Miłość w potrzasku

1
Armand Todo

Pierwszy marzec był wyczerpującym dniem zawodów pływackich moich synów. Przesiedziałam cały dzień na ławkach wielkiego kompleksu pływackiego w Saint Etienne. W basenie toczyły się walki o medale między nastolatkami, a na trybunach cierpliwie kibicowali im rodzice z młodszym rodzeństwem.

Jedni przegrywali, inni wygrywali, przy głośnym aplauzie widowni. Jedni bili brawo, a inni… bili dzieci.

Mam 44 lata. Skończyłam ten poważny już wiek tydzień temu. We Francji mieszkam od 26 roku życia. Mam dwójkę dzieci od 14 lat. Z takim stażem przeżywania Francji rodzicielskiej, powinnam się już przyzwyczaić do widoku bitych po twarzy dzieci. Jestem jednak oporna w tej nauce francuszczyzny, bo ciągle mi to nie wychodzi.

W rodzinie mego męża dzieci są już dorosłe, ale gdy były małe, dostawały czasami po twarzy, w celach wychowawczych. W rodzinach mych francuskich przyjaciół, podobne sytuacje należą do normalności. Podobnie było na basenie w Saint Etienne, wczoraj podczas zawodów. Podobnie widzę w sklepach, podczas robienia zakupów. U sąsiadów, u sąsiadów sąsiadów, w poczekalni lekarskiej….

Może nie wszyscy i nie wszędzie, ale dużo i często. Nie chodzi o jakieś katowanie dzieci od rana do wieczora, ale o wcale nierzadki gest rodzica w stosunku do dziecka, wtedy, gdy ten duży jest niezadowolony z małego. Spoliczkowanie dziecka we Francji jest objawem odpowiedzialnej miłości rodzicielskiej, dbania o potomstwo, okazywanie mu troski. Francuski rodzić koryguje postępowanie dziecka, wychowuje go , pokazuje limity zachowania, poprzez ten szybki, suchy gest. Przynajmniej tak mi to tłumaczy się zawsze, gdy głośno wyrażam negatywną opinię.

Prawo francuskie daje rodzicom możliwość karania dzieci, poprzez kary cielesne wewnątrz domu rodzinnego, w celach edukacyjno-wychowawczych. Jakiekolwiek zmiany tego prawa łączą się szeroką dezaprobatą francuskiej opinii publicznej. Pytani na ulicach rodzice, najczęściej głośno domagają się utrzymania ich bezwzględnego prawa do wychowywania dzieci tak, jak im się to wydaje najskuteczniej, po przez ich bicie. Mamy 2015 rok. Kraj w którym kartę praw i wolności obywatelskich podniesiono do rangi religii.

Kiedy poruszam ten temat w Polsce, wszyscy się oburzają: Jacy ci Francuzi dzicy! To typowe dla południowców … Okropność, po twarzy?! No jeszcze w pupę , to rozumiem , ale w policzek?!

Nie wiem czy w pupę, po twarzy, za ucho, nos czy palec… Nie chcę i już! Dlaczego rodzic wykorzystuje bicie do wychowywania dzieci? Bo nie umie inaczej. Bo tak jest łatwiej. Większego nie będzie bić, bo może być zabity.

Mam dwóch chłopców. Wychowuję ich praktycznie samotnie, bo mąż mój pracuje od zawsze poza Francją. Chłopców wychowuję bez przemocy i tak staram się od zawsze. Ale żyjemy w kraju, gdzie bicie jest czymś naturalnym, bici biją, duży, małych , mali małych…

Kiedyś, po przyjściu z przedszkola, paroletni Eliot uderzył mnie głową w brzuch, bo mu coś zabroniłam. W szkole widział to u innych dzieci i przyniósł to, jak kiedy indziej laurkę. Nakrzyczałam na niego pod wpływem bolesnych emocji… potem, na spokojnie, jeszcze raz wytłumaczyłam, że nie wolno bić.

W kilka dni później uderzył mnie ręką. Odwróciłam go i dałam lekkiego klapa w pupę ze słowami: ja cię nigdy nie biję, ale ty mnie uderzyłeś, więc, ja też ciebie uderzyłam. Dwa dni temu uderzyłeś mnie głową, teraz ręką, a ja nie chcę być bita. Zatem oddałam ci tym samym, bo słowa nie pomogły. Nie bij, a nie będziesz bity. To nie jest forma komunikowania się. Uważaj, kiedyś trafisz na silniejszego, i zrobi ci straszną krzywdę.

Jeśli zrobisz to jeszcze raz, oddam ci dużo mocniej, bo nie chcę być bita. Eliot przestał z dnia na dzień. Przez wiele, wiele lat był spokój. Poszedł do szkoły podstawowej, potem do gimnazjum. Rok temu, czyli osiem lat po incydencie przedszkolnym, zaczął się dziwnie zachowywać. Każdy konflikt kończył się zbliżeniem jego twarzy do mojej, a nawet jakieś dziwne, bliskie gestykulowanie. Aż doszło do jednej z nastoletnich awantur i poczułam lekki ból przy skroni. W sekundę później mój syn poczuł silny ból na policzku. Uderzyłam go w sekundę po jego agresywnym zachowaniu.

Jesteśmy tego samego wzrostu. Eliot krzyknął z wyrzutem: uderzyłaś mnie! Moja mama karcąco spojrzała się na mnie. A ja na to:- tak, oddałam ci za to samo. Nie będziesz mnie bił, ani niebezpiecznie nie kontrolował swojej złości. Nic cię do tego nie upoważnia. Mam prawo do samoobrony. Zrobisz to jeszcze raz, będziesz mierzył siły z ojcem.

Od tego czasu gesty, mierzenie ze złością wzrokiem, w czasie konfliktów, nastoletnie puszenie się zniknęło radykalnie. Mam nadzieję że na zawsze. Myślę, że zrozumiał, że nie tędy droga.

Armand, gdy był mały, obserwował co się dzieje między mną, a starszym bratem. Wiedział, że nie biję, ale że stawiam bariery. Czasami, męsko zaciskał piąstki. Aż klepnął mnie ze złością za zabraną mu za karę zabawkę. Miał chyba 4 lata. Odwróciłam go zrobiłam dokładnie to samo co z Eliotem. Nigdy potem nie był już do mnie agresywny. Woli odejść do pokoju, jak dać upust swojej złości.

Bicie nie jest ani formą wychowawczą, ani formą komunikowania się. Jednak jeśli dziecko mnie bije, muszę go przekonać żeby tego nie robiło. Tłumaczę słowami. Ale czasami, to nie starcza. Muszę się zatem obronić. Dziecko musi wiedzieć, że bijąc kogoś może samo być boleśnie zbite. Moi chłopcy nie są agresywni. Nie biją innych dzieci. Jednak zawsze im mówię, jeśli ktoś cię bije, zgłoś w szkole dorosłym i zapowiedz oprawcy, że mu oddasz. Jeśli cię znowu uderzy, oddaj dużo mocniej, a ja obronię cię w szkole przed reperkusjami.

Uderzenie drugiego człowieka, we Francji, jest normalną formą rodzicielskiego zachowania, bezkarnej formy wywierania presji na słabszym, ale nie samoobronnym zachowaniem. Rodzice atakują dzieci, bo nie starcza im cierpliwości i zwłaszcza, przede wszystkim, kultury. W Wersalu, gdzie robi się dużo dzieci, gdzie mieszkają wielodzietne rodziny katolickie, dzieci na widok zbliżających się matek, często zasłaniają głowy. Na codzień spotykałam się z tym w szykownej dzielnicy Residence de Grand Siecle. W przedmieściach arabskich podobnie reagują rodzice, trzaskający dzieci po twarzach, jakby to były piłki a nie buzie. Policzkowanie to zupełnie naturalny gest praktykowany we wszystkich środowiskach, potrząsanie, popychanie to zupełna codzienność.

Wczoraj, na basenie, mały, paroletni chłopiec, tylko przeszedł po bucie matki. Machnęła ręką i mały już miał czerwony policzek. Mały pochlipał i mu przeszło. Przyzwyczajony do tego gestu, kiedyś będzie robił to samo ze swoim dzieckiem.

Jedną z najpopularniejszych zabaw dziecięcych jest wyliczanka: ja cię trzymam , ty mnie trzymasz za bródkę, pierwszy kto się zaśmieje, ten dostanie w policzek:

Zabraniałam bawić się w tę idiotyczną, francuską zabawę w mojej rodzinie. Dzieci zrozumiały bardzo szybko, że jest to pewna forma banalizowania uderzenia w twarz. Dzieci zrozumiały, ich dziadkowie i wujkowie nie.

Moja teściowa od lat nie potrafi zrozumieć mojej postawy. Zawsze powtarza, że jedno trzaśnięcie jeszcze nikomu nic złego nie zrobiło. No… ale ona ma 80 lat i należy do innego świata. Jednak, gdy widzę moich rówieśników z tą samą mentalnością, robi mi się niedobrze.

To jest świat według dzikich. Gdyby wszyscy w życiu codziennym reagowali tak, jak większość Francuzów postępuje bezkarnie ze swoimi dziećmi to: policjantów trzaskano by po gębach za każdy wystawiony mandat, kasjerki ciągle byłyby opuchnięte od zniecierpliwionych klientów, teściowa waliłaby mnie, a ja ją. Mąż trzaskałby mnie za nieugotowany obiad, a ja jego, za nieumyty samochód. itd., itd..

Parę lat temu stworzono we Francji telefon zaufania dla staruszków. Podobno w ciągu kilku dni trzeba było zwiększyć ilość osób odbierających telefony. We Francji jest mnóstwo bardzo, bardzo wiekowych ludzi. Okazało się, że większość dzwoniła z płaczem, że są bici przez ich dzieci i wnuki.

Nie mogę napisać, że nigdy nie uderzyłam moich dzieci. Bo to zrobiłam, bo się musiałam obronić i wytłumaczyć im, że bijąc mogą kiedyś trafić na kogoś, kto zrobi im nieodwracalną krzywdę. Jednak wychowuję ich nie wykorzystując przemocy fizycznej. Nigdy nie stosowałam klepania, szturchania i bicia. Mimo, że mam dwóch chłopców i chowam ich sama, a jestem niska i drobna. Eliot i Armand mierzą czasem siły między sobą. Ale i tak rękoczyny należą między nimi do rzadkości, mimo bardzo częstych konfliktów.

Podobnie mamy z psami. Nigdy nie biję moich zwierząt. Są radosne, patrzą prosto w oczy wszystkim domownikom, słuchają się bez zarzutu.

Nie byłam bita i nie biję. Często wchodzę w konflikty z Francuzami jakich widzę w akcji bicia dzieci czy zwierząt. Nie pozwoliłam na przemoc mojemu mężowi, który wychowany po francusku myślał, że trzeba kontynuować tę sztafetę. Na szczęście udało mi się to wyperswadować, choć dużo mnie to kosztowało. Bał się bowiem utracić miejsce przywódcy stada. Powoli dorósł do myśli, że nie tędy droga.

W moim życiu nie wolno bić i akceptować bicia. Klapy w pupę, policzkowanie, ciągnięcie za uszy, włosy.. Nie i już!

Jako dziecko nie byłam bita w domu. Natomiast przez wiele miesięcy znosiłam potworne bicie w szkole. Chodził do tej samej klasy ze mną chłopak o nazwisku Gołąb. Nie było to górnolotne dziecko. Miał silne nogi i duże ręce. Źle się uczył i okropnie zachowywał. Byliśmy mali, w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Chłopak chciał mi pokazać, że warto, go kochać. Trzaskał mnie na przerwach i po szkole. Kopał i bił po plecach i nogach. Odbił mi mięśnie w prawym udzie. Do dzisiaj mam widoczne wgłębienie. Nic nikomu nie mówiłam, bo było mi wstyd i bałam się, że jeszcze bardziej będzie mnie walił. Kąpałam się w wannie z dużą ilością piany. Aż kiedyś zabrakło „Zielonego Jabłuszka”. Mama weszła i wszystko się wydało. Tata poskarżył się grubej matce, łobuzicy Gołębiowej. Wysłuchała ojca grzecznie i przyrzekła ukarać syna. Na odchodnym szepnęła pod wąsikiem, że go zabije.

Nie zabiła, ale pewnie strasznie pokiereszowała. Pewnie jak zwykle. Chłopak musiał być w domu torturowany. Niewiele dała kara, bo dalej mnie kopał okropnie. Aż tata dorwał go i powiedział spokojnie, że zrobi mu krzywdę jeśli nie przestanie. Przestał. Co prawda źle skończył, bo parę lat temu widziałam, jak szuka cudów w ursynowskich śmieciach.

Potem trafił się inny Don Juan. Traczyk mu było. Pamiętam ich nazwiska, twarze, łapska. Ten też kopał mnie i nawet nosił scyzoryk, który mi wbijał w plecy. Też udało się go wyeliminować z mojego dziecięcego życia. Jeszcze wiele razy w różny sposób znosiłam przemoc w szkole. Bo męskie zaloty, albo zazdrość dziewczęca właśnie agresją objawiały się najczęściej. Mam jak najgorsze z wspomnienia z tych sytuacji. Byłam najmniejsza , bo poszłam wcześniej do szkoły i miałam dzieciństwo podróżnicze. Wyglądałam inaczej, funkcjonowałam inaczej, to wzbudzało różne reakcje. Nie umiałam się obronić inaczej jak werbalnie. Może dlatego, że nie byłam bita w domu. Nie wiem. Jednak do dziś budzi we mnie złość widok bijących się ludzi jak i totalna obojętność innych. Dlatego nigdy, nigdy nie jestem obojętna i nauczyłam tego moich synów. Zawsze reagują i głośno, zdecydowanie przeciwstawiają się niesprawiedliwym reakcjom ludzi.

Opisany wcześniej telefon zaufania dla staruszków, w sposób ewidentny potwierdza moją teorię o ciągłości przemocy. Biłeś, będziesz bity. Lepiej zatem od razu nie bić i nie być bitym. A jeśli cię biją, to albo uciekaj i szukaj pomocy, albo, jeśli możesz, obroń się na tyle, na ile możesz.

Wczoraj na basenie już miałam krzyknąć, ale mąż niecierpliwej matki, spojrzał się wymownie i odsunął zapłakanego malca od kobiety. Widać był inaczej wychowany.

Pytanie, czy wolno , czy powinniśmy reagować? Uważam, że tak. Mimo, że panuje zasada: nie moje dziecko, nie mój pies. Mi się nie udaje. Zawsze reaguję ku zdziwieniu wszystkich.

Jakiś czas temu, w szkole moich dzieci, była dyskusja na ten temat. Synowie opowiadali mi, że polskie dzieci w większości uważały tak, jak moi synowie, że nie wolno bić. W rodzinach wyłącznie francuskich i nie mieszanych, młodzi uważali, że czasami, rodzice mają rację, że biją ich po twarzy. Wychodzą z założenia, że widać zasłużyli na takie zachowanie. Dla tych nastolatków jest już normalnym , że są bici przez ich rodziców. Uważają nawet, że w ten sposób ich rodzice pokazują im jak bardzo się nimi interesują.

Kiedyś, za wiele, wiele lat, gdy już dorosną, mogą stracić cierpliwość do ich rozkapryszonych, starzejących się rodziców, a wtedy, z pewnością będą wiedzieli co zrobić z babcią, czy dziadkiem.
Miejmy nadzieję, że telefon zaufania ciągle będzie jeszcze istniał.

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….

W środę 4 marca br Rada Europy ma podjąć decyzję z sprawie ukarania Francji, za utrzymywanie w Prawie rodzinnym, zezwolenia na stosowanie kar cielesnych u dzieci, w celach edukacyjno wychowawczych, wewnątrz domu rodzinnego.

Tymczasem ostatni sondaż opublikowany na francuskim portalu Yahoo.fr pokazuje, że aż 45% Francuzów potwierdza, że zetknęli się, wiedzą o tym, czy byli świadkami maltretowania dzieci w ich rodzinach,wśród znajomych, czy sąsiadów.


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułMarcowe zwyczaje
Następny artykułŚwięto Latarni w Kunmingu
Patrycja Todo
Jestem pisarką i fotografem., ur. w 1971. Losy me potoczyły się w różnych krajach i kontynentach. Szczęśliwe dzieciństwo u boku podróżujących po świecie rodziców, studia w Belgii, wieloletnia praca i życie w holenderskim Maastricht, a ostatecznie, małżeństwo z Francuzem, hiszpańskiego pochodzenia, pozwoliły na zdobycie doświadczenia i śmiałą ocenę zamieszkiwanej od lat Francji. Mówię w pięciu językach. Jestem pokoleniową Warszawianką i matką dwóch, dorastających w wielo kulturowej rodzinie chłopców. Opowiadam o kraju, którego aura, jak i cienie, od zawsze pasjonują ludzi na całym świecie. Aktywnie współpracuję z nowojorską grupą artystyczną "Emotionalists". Wystawiałam prace fotograficzne na wystawach międzynarodowych, za oceanem, jak i w Polsce. Prowadziłam rubrykę w literackim piśmie "Bluszcz". Jestem również autorką blogów, które przyciągają wielu internautów zainteresowanych Francją, poezją i fotografią artystyczną. W marcu 2014 , ukazał się w Empiku, mój debiut literacki "Moja Francja".

1 KOMENTARZ

  1. Czytam właśnie Pani książkę „Moja Francja” jestem świeżo po rozdziale dotyczącym publicznej oświaty we Francji. Powiem szczerze, że trochę się podbudowałam, bo okazuje się, że nasza polska szkoła nie jest jeszcze taka zła, a wręcz nauczanie stoi na wysokim dość poziomie, i to cieszy. Oboje z mężem jesteśmy nauczycielami dlatego ten temat tak mnie poruszył. U nas niezwykle rzadko zdarza się, że dziecko nie potrafi pisać i czytać kończąc szkołę podstawową. A metoda globalnego nauczania czytania nie sprawdziła się i nikt chyba u nas jej nie stosuje.Mieszkam na prowincji a nie wiem co dzieje się w dużych miastach, ale myślę, że jest podobnie. A bicie dzieci a szczególnie po twarzy źle wróży wychowawcom. Życzę powodzenia i wracam do książki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj