Wymiana handlowa z Wielką Brytanią zawsze była ważna ekonomicznie dla Irlandii. Ponad wiek temu – w roku 1928 wprowadzono nową walutę – irlandzkiego funta, po to, by podkreślić suwerenność obydwu ekonomii. Następnie, aby ułatwić i podkreślić te więzy, oba kraje wstąpiły do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Zdecydowanie jednak to Irlandia była większym zwolennikiem i entuzjastą Unii Europejskiej dzięki, której rozwinęła skrzydła. I tylko Irlandia przyjęła euro. Dziś największym rynkiem eksportowym Irlandii w Europie jest właśnie WB (16%), większym odbiorcą są tylko Stany Zjednoczone (23%). Wartość handlu pomiędzy WB i Irlandią szacowana jest na miliard euro tygodniowo. Gdyby WB mogła nawiązać współpracę z Unią Europejską na podobnych zasadach do tych, które mają Szwajcaria, Norwegia czy Liechtenstein, skutki wyjścia WB z Unii nie powinny być zbyt odczuwalne w Irlandii. Nie będzie to jednak łatwe, o czym więcej pod koniec wpisu. Zanim i o ile do tego dojdzie, minie wiele lat, w ciągu których, gospodarka irlandzka może odczuć Brexit najbardziej boleśnie z wszystkich państw członkowskich. Ponadto, Irlandia jako członek Unii, nie może mieć indywidualnych umów z WB.
Zastanówmy się jak Brexit może zagrozić Zielonej Wyspie? Na początek, kluczowym wyzwaniem dla firm eksportujących do UK, będzie spadek i zmienność wartości funta. Przygotowanie do wyjścia ma potrwać co najmniej dwa lata, ale potem wejdą w życie zapewne różne dodatkowe cła i opłaty, które zwiększą koszta eksportu i uczynią go mniej opłacalnym. Praca nad nowym umowami handlowymi będzie wymagała dużo czasu i negocjacji, których owoce i tak nie umożliwią wolnego handlu na taką skalę, jak obecnie w ramach Unii. Gospodarka zwolni, a co za tym idzie, wzrośnie bezrobocie. A tymczasem rząd irlandzki radzi, aby firmy zaczęły szukać innych rynków zbytu.
Wiele firm irlandzkich ma oddziały w WB a w nich pracowników różnych narodowości. Zatrudniani są ze względu na znajomość języków, ale też umiejętności i doświadczenia. Niektórzy z nich, być może nie będą mogli zostać w WB i odejdą z pracy, inni mogą nie chcieć już dłużej mieszkać w tym kraju ze względu na jego wyjście z Unii lub ze względu na falę rasistowskich incydentów. Strata utalentowanych i doświadczonych pracowników na rynku eksportowym może być kolejnym ciosem dla irlandzkich firm.
Każdego roku, trzy i pół miliona brytyjskich turystów odwiedza Irlandię. Spadek funta spowoduje, że wakacje w Irlandii staną się dla Brytyjczyków droższe i liczba turystów spadanie. Sektor turystyczny dokuczliwie to odczuje. Jedna z najbardziej uczęszczanych tras lotniczych na świecie to ta pomiędzy Dublinem a Londynem z około dwoma tysiącami lotów tygodniowo. Loty te, nie tylko oblegane są przez turystów, ale osoby „dojeżdżające” do pracy. Mąż mojej koleżanki lata do pracy w Londynie w poniedziałki rano i wraca w czwartki wieczorem. Natomiast inna znana mi służbowo osoba, fiurga pomiędzy dwoma krajami tak często, że nikt naprawdę tego nie wie, kiedy i gdzie jest, ale co drugi mój telefon odbiera, będąc właśnie w Londynie.
Irlandia odczuje Brexit boleśniej niż inne państwa Unii, również ze względu na Irlandię Północną. Kraj ten głosował za pozostaniem w Unii. Nacjonalistyczna partia Sinn Fein, po ogłoszeniu wyników zaczęła przebąkiwać nad referendum w sprawie przyłączenia się do Republiki. Obydwa kraje nie są jeszcze na to gotowe i nie wiadomo czy kiedykolwiek będą, Ponadto Irlandia Północna to finansowa dziura bez dna. WB daje jej rocznie 16 miliardów euro a PKB na osobę w Północnej, jest niemal 1,5 razy mniejsze niż w Republice. Republika sama jeszcze wychodzi z recesji i nie da rady, ale też raczej nie chce brać kolejnego garba na siebie. Tym garbem nie byłyby tylko finanse, ale też to, że proces pokojowy wciąż się nie zakończył. Ewentualne próba połączenia doprowadzić mogłaby do kolejnych zamieszek i starć pomiędzy protestantami i katolikami.
Do tego dochodzi zwykły przepływ ludzi pomiędzy granicami na wsypie. Dziś jadąc pociągiem lub autostradą, wystarczą dwie godziny, aby pokonać dystans dzielący Dublin z Belfastem. Irlandia Republika ma około 4,6 miliona ludności, Północna Irlandia 1,8 miliona. Na całej wyspie mieszka więc około 6,4 miliona ludzi. Natomiast w tak zwanym korytarzu Belfast – Dublin, czyli powierzchni obejmującej ludność w obydwu miastach oraz na terenie pomiędzy miastami, mieszka 3,3 milionów osób. Dziś Irlandczycy z Republiki jeżdżą do stomatologów do Północnej ze względu na korzystniejsze ceny usług. Osoby mieszkające na granicy Północnej, wybierają się do niej na zwykłe, cotygodniowe zakupy, do fryzjera lub po elektronikę. Co prawda ceny nie są już aż tak bardzo niskie jak kilka lat temu, gdy w okresie bożonarodzeniowych zakupów, niemal cały Dublin jeździł do Nerwy, pierwszego miasteczka w Północnej, aby zapełnić bagażnik zakupami, ale wciąż Południe jeździ na Północ. Politechnika w Dundalk czy Sligo (Dundalk Institute of Technology, Insitute Technology of Sligo) promuje od kilku lat swoje uczelnie w Północnej, aby przyciągnąć tamtejszych studentów. Z roku na rok ich liczba się zwiększa, w szczególności w Dundalk, które leży jakieś 10 km od granicy z Północną i 80 od Belfastu. Dublińskie uczelnie też chętnie widzą w swoich progach Północno – Irlandczyków. Teraz wszyscy się zastanawiają, jak bardzo wzrośnie czesne, którego wysokość się różni w zależności od tego czy, jest się studentem z lub spoza Unii. Ewentualny odpływ żaków, mimo ich małej liczby też będzie miał wpływ na budżet uczelni i lokalną mikroekonomię. Ciekawe też, jaki Brexit będzie miał wpływ na osoby mieszkające po jednej stronie granicy a pracujące po drugiej. Co z ich swobodnym jej przekraczaniem, zarobkami, podatkami? Czy powstaną granice z odprawą i celnikiem? Na te i wiele innych pytań rząd irlandzki jeszcze głośno nie odpowiada, ale wiadomo, że Brexit przyprawia wszystkich o ból głowy . Pojawiło się też kilka pojedynczych głosów zastanawiających się, czy Irlandia nie powinna powrócić do Commonwealth. Oczywiście, to tylko pojedyncze głosy, gdyż nic tak nie wzmocniło Irlandii, jak właśnie przystąpienie do Uni. Zanim do tego doszło Irlandia stała w ekonomicznym, gospodarczym, ale też psychologicznym cieniu Wielkiej Brytanii. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku trafnie została określona przez francuskiego komentatora Jeana Blancharda jako „wyspa za wyspą”.
A patrząc na dobre strony? Irlandia pozostanie jedynym angielskojęzycznym krajem w Unii i firmy amerykańskie zainteresowane rynkiem europejskim nie będą już miały problemu z podjęciem decyzji co do miejsca siedziby. Coraz więcej firm finansowych czy banków patrzy w kierunku Dublina. Już teraz pewna firma inwestycyjna (nazwy tu nie podam – możecie sobie wyguglać) przenosi się i będzie potrzebować 100 pracowników. Co prawda firma powiedziała, że Brexit nie miał wpływu na decyzję o przeniesienie, ale nikt się chyba na to nie nabiera. Kto jak kto, ale firmy finansowe są najlepsze w ocenianiu ryzyka i dywersyfikacji. Budynek wynajęli już w grudniu, ale dopiero teraz oficjalnie ogłosili, że przenoszą się do Dublina. Londyn? Nie ma takiego miasta Londyn, jest tylko Lądek Zdrój. ;)
Jednak do wyścigu przejęcia schedy po Londynie, staje wiele miast europejskich. Na niekorzyść Dublina przemawia to, że jest wyspą daleko ok kontynentu i nie łączy jej z Europą żaden tunel tak jak w przypadku Londynu. Dodatkowym minusem jest dość słaba infrastruktura poza Dublinem, jak i transport publiczny. Największym natomiast problemem jest brak mieszkań. Ceny wynajmu w Dublinie są kolosalne i ciężko jest znaleźć coś tubylcom a tym bardziej nowo przyjezdnym. Mniej więcej w tym samym czasie gdy odbywało się referendum w sprawie Brexit, rząd irlandzki ogłosił nową inicjatywę TechLife Ireland. Firmom irlandzkim brakuje dobrze wykształconych i doświadczonych pracowników w sektorze ICT. Według wyliczeń tutejszy rynek pracy może bezproblemowo wchłonąć 3 tysiące nowych pracowników zza granicy rocznie. Skoro już teraz brakuje ich tak wielu, co będzie, jeśli zaczną się przenosić tu różne firmy z Londynu? W wyścigu wysoko się podobno plasuje też Frankfurt. Dużo populacja, międzynarodowe firmy, lotnisko z połączeniami na cały świat. Na minus Frankfurtu przemawia to, że jest podobno nudny ze słabą ofertą rozrywek po godzinach pracy. Co więcej, jest podobna pewna niechęć umacniania Niemiec oraz samego Frankfurtu poprzez przenoszenie tam innych firm finansowych, wystarczające ma być to, że mieści się tam siedziba Banku Europejskiego. Podobno w rankingach zwycięża Amsterdam. Nie ma mieszkańca, który nie mówiłby po angielsku, ma porządną infrastrukturę i komunikację i mnóstwo rozrywek do zaoferowania.
Natomiast jeśli chodzi o sam Brexit to ktoś trafnie określił, że została otwarta butelka z uśpionym Dżinem rasizmu. Brytyjczycy, głosując nie patrzyli na gospodarkę, tylko przemówił nieuzasadniony strach przed imigrantami. Imigranci z Europy w większości integrują się z lokalnym społeczeństwem, pracują, płacą podatki, opłacają wynajem mieszkań, opiekę nad dziećmi itp. Samo państwo natomiast nie poniosło kosztów z ich wykształceniem, poczynając od szkoły podstawowej na zawodowej czy studiach kończąc. Ot, wartość dodana. Imigranci, którzy więcej kosztowali państwo, pochodzą z byłych koloni, osoby które po przybyciu niemal automatycznie dostawały dom lub mieszkanie socjalne, opłacane miały szkolenia, dostawali zapomogi pieniężne itp. Część z nich usamodzielniała się z czasem, część jednak pozostawała na niekończącym się bezrobotnym. Najbardziej jednak Brytyjczycy obawiali się fali uchodźców, ale tych i tak nie przybyłoby to Wielkiej Brytanii zbyt wielu. Rząd brytyjski wywalczył sobie umowę, że przyjmie tylko tych uchodźców, którzy są zarejestrowani i przybywają bezpośrednio z Syrii. Takich uchodźców trzeba by ze świecą szukać. David Cameron dla własnych rozgrywek i utrzymania się przy władzy obiecał referendum, ale nie docenił siły głosu klasy pracującej oraz tego jak bardzo społeczeństwo brytyjskie jest podzielone i różni się między sobą, nie tylko ze względu na klasę ale też rejon geograficzny. Najpierw Cameron straszył brzydką Unią a po czasie stwierdził, że jednak jest ładna. Nie docenił też tego, że nie można bawić się w podpalacza a później strażaka, bo społeczeństwo odpowiedziało mu na to według zasady „call your bluff”. Cameron zginął od broni, którą wojował i musiał się podać do dymisji. Były prezydent Londynu Boris Johnson, też planował dłuższe unoszenie się na fali populizmu i zachęcał głośno do wyjścia z Unii. Po dymisji Camerona, wydawało się niemal pewne, że to Johnson zastąpi go w roli lidera partii Konserwatystów a następnie będzie mocnym kandydatem na premiera. Ku zaskoczeniu wszystkich, Boris ogłosił że jednak nie będzie kandydował. Unik roztropny… kto chce brać na siebie same problemy ekonomiczne po wyjściu z Unii? Równie bezczelny okazał się Nigel Farage, kolejny populista i entuzjasta wyjścia z Unii. Przeraził się, gdy dopiął swego, gdyż wygląda na to, że jak wszyscy inni populiści, wcale nie chciał Brexitu, a jedynie takie sobie wybrał miejsce i wyborców na scenie politycznej WB. Farage po tygodniu przemyśleń, (i pewnie przyśpieszonej lekcji z ekonomii, gospodarki a także prawa unijnego) stwierdził, że odchodzi od polityki, bo to, czego chciał dla swego kraju, spełniło się, więc on teraz chce mieć czas dla siebie. A argument o suwerenności WB? Jeśli WB będzie chciała handlować z Unią, będzie musiała dostosować się do większej ilości regulacji, ceł i wytycznych niż wtedy gdy była z Unią. Ponadto, imigranci przebywający w Calais i pragnący znaleźć się Wielkiej Brytanii, niecierpliwie czekają na finalizację wyjścia. Teraz będą mogli swobodnie dostać się do WB. Francji, ta granica z państwem spoza Unii, już interesować nie będzie.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Irlandii zapraszam na mojego bloga W Krainie Deszczowców oraz na mojego facebooka.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 1
Wszystkie wyświetlenia strony: 1
Sbundowani – sami jesteśmy bardzo ciekawi bo prognozy póki co są trochę niewesołe a pierwsze firmy zaczynają odnotowywać straty. Natomiast firmy finansowe mają się do nas przenieść z UK, trzymamy kciuki. :)
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam.
Bardzo ciekawy artykuł. W ostatnim czasie przeczytałam sporo opinii i prognoz odnośnie Brexitu, ale podała Pani kilka faktów, o których akurat czasopisma, jakie trafiły w moje ręce, nie wspominały. Ciekawa jestem, jak potoczą się dalej losy Irlandii.
chyba źle zrozumiałeś M.K. – Irlandia szuka rynku zbytu gdzie mogłaby sprzedawać swoje produkty i usługi. Czy chcesz, żeby Polska była takim runkiem zbyty czyli importerem czy raczej eksporterem – chyba tego drugiego jej życzyłbyś?
PS. A znajomość języka to za mało. Mentalność i kultura muszą jeszcze być podobne.
Tam gdzie inni widzą problemy inni widzą okazję. Wg. mnie tą okazję powinny wykorzystać Polskie firmy i otworzyć rynki zbytu naszymi krajami. Problemy z robieniem biznesów z UK? – Zapraszamy do nas! My jesteśmy w Europie, mamy wszystko i jeszcze więcej niż UK. Prawie wszyscy (młodzi) mówią po angielski. Zapraszamy do Polski. Tak to powinno teraz działać.