Flamingi w Niemczech?

0

Zwierzęta obserwowane w naturalnym środowisku zawsze robią większe wrażenie niż w przypadku tych oglądanych w ogrodzie zoologicznym. Przeglądając zdjęcia innych użytkowników na Instagramie, zobaczyłam przepiękne, różowe flamingi. I to nie w Hiszpanii, a w Niemczech. Słabo znam się na botanice, a trasy wędrowne ptactwa to już w ogóle nie moja bajka, dlatego zdziwienie było ogromne. Kiedy dotarło do mnie, że znajdują się one zaledwie około 30 kilometrów od mojej miejscowości to wiedziałam, że wcześniej czy później się tam wybiorę. Miałam rację. Byłam tam. I to aż dwa razy.

Dwa wyrazy o wielkim znaczeniu

Zwillbrocker Venn to rezerwat przyrody zlokalizowany w Nadrenii Północnej-Westfalii, na terenie powiatu Borken, na zachód od miasta Vreden. Znajduje się on w sąsiedztwie niewielkiego Zwilbroek, położonego w Holandii. Powstał w 1938 roku i obejmuje swoim zasięgiem prawie 180 hektarów lasów, łąk, wrzosowisk i mokradeł. Głównym punktem tego obszaru jest dość duże jezioro wraz z wyspą (Flamingoinsel). Co ciekawe, jest to jedna z największych tego typu śródlądowych przestrzeni w północnej Europie. Co roku stanowi ona ostoję dla wędrującego ptactwa. W szczytowym sezonie można zobaczyć ich tam prawie 20 000. Łącznie blisko 100 gatunków. Królują mewy śmieszki, kaczki, dzikie gęsi oraz gwiazdy tego wpisu, czyli… flamingi.

Wszystko dla turysty

Holendrzy uwielbiają naturę. Niemcy kochają turystykę. Co mogło z tego wyniknąć? Oczywiście, międzynarodowa współpraca. Przede wszystkim sześciokilometrowa trasa rowerowa przebiegająca przez terytoria tych dwóch krajów. Oprócz tego budki, z których można obserwować okolicę. W środku znajdują się plansze, ulotki oraz przyrządy umożliwiające przybliżenie widoku (minuta za 1 euro). Powstała również stacja biologiczna (Biological Station Zwillbrock), która opiekuje się tym obszarem, oferuje wycieczki z przewodnikiem i realizuje różne projekty (na przykład wystawy zdjęć). Stanowi ona również punkt informacyjny, więc niektóre osoby rozpoczynają od niej swoją wędrówkę.

Na szczególną uwagę zasługuje Flamingo Route, czyli trasa rowerowa licząca około 450 kilometrów. Łączy ona holenderskie Enschede i niemieckie Borken. Ukazuje przygraniczne regiony i ich wyjątkowość. Przebiega zarówno przez miasta, jak i wsie oraz tereny naturalne. Jej oznaczenie jest bardzo łatwe do zapamiętania – flaming na białym tle. Miałam okazję przejechać pewne odcinki tej trasy i moim zdaniem, idealnie oddaje ona charaktery tych państw. Polecam!

Podejście pierwsze – marzec 2016

W Internecie znalazłam informację, że flamingi mogą pojawić się na Zwillbrocker Venn nawet w marcu, dlatego zapakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy na ich poszukiwania. Zaparkowaliśmy na dużym parkingu, niedaleko stacji biologicznej. Było już późno (około godziny 17-18), a pogoda średnio dopisywała. Mżawka, ścieżki pełne błota i las, w którym spotkaliśmy zaledwie dwie osoby. Teren wyglądał średnio zachęcająco. Powiedziałabym, że nawet trochę jak z dobrego horroru. Brzozy złowrogo wyginały się od wiatru, a altana do obserwacji ptactwa zlokalizowana była w ponurym miejscu, gdzieś na uboczu. Po flamingach ani śladu, ale za to jezioro prezentowało się naprawdę ładnie. Zrezygnowani, udaliśmy się w drogę powrotną.

Podejście drugie – maj 2016

Tym razem postawiliśmy na wycieczkę rowerową. Skrótami, trasa wynosiła około 21 kilometrów w jedną stronę. W drodze powrotnej wybraliśmy jednak inną ścieżkę, przez co ostatecznie zrobiliśmy tego dnia prawie 50 kilometrów. Dobrze, że było słonecznie! Posiłkowałam się oficjalnymi informacjami, dlatego wiedziałam, że flamingi na pewno na mnie czekają. Podobnie zresztą jak tłumy ludzi, których zastaliśmy na miejscu. Jaki jest zatem najlepszy czas na obserwację? Zdecydowanie okres od połowy kwietnia do lipca.

Zwillbrocker Venn to oaza dla trzech gatunków tych ptaków: flaminga różowego (Phoenicopterus roseus), flaminga karmazynowego (Phoenicopterus ruber) oraz flaminga chilijskiego (Phoenicopterus chilensis). Po raz pierwszy zaobserwowano je już w 1970 roku, jednak dopiero dwanaście lat później zaczęły one budować tam gniazda, a z czasem powiększać swoje szeregi. Początkowo nie wszystkie młode przeżywały. Wielkim niebezpieczeństwem były dla nich lisy, które dość łatwo przedostawały się na wyspę. Poziom wody był bowiem zbyt niski. Obecnie jej stan jest uregulowany, a całość ogranicza dodatkowo wzniesione ogrodzenie. Od kilku lat, rocznie pojawia się około czterdziestu dorosłych flamingów. Czy to dużo? Niby niekoniecznie, ale tworzą one razem niesamowity spektakl. Brodzą w wodzie i przyciągają Twój wzrok. Chcąc nie chcąc, stoisz i z zapartym tchem się im przyglądasz. Żałujesz, że nie masz obiektywu, którym dobrze byś je uchwycił/a. Wypatrujesz małych, ale nie masz szans na ich zobaczenie bez dobrego sprzętu. Koniecznie zabierz ze sobą lornetkę! Ciesz się chwilą. Ciesz się flamingami oglądanymi z daleka. Nie zapomnij jednak o mewach, ponieważ one także zasługują na Twoją uwagę.

 

Więcej na: http://www.kinganowak.pl/2017/01/flamingi-w-niemczech-oczywiscie.html


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułMalarstwo kinetyczne
Następny artykułMieszkanie w Sztokholmie
Kinga Nowak
Kinga - książkoholiczka, miłośniczka kotów wszelkiej maści, entuzjastka dobrego wina, kolekcjonerka magicznych wspomnień i pocztówek z całego świata. Do perfekcji opanowała sztukę podróżowania palcem po mapie. Chętnie rysuje wnętrza domów, w których nigdy nie zamieszka. W 2016 roku przemierzyła pieszo Camino del Norte do Santiago de Compostela w Hiszpanii i było to spełnieniem jej marzeń. Kinga On Tour to blog o codziennym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, które jest możliwe dzięki książkom, pocztówkom oraz podróżom.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj