Filantropia po brytyjsku

0

Filantropia może wynikać z różnych mniej lub bardziej szlachetnych pubudek; ostatecznie jednak nie ważne jest to dlaczego pomagamy, ale to, że ktoś potrzebujący otrzyma pomoc.

Brytania ma długą tradycję dobroczynności, pierwsze wzmianki o organizacjach pomagających potrzebującym pochodzą już z XII wieku. W przeszłości filantropia była najczęściej domeną kościoła i bogatej arystokracji, obecnie w Brytanii zarejestrowanych jest 180 tysięcy organizacji charytatywnych, z których zdecydowana większość ma charakter świecki, lokalny i działa w oparciu o wolontariat.

Brytyjczycy mają filantropię w genach. Szczodrze wspierają wielkie imprezy medialne w rodzaju naszej WOŚP: Children In Need i Comic Relief, niosące pomoc na skalę międzynarodową, nieco mniejsze, wspierające np. żołnierzy-inwalidów wojennych jak Poppy Appeal, a także małe lokalne charities, oddane drobnym sprawom dnia codziennego. Istnieje np. organizacja, która opiekuje się psami wyścigowymi, które uległy kalectwu i właściciele już ich nie chcą; są ludzie dobrego serca, którzy prowadzą tzw. donkey sanctuaries, czyli miejsca, gdzie stare i chore osiołki dożywają swoich dni ciesząc się łąkami pełnymi trawy. Takich przykładów są tysiące.

rednose

Kwestowanie na ulicach czy poprzez dotacje internetowe jest jednym, w dodatku wcale nie najpopularniejszym, sposobem zbierania funduszy  przez organizacje dobroczynne. Inne to np. tzw. sponsoring – darczyńca deklaruje jakąś dowolną najczęściej drobną kwotę, która będzie odprowadzana z jego konta co miesiąc na jakiś konkretny cel, np. na tzw. adopcję – jeśli ktoś kiedyś marzył o zostaniu mamusią śnieżnego leoparda, kaktusa z Gwinei albo małego mieszkańca Afryki, to nie ma żadnego problemu, płacisz i masz.

spons

Niezwykle popularne są również sponsoringi polegające na tym, że ktoś stawia sobie jakiś ambitny cel i jeśli go zrealizuje, osoby, które zadeklarowały poparcie finansowe na specjalnej liście (sponsorzy) przekazują pieniądze wybranej przez 'sponsorowanego’ organizacji. Cele mogą być różne: przebiec półmaraton, skoczyć ze spadochronem, zdobyć trzy najwyższe góry itp. Zależy od wyobraźni. Takich zadań często podejmują się osoby dotknięte bezpośrednio przez taką czy inną życiową katastrofę. Czytałam o ojcu dziewczynki, która zmarła na nowotwór; dla uczczenia jej pamieci i zebrania funduszy na walkę z rakiem bohaterski tata (lat 50) postawił sobie za cel przebiegnięcie 50 maratonów. 

Wiele akcji zbierania pieniędzy odbywa się w zakładach pracy. W wybranym dniu np. wszyscy mogą przyjść do pracy w dżinsach, za 'przywilej’ noszenia dżinsów płaci się drobną kwotę na taki czy inny cel. Co zdolniejsi piekarze pieką ciasta (mniej zdolni kupują w tesco), które będą następnie wystawione na sprzedaż.

Co roku tysiące kobiet bierze udział w Race for Life, biegach odbywających się w całym kraju; propagują tym samym wiedzę o zapobieganiu nowotworom, zwłaszcza kobiecym, oraz pomagają budować atmosferę wspólnoty i wsparcia dla ofiar choroby i ich rodzin. Kolorem biegu jest różowy, który jest jednocześnie kolorem walki z rakiem.

Niezwykle popularną formą zbierania funduszy przez organizacje charytatywne są tzw. sklepy charytatywne. Każda organizacja ma własną sieć sklepów; ich działalność polega na sprzedaży za niewygórowane ceny rzeczy podarowanych przez lokalnych mieszkańców. Do takiego sklepu można oddać wszystko, co nam już niepotrzebne: ciuchy, książki, płyty czy artykuły gospodarstwa domowego. Taki sklep to fantastyczna okazja do zakupów za grosze; często można upolować markowy ciuch albo ostatni bestseller praktycznie za ułamek oryginalnej ceny. Wszyscy na tym zyskują; byłoby świetnie, gdyby taki proceder dało się przenieść na polski grunt.

Na koniec dodam, że pomoc międzynarodowa jest jednym z niewielu elementów składowych brytyjskiego budżetu, którego nie dotknęły cięcia i oszczędności kryzysowe. Rząd tłumaczy, że 'my mamy źle, ale oni jeszcze gorzej’. Nie każdy w kraju jest z tego powodu zadowolony; poniekąd można to zrozumieć patrząc na skalę drakońskich cięć, które obecny rząd testuje na swoich obywatelach.

annawwalii

Zdjęcia moje oraz ze stron organizacji charytatywnych.

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułChiny Gulangyu Island
Następny artykułWielkanoc w Anglii
Anna w Walii
Od ośmiu lat mieszkam w niedużej Walii, kraju wiecznego deszczu, który wbrew powszechnej opinii nie jest częścią Anglii. Świat generalnie mało co wie na temat Walii; nawet Polacy którzy tu mieszkają często nie wiedzą jak pięknym jest miejscem. Tak więc ja wypełniam pracowicie niszę na rynku prowadząc fotoblog http://www.annawwalii.wordpress.com.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj