona piękną grafiką (czy nie sposób nie pokochać okładki Little Book of Hygge?) oraz zdjęciami, które przypominały mi trochę rodzinne albumy. Wiem, że literatura na temat hygge rozrasta się z każdym dniem, jednak w każdej z nowych pozycji znajdziemy mniej więcej te same informacje. Uważam zatem, że jeśli jesteście ciekawi tego ,,z czym to się je” – jedna książka w zupełności wystarczy a być może dzięki niej przypomnicie sobie wasze ulubione rytuały, które trochę popadły w zapomnienie.

Oprócz pozycji na temat tytułowego hygge, lubię także zaszyć się pod kocem z dość odmiennymi gatunkami. Lubię książki kryminalne, sensacyjne, psychologiczne, w których akcja nie jest taka oczywista od samego początku.

Co ciekawe, wiele osób utożsamia hygge właśnie z taką prawdziwą, papierową książką. Lubią mieć ją w ręce, czuć jej zapach. Od czasu do czasu również zdarza mi się zakupić papierową wersję, jednak już od wielu, wielu lat jestem wierna wszelkiego rodzaju czytnikom ebooków. Aktualnie używam z powodzeniem mojego kindle paperwhite (recenzję po zakupie poczytacie: tutaj, a opinię po 2 latach użytkowania: tutaj). Powodów ku temu jest wiele, przede wszystkim chodzi o wagę – dużo podróżuję i lubię mieć ze sobą coś do czytania, niekoniecznie chcę aby zajmowało to pół bagażu, oraz nie zawsze mam warunki do tego by czytać przy świetle. Poza tym, nie kupując papierowych książek oszczędzam miejsce w domu, pieniądze (ebooki są tańsze) oraz uspokajam moje ekologiczne sumienie. Zapewniam zatem, że hygge z dobrą książką można mieć także na czytniku a jeśli interesuje was kilka sposobów na skuteczne pozbycie się nadmiaru książek, znalazłam ciekawy artykuł na blogu Simplicite, który poczytacie: tutaj.

Hygge to przyjemny zapach

Przypomnijcie sobie momenty, w których czuliście się dobrze, bezpiecznie i zrelaksowani. Większość z naszych wspomnień to nie tylko to, co widzieliśmy ale wszystko, co się z tym wiązało i dotyczyło innych zmysłów. Moim bardzo żywym wspomnieniem, które przywodzi na myśl konkretny zapach były wakacje nad jeziorem, gdy podczas deszczowego dnia siedziałam z mamą na tarasie domku. Za każdym razem, gdy latem czuję taką delikatną bryzę i świeży zapach deszczu, przypomina mi się tamten czas – uwielbiam to! Wspomniane już wcześniej ciasto drożdżowe z rabarbarem i inne wypieki, w których moja mama jest specjalistką: one nigdzie nie smakują i nie pachną tak jak w domu. Lubię również świeży zapach pościeli, który zawsze przywodzi mi na myśl dom. Hygge to właśnie takie drobne rzeczy, zapachy, które wprawiają nas w dobry nastrój.

Aby uzyskać zapachowe hygge najprościej zaopatrzyć się w różnego rodzaju olejki zapachowe, które wybierzemy według własnego gustu. Jednak ciekawym rozwiązaniem jest też zakup specjalnego wosku, który używa się podobnie jak olejek – wystarczy specjalny ,,domek na podgrzewacz”, do którego odłamuje się kawałek wosku, a następnie podgrzewa się by uzyskać zapach (koszt jednego to ok.9-10zł i jest niesamowicie wydajny!). Podczas zakupów w szwedzkiej Karlskronie natknęłam się po raz pierwszy na wosk firmy Yankee Candle o zapachu… świeżego prania! Później było tylko lepiej: zapach miękkiego kocyka, zapach dziecięcego pudru, cukierkowe, kawowe i wiele innych. Zaciekawiona wybrałam dwa pierwsze (pranie i kocyk) i to był strzał w dziesiątkę! Dom wypełnił się pięknym, świeżym zapachem i od tamtej pory na dobre porzuciłam wszystkie śmierdzące kadzidła. Zapach wosków i olejków jest świeży, naturalny i nienachalny. Całkowicie hyggeligt!

Dom to bezpieczna przystań

Jeśli nie jesteście zadowoleni z tego, jak wygląda wasz dom czy mieszkanie i nie znajdujecie we wnętrzu niczego, co sprawiłoby, że czujecie się tam przytulnie – to znak, że pora na zmiany! I wbrew pozorom nie mam na myśli żadnych kosztownych remontów. Siła tkwi w szczegółach – w rzeczach, które sprawiają, że jesteście szczęśliwi, gdy na nie patrzycie. Zdjęcia najbliższych, wspomniane wcześniej lampki, małe ozdoby. Uważam, że każde miejsce jest w stanie zyskać trochę uroku niezależnie od tego, które pomieszczenie jest waszym ulubionym: może to być stworzenie mini-ogródka na balkonie, może czujecie się dobrze gotując lub zalegając na fotelu z książką. Najlepsze detale to te, które przywołują miłe wspomnienia, które zbudowaliśmy lub zrobiliśmy sami, czy też te otrzymane w prezentach od najbliższych. Sztuka jest w tym, by doceniać to CO się ma, a nie ILE się ma. Hygge to wcale nie są bogato zdobione wnętrza, kosztowne dzieła sztuki, czy ogólny przepych. Tu liczy się atmosfera, ulubiona muzyka w tle, świąteczne grube skarpetki, które nosimy od lat; rozciągnięty sweter który zawsze ubieramy gdy na zewnątrz robi się chłodno i ulubiony, lekko obity kubek, w którym kawa smakuje najlepiej.
Przeprowadzałam się wiele razy – zmieniałam mieszkania, miasta i kraje. Ale po raz pierwszy podczas drobnych zakupów powiedziałam, że kupuję to do domu, nie do mieszkania. I było to dla mnie tak naturalne, że gdyby nie chłopak, który wyłapał tą subtelną różnicę, to pozostałoby przeze mnie niezauważone. To subtelny znak, że hygge zagościło u mnie na dobre.

Podzielcie się swoimi sposobami na hygge w domu!


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułTrzęsienia ziemi to grecka norma
Następny artykułLondyn na kilka dni cz.1
thedailywonders
Czesć, jestem Magda! Kocham podróże, waniliową kawę i najchętniej przygarnęłabym wszystkie napotkane przeze mnie zwierzęta. Śmiało dołącz do mojego pozytywnego zakątka i zainspiruj się zdrowym stylem życia, budżetowymi podróżami i fotografią. Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu - wiem coś o tym! Przemierzyłam 3 kraje, by w końcu odnaleźć się w Austrii. Jesteście ciekawi mojej historii? Zajrzyjcie na mojego bloga thedailywonders.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj