Luca nap – węgierskie zwyczaje na św. Łucję

0

13 grudnia – dzień św. Łucji to dzień, w którym dość dobrze widać przenikanie się zwyczajów chrześcijańskiego adwentu ze starymi pogańskimi wierzeniami, dotyczącymi święta przesilenia, a także z wierzeniami już schrystianizowanych ludów w to, że po świecie nadal uganiają się różne ciemne siły i czarownice.

Chrześcijańska patronka św. Łucja jak żadna inna nadawała się żeby umieścić ją w ostatnim dniu panowania ciemności na ziemi, kiedy jeszcze nie doszło do przesilenia. Święta ta pochodząca z Syrakuz na Sycylii wyłupiła sobie oczy po tym gdy została skazana za wyznawanie swej wiary na umieszczenie w domu publicznym.

Na Węgrzech ludowe zwyczaje związane z tym dniem (Luca nap) nie odbiegają zbytnio od wierzeń innych ludów Europy i opierają się na różnych wróżbach, przepowiedniach i zabiegach próbujących odżegnać złe czary. Wierzenia i tradycje dotyczące tego dnia odnoszą się zasadniczo do trzech różnych aspektów życia ludzi, szczególnie na wsiach. Po pierwsze, zgodnie z dawnym niereformowanym kalendarzem w tym momencie roku przestawało ubywać dnia, co dla prostych ludzi żyjących w świecie chrześcijańskim jak i przed-chrześcijańskim było widomym znakiem zwycięstwa światła nad ciemnością. Z tego pierwszego aspektu wynika to, że ludzi otaczają nieprzyjazne im siły związane z nocą, najczęściej uosabiane przez czarownice. Dlatego też w tym dniu tryumfu światła za pomocą odpowiednich zabiegów można je wykryć czy też się przed nimi ochronić. Idąc dalej tym magicznym tropem, dochodzimy do trzeciego aspektu, którym była chęć odgadnięcia przyszłości, często determinowanej przez nieokiełznaną a co za tym idzie nieprzyjazną ludziom przyrodę, sposobu, który należy wybrać by dożyć kolejnych obfitych zbiorów.

O ile dziś tego typu magiczne zwyczaje w Polsce nie kojarzą nam się powszechnie z 13 grudnia, a  bardziej z Andrzejkami, to na Węgrzech pamięć o tych tradycjach jest jeszcze dość żywa właśnie w tym dniu. Warto wspomnieć o kilku ciekawszych spośród nich. Niewątpliwie najbardziej spektakularnym, choć trudno powiedzieć na ile praktykowanym z uwagi na kwestię dostępności drewna (ciekawe czy w marketach budowlanych można dostać bez problemu aż tyle jego rodzajów) było wykonywanie tzw. luca-szek czyli specjalnego stołka z 13 kawałków drewna pochodzących z 9 różnych gatunków drzew. Jego kształt miał wywodzić się od pentagramu (opartego na pięciokącie wiedźmy – boszorkányszög). Pracę należało rozpocząć 13 grudnia i kontynuować każdego dnia aż do świąt (stąd wzięło się przysłowie, że coś robi się bardzo wolno, powstaje bardzo długo „Lassan készül, mint a Luca széke”).

Stołek należało następnie przemycić do kościoła na pasterkę. Kto na nim stanął mógł zobaczyć które ze zgromadzonych kobiet są czarownicami (było wtedy widać ich rogi; dlatego też ponoć przy wejściu do kościoła pochylały głowy, by nimi nie zawadzić o futrynę). Kto czarownicę wypatrzył musiał biec do domu ile sił w nogach, żeby go wiedźmy nie dopadły i nie zniszczyły stołka. Można było je spowolnić rozsypując za sobą mak, który te musiały zbierać. W domu należało stołek wrzucić do ognia,  a jego drewniane kawałki paląc się wydawały krzyki oznaczające koniec czarownicy. Następnie w dziurkę od klucza wpychano czosnek, w lewą futrynę drzwi wbijano nóż a miotłę umieszczano w poprzek drzwi – te zabiegi zapewniały idealną ochronę przed złymi mocami.

U reformatów drewniany stołek zabierano z kolei na rozstaje dróg – ulubione miejsce zbierania się czarownic. Kto na stołku stanął mógł odkryć kto we wspólnocie ma złe moce.

Podobnym zwyczajem było wykonywanie bata z rzemyków – codziennie dokręcano po jednym rzemieniu tak by całość była gotowa do świąt. W noc Bożego Narodzenia należało z niego strzelić, na ten dźwięk zbierały się czarownice.

Na wsiach istniał też zwyczaj lucazas – chodzenia po domach przebranych za duchy dzieci, które za drobne upominki czy poczęstunek wypowiadając rymowanki przepowiadały gospodarzom obfite zbiory. Skąpi gospodarze otrzymywali w zamian złą wróżbę. Przypomina Wam to coś? Powszechną rozrywką młodzieży były różnego rodzaju wygłupy. Szczególnie na terenie zachodnich Węgier rozpowszechniony był zwyczaj przygotowywania lampionów z dyni, wycinanie otworów na oczy, nos i szczerzące się w uśmiechu zęby a następnie umieszczanie podświetlonych dyń w oknach by przestraszyć domowników i sąsiadów. W niektórych regionach dla żartu zdejmowano i chowano gospodarzom bramy z ogrodzenia lub np. demontowano całe drewniane wozy.

Wiele wróżb czy zakazów odnosiło się do płodności, dobrobytu , długości życia.

Przyszłoroczne zbiory przewidywano na podstawie wysianych tego dnia ziaren pszenicy. Naczynie z ziarnami stawiano obok pieca, by pszenica wykiełkowała na święta. Im bujniejsza wyrosła, tym bogatszy w zbiory miał być przyszły rok. Taki zielony „stroik” stawiano później na świątecznym stole.

Od tego czy pierwszym gościem odwiedzającym tego dnia dom był mężczyzna czy kobieta miała zależeć płeć zwierząt przychodzących na świat w gospodarstwie w następnym roku.

Od złych mocy zwierzęta można było ochronić pocierając ich głowy czosnkiem. Na drzwiach pomieszczeń gospodarskich malowano krzyż, przed ich wejściem rozsypywano popiół. Na noc zjadano chleb z czosnkiem by oddechem odstraszyć w nocy złe duchy. Na noc zamykano też miotły, by czarownice nie mogły na nich latać.

Dziewczyny przygotowywały 12 knedli (gombóc), w których umieszczały imiona chłopców. Ten który pierwszy wypłynął na powierzchnię przepowiadał imię przyszłego męża. Imiona można było też zapisać na 12 karteczkach, z których codziennie palono po jednej. Ta która została na koniec kryła imię przyszłego męża.

Do dziś znany jest zwyczaj pieczenia w tym dniu pogacsa (dla niezorientowanych: słony wypiek, bardzo popularny na Węgrzech jako przekąska)  i umieszczanie w jednym z nich monety. Osoba, która natknie się na pogacsa z pieniążkiem będzie miała zapewniony w przyszłym roku dobrobyt i bogactwo (oczywiście o ile śmiertelnie się tą monetą nie udławi :))

Tego dnia zabronione było wykonywanie niektórych prac, np. niewskazane było szycie gdyż mogłoby to spowodować, że kury w przyszłym roku by się nie niosły.

Z 13 grudnia związany był zwyczaj przepowiadania pogody na nadchodzący rok. Każdy z dwunastu dni, pozostałych do świąt, odpowiadał kolejnym miesiącom nowego roku. A zatem od tego jaką mamy pogodę 13 grudnia będzie zależała pogoda w styczniu, 14 grudnia okaże się jakiego lutego mamy się spodziewać, 15 grudnia to pogoda na marzec, itd.

Na Seklerszczyźnie (obecnie Rumunia) pogodę przepowiadano na podstawie zdejmowanych z cebuli kolejnych 12 warstw, z których każda odpowiadała jednemu z miesięcy. Następnie każdą ze skórek posypywano solą – tam gdzie sól się rozpuściła, miesiąc miał być deszczowy, a gdzie sól pozostała sucha – w tym miesiącu nie spodziewano się opadów.


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułLucia czyli święto światła
Następny artykułBramy Starego Miasta Rodos
budapeszter
Od 10 lat na Węgrzech, hungarystka, miłośniczka Budapesztu, architektury i wszelkich węgierskich smaków, still hungry for Hungary. Codzienne informacje z Węgier http://budapeszter.wordpress.com/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj