Pierwszego poranka w Hawanie wyruszyłam na poszukiwanie pożywienia. Przechadzałam się ciasnymi uliczkami, zerkałam na obdrapane kamienice i wypatrywałam budek z jedzeniem bądź restauracyjek. Ostatecznie weszłam do bardzo małej knajpki z sześcioma krzesłami ustawionymi pod ścianami. Para Kubańczyków jadła ryż z fasolą. Menu wypisano flamastrem na plastikowej kartce. Wybrałam kanapkę z czymś w rodzaju omletu z serem i gazowany napój limonkowy. Po kilkunastu minutach oczekiwania na stół wjechało moje danie. Z białej pszennej bułki wystawała masa jajeczna.
Nieco później, w okolicach kościoła, przyszedł czas na drożdżowy placek – à la pizza – z serem i papryką. Na koniec lody kokosowe za ok. 80 groszy. To były moje pierwsze doświadczenia jeśli chodzi o kubańską kuchnię. Na początku była radość i ekscytacja, że udało się kupić coś sycącego za 20 CUP (ok. 3,50 zł). Jednak z czasem przyszło znudzenie i refleksja, że Kuba fast foodem stoi!
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: