Pierwsze dni na Filipinach spędzamy na Panglao. Małej wysepce obok wyspy Bohol. Naszym celem jest snurkowanie w okolicy wyspy Balicasag i spotkanie żółwi. Nie przypuszczamy jednak, że będzie to tak ekstremalne snurkowanie… Zanim jednak dotrzemy na Panglao musimy przebyć jeszcze kilkaset kilometrów…
MANILA
Do Manili docieramy po ośmiu godzinach lotu. W samolocie Cebu Pacyfic było zimno jak w lodówce, a do tego trzęsło jak na ukraińskich drogach. Po przylocie kupujemy kartę z Internetem i wychodzimy na zewnątrz. Nie jest gorąco, jest przyjemnie. Siadamy w barze przed lotniskiem, zamawiamy zupki chińskie. Jeszcze nie mamy śmiałości na jedzenie „z ulicy”. Obok nas siedzi Filipińska rodzina, starsza Pani zaciekawiona pyta skąd i na jak długo przylecieliśmy oraz jakie mamy plany na zwiedzanie Filipin. Pyta Gosię, czy jesteśmy siostrami… dla nich chyba wyglądamy identycznie. Pokazujemy jej jaka pogoda jest w Polsce. Robi na nas tak pozytywne wrażenie, że od razu chcemy poznać jak najwięcej Filipińczyków.
Siedem godzin oczekiwania na lot do Cebu zaczyna się nam dłużyć. Do tego okazuje się, że samolot ma godzinę opóźnienia. Przenosimy się w międzyczasie na terminal 4, z którego odbywają się loty wewnętrzne. Zawozi nas tam lotniskowy autobus. W hali odlotów siedzą już prawie sami Filipińczycy. My też siedzimy… na podłodze, pijemy piwo i jemy pierwsze lokalne potrawy.
CEBU
W końcu docieramy na lotnisko Mactan, gdzie wita nas… deszcz. Do postoju taksówek stoi już długa kolejka, decydujemy się wiec jechać do centrum Cebu City autobusem. Koszt przejazdu to 250 peso. Ostatni bus odjeżdża o godz. 21:00. Udaje nam się na niego zdążyć. Kiedy siedzimy w środku, do autobusu wchodzi gość z obsługi i pyta, czy ktoś nie zgubił portfela. Młody opalony chłopak, chwyta się za kieszenie i mówi, że on. Mężczyzna podaje mu portfel, ale siedząca obok dziewczyna oświadcza, że to nie jego, bo przecież jego jest w plecaku. Mężczyzna zabiera portfel, otwiera go i wskazuje młodego Azjatę i mówiąc, że portfel jest jego. Chłopak siedzi uradowany, a my zaskoczeni Filipińską uczciwością.
Autobus dowozi nas do SM Cebu City, wysiadamy na jakimś małym dworcu i zaczynamy szukać kolejnego transportu. Pytamy o drogę i zaczynamy kręcić się w kółko. Ciągle pada… W końcu decydujemy się złapać taksówkę, pakujemy się w sześć osób i jedziemy pod adres, pod którym ma się mieścić nasz nocleg: Michelle’s przy Sanciangko St. Mamy problem ze zlokalizowaniem hostelu. Szukamy go jakieś trzydzieści minut, a w tym czasie mijamy go kilka razy. Zalane wodą ulice Cebu nie robią na nas dobrego wrażenia. Kiedy w końcu udaje nam się zlokalizować hostel, wdrapujemy się na trzecie piętro, to okazuje się, że nie ma nikogo z obsługi. Czekając na korytarzu, zaglądamy do toalety i już wiemy, że na pewno nie zostaniemy tu na noc. Ruszamy więc szukać jakiegoś innego noclegu. Jest środek nocy. Ciągle pada…
Noc spędzamy w GV Tower Hotel gdzie bierzemy pokój dla sześciu osób. Koszt to 2500 peso. Warunki średnie, ale jest ciepła woda, co okaże się rzadkością na Filipinach. Rano wypijamy kawę na tarasie znajdującym się na siódmym piętrze hotelu, po czym ruszamy do portu. Po drodze mijamy ulicznych sprzedawców, małe warsztaty rozłożone na chodnikach, wyciągających ręce po pieniądze żebraków i ogrom dzieci. Dzieci brudnych, żebrzących, głodnych… widok, do którego nie przyzwyczailiśmy się do samego końca wyjazdu.
Cebu jest najstarszym miastem Filipin. Jest znane dzięki Ferdynandowi Magellanowi, który dopłynął tutaj w trakcie swojej podróży dookoła świata i tutaj też zginął. Jego akcję kontynuował Miguel Lopez de Legazpi, który z Filipin utworzył pierwszą hiszpańską kolonię. Tym samym Cebu ma sporo kolonialnych zabytków w tym fort San Pedro oraz kaplicę, w której trzymany jest fragment krucyfiksu pozostawiony w 1521 roku przez Magellana. Cebu słynie także z gitar i ukulele… My jednak błyskawicznie z niego uciekamy.
BOHOL – TAGBILARAN
Po dotarciu do portu zakupiliśmy bilety do Tagbilaran na Bohol. Na końcu ulicy Legaspi Ext. wchodząc na Pier 1, po prawej stronie znajduje się ciąg kas wszelakich przewoźników. My zdecydowaliśmy się na OceanJet płynący o godz. 13:00. Bilet kosztuje 400 peso (miejsca bez klimatyzacji). W terminalu płacimy jeszcze 25 peso opłaty zwanej „Terminal Fee”. To płaci się zawsze i wszędzie. Płyniemy na Bohol godzinę. W porcie zagaduje nas taksówkarz, zgadza się nas zawieźć na Panglao za 600 peso (100 peso na osobę). Nie mamy żadnego noclegu więc kierowca poleca nam szukać w okolicy Dumaluan Beach. Jego zdaniem ta plaża jest tańsza od słynnej Alona Beach. Panglao to jedna z ważniejszych turystycznie wysp regionu Visayas. Jest połączona z Boholem dwoma mostami. Najsłynniejsza plaża i centrum ruchu turystycznego to Alona Beach, my wiemy, że potrzebujemy mniej zatłoczone miejsce…
Cały artykuł oraz galerię zdjęć zobaczysz TUTAJ
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 6
Wszystkie wyświetlenia strony: 7