Podczas, gdy w Polsce w kontekście zaostrzonego prawa aborcyjnego toczy się ideologiczna walka na wielu frontach, w ramach której hasłami godności człowieka niektóre ze stron konfliktu wycierają sobie namiętnie gębę, u naszych zachodnich sąsiadów toczy się faktyczny dyskurs nt. temat niezbywalności godności jednostki w kontekście eutanazji.
(Jak zaś wygląda prawo aborcyjne w Niemczech pisałam tutaj: http://sbundowani.blogspot.com/2016/04/fanatyzm-i-kobiece-majtki.html)
Dyskusja nt. prawa do eutanazji toczy się w Niemczech już od wielu lat i typowo dla tego typu dyskusji, raz cichnie, raz wybucha na nowo. W grudniu 2020 w niemieckiej telewizji pojawiło się znowu kilka reportaży poruszających tą kwestię. Temat podjęto także w programach publicystycznych, do których zaproszono krewnych osób, które zdecydowały się na eutanazję poza granicami kraju, księży i politików.
Badania pokazują, że większość społeczeństwa niemieckiego jest za dopuszczeniem eutanazji w prawie niemieckim. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiają się jednak uparcie politycy, którzy argumentują, iż ciężko jest naprawdę określić, czy dana osoba faktycznie życzy sobie śmierci. Jako przykład mają służyć osoby myślące o samobójstwie i rezygnujące z niego w ostatniej chwili.
Argumenty osób popierających prawo do eutanazji są w znacznym stopniu podobne do tych, jakie znamy z polskiego podwórka. Natomiast do tych odnoszących się jednoznacznie do niemieckiej rzeczywistości należy min. zarzut, iż przeciwnicy mają wprowadzać innych w błąd poprzez używanie sformułowania „aktive Sterbehilfe” (aktywna pomoc przy śmierci), tworząc w ten sposób skojarzenia z zabijaniem na życzenie, podczas gdy w postawionych żądaniach chodzi o to, by z udziału w dopuszczonym u naszych niemieckich sąsiadów od 1871 wsparciu w popełnieniu samobójstwa nie wykluczać lekarzy i organizacji.
Innym argumentem, który przykuł moją uwagę, jest wypowiedź oskarżająca firmy farmaceutyczne i szpitale o czerpanie materialnych korzyści z podtrzymywania przy życiu śmiertelnie chorych pacjentów, zwłaszcza w ostatnim etapie ich choroby, który to czas wymaga wyjątkowo intensywnej pielęgnacji.
Każda z podniesionych kwestii mogłaby stanowić wstęp do długiej dyskusji. Moim celem dzisiaj nie jest jednak rozkładania na czynniki pierwsze argumentów pro i kontra eutanazji. Chciałam raczej zwrócić naszą uwagę na poziom dyskusji w Niemczech na tematy, w które uwikłany jest też kościół. Ten oczywiście stoi na stanowisku, iż eutanazja nie powinna być dopuszczona, jednak słuchając niemieckiej debaty nie odnosiło się wrażenia, że jego przedstawiciele uprawiają ideologiczną wojnę. Grzecznie przedstawiali swoje stanowisko w poszczególnych programach. Potrafili przy tym okazać zrozumienie osobom, które w przeszłości wyjechały ze swoimi bliskimi za granicę i tam pomogły im w dokonaniu eutanazji. Słuchając ich nie odnosiło się wrażenia, że przedstawiciele kościoła próbują wejść za wszelką cenę ze swoimi buciorami w czyjeś życie. No cóż, kościół w Niemczech odebrał swoją lekcję. Po przegranej walce ze środowiskami kobiecymi w latach 90-tych XX w. o wspomniane wcześniej prawo do aborcji, kościoły chrześcijańskie w Niemczech utraciły swoją szczególną pozycję i przekształciły się bardziej w grupy lobbystyczne.
Czy oznacza to, że państwo niemieckie jest świeckie, w którym nie ma szansy na konflikty na tle religii chrześcijańskiej? Nie. Pragnie za takie uchodzić, ale nim nie jest. Pokazują to przeróżne obrazki z życia codziennego, a pandemia, tylko to potwierdziła. Podobnie jak w Polsce zdecydowano się w Niemczech na zamknięcie instytucji kulturalnych jak muzeów, czy teatrów. Na zamknięcie kościołów rząd się jednak nie odważył tłumacząc ten fakt, iż dla 50% społeczeństwa rezygnacja z mszy byłaby zbyt wielkim wyrzeczeniem. Kościół w Niemczech jednak zamiast dumnie stroszyć piórka, przyjął ten przywilej raczej z pochyloną głową, świadom złości pozostałych 50% społeczeństwa, które do życia może jego nie potrzebuje, ale za to kultury. W internecie pojawiły się wpisy księży nawołujące do solidaryzowania się z resztą społeczeństwa i zamknięcia z własnej inicjatywy także kościołów. Do tego jednak ostatecznie nie doszło. Pojawiła się jednak inna inicjatywa. Część księży zaczęła zatrudniać muzyków do artystycznej oprawy nabożeństw. Skoro zamknięto im inne przestrzenie prezentacji, kościół oddał im swoje świątynie. Co prawda w ramach obostrzeń pojawiło się jakieś sformułowanie o zakazie dawania występów, więc obecność artystów podczas nabożeństw ograniczała się raczej do siedzenia z własnymi instrumentami, niemniej gest ze strony kościoła został doceniony.
Skoro Niemcy nie są wcale takim państwem świeckim, to może posiadają o wiele wyższą kulturę dyskutowania ze sobą niż Polacy na trudne tematy? Nie zawsze. Oczywiście słuchając debat prowadzonych w społeczeństwie niemieckim nieraz życzę sobie takiego poziomu kultury w Polsce. Są jednak sytuacje, które pokazują, jak Niemcy nie potrafią ze sobą rozmawiać. Dobitnym przykładem było to, co wydarzyło się po sławetnych słowach Angeli Merkel „damy radę”, otwierającymi niejako przed uchodźcami niemieckie granice. Pierwsza fala entuzjazmu nie tylko nie dopuszczała do głosu wszelkich sceptyków, czy osoby zgłaszające jakiekolwiek obawy, ale spychała je wręcz do kąta prawicowych ekstremistów, przyczyniając się do głębokiego rozłamu w społeczeństwie. Pisałam o tym tutaj: http://sbundowani.blogspot.com/2016/01/lepsze-juz-disco-polo-od-sylwestra-w.html (tylko niestety wówczas zbyt optimistycznie patrzyłam na dalszy rozwój sytuacji w naszym kraju, co pokazuje koniec tamtejszego wpisu).
Co zatem sprawia, że Niemcy nie plują na siebie nawzajem jadem rozmawiając o tak trudnym pod względem etycznym i moralnym temacie jak prawo do eutanazji? Chyba odrobiona lekcja z własnej historii. Po nazistowskiej przeszłości szczególne znaczenie ma dla naszych zachodnich sąsiadów Artykuł 1 Ustawy Zasadniczej Republiki Federalnej Niemiec, który głosi, że „Godność człowieka jest nienaruszalna. Jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem wszelkich władz państwowych.”
Zwrot „godność człowieka” jest odmieniana w Niemczech przez wszystkie przypadki. O ironio rozłam w 2015/2016 wynikał też z wielkiego strachu naruszenia godności uchodźców. Naród niemiecki co chwilę pochyla się nad pojęciem „godności człowieka” w kontekście różnych problemów. Na początku tego roku telewizja niemiecka któryś raz z kolei znalazła niezwykle ciekawą formułę pokazania jednego ze spektakli Ferdinanda von Schiracha, przy pomocy którego autor, prawnik z zawodu, wznowił dyskurs nad „nienaruszalnością godności przestępcy”. (O poprzednim spektaklu telewizyjnym tego autora, także podnoszącym kwestię godności człowieka, ale w innym kontekście, opowiadałam tutaj: http://sbundowani.blogspot.com/2016/10/1-godnosc-czowieka-jest-nienaruszalna.html) Tym razem za bazę dla jego historii posłużył mu przypadek porwania jedenastoletniego dziecka dla okupu. Czynu dokonał w 2002 Magnus Gäfgen, który porwał Jakoba von Metzlera, syna bankiera. W ten sposób oprawca chciał zdobyć fundusze na swoje kosztowne życie w wyższych sferach. Niestety chłopiec znał przelotnie porywacza, dlatego też ten zabił od razu swoją ofiarę, aby nie pozostawić po sobie żadnych śladów. Przezorności mu jednak wkrótce zabrakło i prowadzący sprawę policjant dość szybko wpadł na jego trop. Licząc, że ma jeszcze szansę uratować dziecko, poddał aresztowanego torturom, za co ten go później oskarżył. Sąd nałożył wówczas na policjanta karę grzywny. 04.01.2021 wyświetlono jednocześnie na dwóch różnych kanałach spektakl oparty na tych wydarzeniach. Widz mógł zatem zdecydować, czy chce poznać historię z perspektywy policjanta prowadzącego sprawę, czy obrońcy przestępcy. Emisja wznowiła dyskurs, jaki przetoczył się przez Niemcy w 2003 roku.
Oglądając ten spektakl oraz przysłuchując się trwającym dyskursom w Niemczech ciężko było nie myśleć o tym, jak na dwóch różnych poziomach toczą się teraz dyskusje nt.aborcji w Polsce i eutanazji w Niemczech. O tym, czego prawo niemieckie nie pozwala tamtejszej policji, a co w pracy jej polskich kolegów toleruje obecna polska władza. I tak można by wymieniać jeszcze dalej.
Na Nowy Rok 2021 życzę zatem mojej ojczyźnie, aby wyniosła naukę z ostatnich lat rządów obecnej partii i zaczęła odmieniać pojęcie „godność człowieka” przez wszystkie przypadki (a mamy ich w polskim o trzy więcej niż w języku niemieckim). Życzę nam, abyśmy w poszanowaniu do swoich przekonań umieli rozmawiać kulturalnie i z klasą na trudne tematy, jakimi są aborcja, czy eutanazja. I na koniec życzę nam, abyśmy w budowaniu nowego porządku (bo wiem, że ten przyjdzie) nie wpadli w drugą skrajność.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 3
Wszystkie wyświetlenia strony: 3
Trochę się z nimi zgadzam. Pracowałam kilka lat w Niemczech jako opiekunka i Niemcy mają zupełnie inne podejście do wolności człowieka i decydowania o samym sobie. Już to może niektórych dziwić. Polskie opiekunki myją dziadków na siłę, każą im chodzić spać, wstać, jeść itd. siedzieć, nie chodzić. Jednym słowem nimi dyrygują. Zabraniają spożywania alkoholu, bo „przecież oni biorą tabletki”. Tymczasem według Niemców seniorów nie można do niczego zmuszać. Nie chce się myć, to się nie myje, nie chce brać tabletek, to nie bierze. Chce umrzeć, to umiera.
Byłam raz u rodziny, gdzie mąż mojej podopiecznej był chory na raka. Nie wiem, jak to dokładnie przebiegało, ale jego córka podjęła decyzję o zaprzestaniu leczenia. Musiała być jego opiekunem prawnym. Dziadek (70 lat – jak na warunki niemieckie młody senior, w takim wieku są dzieci seniorów, którymi sią opiekowałam, a nie seniorzy) był w pełni świadom, gdy zaprzestano leczenia. Pewnie był podłączonych do jakiś urządzeń. Podopieczna opowiadała, że ona tego dnia nie poszła do szpitala, bo nie mogła na to patrzeć. Przy jej mężu była córka i człowiek do końca był świadom, że umiera i mówił, że tego chce, bo nie może tak żyć. Byłam w lekkim szoku. Rozumiem, jak ktoś nie kontaktuje i jest roślinką, ale odłączanie ludzi w pełni świadomych to nawet jak dla mnie jest bardzo drastyczne. Z drugiej strony z opowiadań wiem, że odczuwał straszny ból. Nie wiem, czy chciałabym tak zwijać się z bólu bez szans na poprawę i czekać nie wiem jak długo na śmierć.
Niemcy mają zupełnie inną mentalność. Żyje im się łatwiej, żyją pełnią życia i nie uśmiecha im się wegetacja na starość, a co dopiero cierpienie. My wegetujemy całe życie, a na koniec kurczowo trzymamy się życia.
Drugi problem to opieka nad seniorami. Niemcy nie chcą się nimi zajmować, a seniorzy nie chcą być dla nikogo ciężarem. Oczywiście są wyjątki – bardzo roszczeniowi Niemcy, którzy uważają, że wszyscy mają obowiązek spełniać ich zachcianki. Część Niemców czuje się jednak niepotrzebna, ich życie traci blask, popadają w depresję, nie chcą być ciężarem dla innych (bo czują się ciężarem i daje im się to odczuć – niestety takie są relacje rodzinne Niemców) i myślę, że często mogą czuć się zmuszeni do podjęcia takiej decyzji. Chociaż będą mówili, że to ich samodzielna decyzja, w rzeczywistości w pewnym sensie taka decyzja może być wymuszona przez najbliższe otoczenie. Już w tej chwili podpisują DNAR, na podstawie którego w niektórych sytuacjach lekarze i sanitariusze nie podejmują ratowania życia, odstawia się pożywienie itd.
Jak Niemcy zatwierdzą eutanazję, to będą hurtowo zabijać seniorów. Kiedyś oglądałam taki program, w którym mówiono, że jest problem z opieką i jak nic z tym nie zrobią, jedynym rozwiązaniem będzie eutanazja. Myślę, że takie rozwiązanie jest coraz bliżej. COVID to taka cegiełka do trumny niemieckich seniorów. Niby agencji dla opiekunów jest na pęczki, jak i samych opiekunów, w rzeczywistości zapotrzebowanie jest takie, że ograniczenia, testy, szczepienia jeszcze bardziej uszczupliły szeregi opiekunów gotowych podjąć się pracy w Niemczech. Wymagania są coraz większe – po obu stronach. Niemcy chcą fachowej opieki, która jednocześnie będzie wykonywała obowiązki zwolnionej „służby” za grosze, Polacy chcą godnych warunków pracy. Tylko patrzeć, jak to wszystko pierdyknie.