Cypr w Grudniu

0
SONY DSC

Autobus – pamiętający czasy kolonialne* – jest kolorowy, śliczny, baśniowy. Nad przednią szybą kołysze się wśród liści sztuczna kiść winogron. Siedzenia są brązowe, skórzane. Gdy wsiadamy i wysiadamy, kierowca za każdym razem wystawia przed wejściem coś w rodzaju dodatkowego stopnia, który potem chowa w środku. Obok mnie turyści, głównie z Wielkiej Brytanii, którzy – podobnie jak ja – nie przestraszyli się deszczowej pogody.

 

Wyjeżdżamy poza miasto, by zobaczyć, jak wygląda grudniowa przyroda w rejonie zwanym Germasogeia**. Giorgos, przewodnik wycieczki, a prywatnie mój znajomy i dawny słuchacz na moich kursach polskiego, bardzo ciekawie opowiada i żartuje. Autokar wtacza się na rzadko uczęszczaną wiejską dróżkę. Co jakiś czas zatrzymujemy się, podziwiamy rośliny i liczne w tej okolicy kościółki. Giorgos zrywa przez okno rosnącą dziko cytrynę i podaje nam ją. „Cytryna jak cytryna” – myślę sobie. Cytryn tu u nas dostatek przez cały rok, a zwłaszcza zimą. Jednak po chwili zmieniam zdanie, bo choć owoc już wędruje do rąk kolejnych pasażerów wesołego autobusu, moje dłonie nadal zachowują jego silny aromat. Jedziemy dalej… Pomimo pochmurnej pogody humory nam dopisują. Mijamy zaporę wodną i olbrzymie wodne zbiorniki. W tym roku są one puste. Gdy o tym myślę, łaskawszym okiem patrzę na kłębiące się nad nami ciemne deszczowe chmury. W końcu wysiadamy i udajemy się na jedną z tutejszych ścieżek turystycznych, podobno na tę najłatwiejszą. Momentami trzeba się trochę wspiąć pod górkę lub przejść nad stromą krawędzią, ale spacer jest przyjemny i bezpieczny. Co chwila zatrzymujemy się, by posłuchać Giorgosa i pooglądać rośliny oraz widoki, o których opowiada. Wreszcie na żywo mogę zobaczyć szarańczyn strąkowy (łac. Ceratonia siliqua, ang. Carob tree), o którym pisałam w swojej drugiej książce. Wytwarza się z niego różne przysmaki, o których pisałam też tutaj. Drzewo to rośnie tu sobie samotnie na tle błękitnawych gór, wśród szarych i beżowych traw oraz nielicznych złotawych krzewów. Co i rusz przystajemy przy jakimś krzaczku, dotykamy, oglądamy…

Spoglądam w dół, w puste koryta wodnych zbiorników. Pojawia się słońce i rozjaśnia surowy krajobraz, by za moment znów schować się za chmurą wiszącą nad jednym ze wzgórz. „Zabiorę cię tu wiosną i wtedy zobaczysz, jakie tu zajdą zmiany” – obiecuje Giorgos, a ja oczami wyobraźni widzę tę okolicę skąpaną w jaskrawym słońcu, obsypaną zielenią i bujnym kwieciem.

 

Wracamy do autobusu i wtedy o szyby zaczynają uderzać krople deszczu.

Jedziemy na godzinę do pobliskiej miejscowości, gdzie znajduje się zabytkowy, maleńki kościółek, wciśnięty pomiędzy niezbyt ładne zabudowania.

Niestety, świątyńka jest zamknięta, deszcz pada coraz gęściej, więc pozostaje schronić się w kawiarni. W środku staroświeckie meble, gabloty z pucharami i portrety na ścianach. Na jednym z nich rozpoznaję prezydenta Makariosa.

Zamawiamy kawę i herbatę. Każdy kubek gorącego napoju, bez względu na zawartość, kosztuje 2 euro. Siadam przy stoliku z przesympatyczną nauczycielką angielskiego i pogodnym, gadatliwym starszym panem, Brytyjczykiem. Mężczyzna opowiada nam swoją historię. Po śmierci żony miał moment załamania, ale zaczął przyjeżdżać na Cypr, nabrał zdrowia, tężyzny fizycznej i odnalazł sens życia. Często chodzi na wycieczki i robi mnóstwo zdjęć. „Robię je dla siebie, nie wstawiam tego do internetu” – mówi. „Dla mnie telewizja i internet nie istnieją. Wolę kontakt z ludźmi w realu i z przyrodą. Dzięki temu dobrze się czuję i jestem szczęśliwy” – twierdzi. Może ma i rację? Ucieczka do realu, taka całkowita, jest bardzo kusząca… Jednak jak na razie z wielką przyjemnością dzielę się z Wami moimi nowymi trofeami – fotografiami uwieczniającymi grudniowy krajobraz Germasogeii. Jak Wam się podobają?…

 

*do 1960 roku Cypr był kolonią brytyjską

**Germasogeia – gmina należąca do Limassolu


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułSzwedzki brak prywatności
Następny artykułDlaczego w Rosji jest mniej mężczyzn niż kobiet?
Maria Christou
Nazywam się Maria Zofia Christou. Od 2010 roku mieszkam na Cyprze, w Limassolu. Jestem współautorką dwóch przewodników Pascala po Cyprze: "Cypr [Przewodnik Lajt]" (2018) i "Cypr [Inspirator Podróżniczy]" (2018). Opublikowałam też trzy książki: "Moje długie cypryjskie wakacje" (2013), "Moja barwna cypryjska mozaika" (2016) i "Moje słoneczne cypryjskie zapiski" (2018). Znaleźć w nich można prawie wszystko, co mnie na wyspie Afrodyty zainteresowało, poruszyło i zachwyciło. Są tam m.in. informacje o zabytkach, opisy cypryjskich zwyczajów i tradycji, a nawet przepisy kulinarne... A w tle - moje życie w obcym kraju, który z każdym dniem staje mi się coraz bliższy. Moją cypryjską opowieść kontynuuję na blogu...

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj