Oszczędne pakowanie dla dziewczyn (i nie tylko)

0
Kiedy wyjeżdżamy gdzieś z mężem zazwyczaj pakujemy się w dwa plecaki: jeden duży, drugi mały (on oczywiście nosi ten duży). Z plecakami o pojemnościach 65l i 28l przemierzyliśmy kiedyś auto-stopem i innymi środkami transportu 9 krajów europejskich podczas 27 dniowej podróży. Należy nadmienić, że nasz ekwipunek zawierał w sobie namiot, dwie dmuchane karimaty i jeden śpiwór. Obecnie wyruszając nawet na mniej szalone wyprawy staramy się nie przekraczać tego limitu. Dzięki temu znacznie łatwiej jest się przemieszczać i zawsze mamy świadomość, że jeśli zajdzie taka potrzeba to jesteśmy w stanie założyć cały nasz bagaż na plecy i poruszać się z nim na piechotę. Jednak na prawdę wyższy poziom w dziedzinie oszczędnego pakowania musiałam osiągnąć wyjeżdżając sama, na tydzień, na pieszą wędrówkę. Poniżej kilka przemyśleń o tym, co warto zostawić w domu a co zabrać ze sobą.

​1. Wyjazd to nie pokaz mody

​Zawsze sobie powtarzam, że wyjazd to nie pokaz mody i nic się nie stanie, jeśli nie wszystko będzie do siebie idealnie pasować. Żeby ograniczyć jednak ilość niepasujących rzeczy, zabieram gładkie koszulki w neutralnych kolorach.  Jaskrawe lub wzorzyste rzeczy biorę tylko pojedynczo np.: bluzę lub spódnicę. Zazwyczaj na wyjazdy nie zabieram też kosmetyków do makijażu, wychodząc z założenia, że jeśli ja mam wakacje to moja skóra też może mieć wakacje. Nawet w podróży poślubnej nie umalowałam się ani razu, co więcej na wszystkie romantyczne kolacje zakładałam tą samą sukienkę (bo tylko jedną zabrałam). Mąż jakoś to przeżył, był nawet całkiem zadowolony, że nie musi nosić więcej bagażu.

2. ​Wybieram wielofunkcyjne ubrania

​Jeśli nie można zabrać dużo, warto pomyśleć o różnorodnym wykorzystaniu tego, co się ma ze sobą. Zabieram na przykład cienki i ciepły, ale też całkiem elegancki sweterek.  Mogę go spokojnie założyć wychodząc na miasto a jeśli jest zimno wcisnąć go pod bluzę lub założyć do spania. Staram się też zabierać długie spodnie, które w łatwy sposób można przerobić na krótkie przez podwinięcie lub odpięcie nogawek. Uwielbiam też tuniki plażowe bez ramiączek, które można wykorzystać, jako spódnice lub letnie sukienki.

3. ​Zabieram rzeczy, które jadą „tylko w jedną stronę”

​Jeśli chcę się pożegnać z jakąś częścią garderoby, butami lub ręcznikiem zabieram je na najbliższą wycieczkę i wyrzucam pod koniec wyjazdu lub kiedy przestają już być potrzebne. Minusem takiego rozwiązania jest to, że zbyt często lituję się nad rzeczami i zabieram jednak z powrotem do domu. Moje rekordowe pod tym względem buty były chyba na sześciu „ostatnich wycieczkach”, na szczęście z koszulkami i skarpetkami idzie mi trochę lepiej.

​4. Pranie

​Pakując się na dłuższe wyjazdy zazwyczaj planuję co najmniej jedno pranie w czasie wyjazdu. Na pieszych wędrówkach czasami jest to konieczne nawet codziennie. O ile w hotelach taka usługa jest dość droga i nie polecałabym z niej korzystać, to hostele lub airbnb często oferują dostęp do pralki w cenie pobytu lub za drobną opłatą. W mniej cywilizowanych warunkach pozostaje pranie ręczne. Wspólne ręczne pranie rzeczy w różnych okolicznościach przyrody jest dla mnie jednym z najbardziej uroczych wspomnień z naszej podróży poślubnej.

5. ​„Travel size” na prawdę działa

​Kiedyś myślałam, że rzeczy w rozmiarze „podróżnym” to tylko kolejny sposób na wyciągnięcie ze mnie pieniędzy. Jednak w miarę przemierzonych kilometrów zaczęłam je doceniać. Obecnie zawsze zabieram ze sobą miniaturowe wersje kosmetyków (wystarczy raz kupić małe buteleczki i uzupełniać przed wyjazdem), mam też mikro ręczniki i mały bardzo pakowny śpiwór. Kierując się podobną zasadą, jako zapasowe spodnie zabieram zawsze leginsy, zajmują mało miejsca a do tego są wygodne.

6. ​O czym nigdy nie zapominam

​Pomimo umiłowania do minimalistycznego podróżowania są pewne rzeczy, bez których nie wyruszam w drogę:

  1. Apteczka z artykułami pierwszej pomocy i podstawowymi lekarstwami
  2. Dokumenty ubezpieczeniowe
  3. Krem z filtrem
  4. Zapasowe buty
  5. Kurtka przeciwdeszczowa
  6. Nakrycie głowy (stosowne do pory roku)

Mój mąż obiecał mi, że kiedyś pojedziemy na wyjazd, na który będę mogła zabrać wszystkie rzeczy, jakie tylko będę chciała. Możliwe, że rzeczywiście nastanie kiedyś taki dzień, zaś tymczasem pozostaje mi długo opanowywana i starannie pielęgnowana sztuka oszczędnego pakowania.

Jeśli podobał Ci się wpis możesz śledzić kolejne na fb TravelCafe, zapraszam też bezpośrednio na mojego bloga :) 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułKrótka opowieść o hymnach i zjednoczeniu Niemiec
Następny artykułTĘCZOWE GÓRY W CHINACH oraz plusy i minusy podróżowania po tym kraju.
Kaja_PS
Mieszkam i pracuję w Liverpoolu. Kocham moją pracę (jak najbardziej etatową), ale poza tym kocham podróżować. Na moim blogu nie znajdziesz recepty na to ja „rzucić wszystko i wyjechać w nieznane” ani jak stać się pełnoetatowym podróżnikiem. Będzie natomiast o tym jak zwiedzić kawał świata nie wywracając całego życia do góry nogami. A także trochę o tym, jak przeżyć w Anglii i nie zwariować. Po więcej historii zapraszam na www.travelcafe.blog Pozdrawiam, Kaja_PS

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj