Magia adwentu w Niemczech

0
Jeśli świętować Boże Narodzenie to tylko w Polsce, ale czas adwentu najpiękniejszy jest w Niemczech. Pamiętam, jak jeszcze jako studentka spędzałam swoją pierwszą zimę u naszych zachodnich sąsiadów i jak zachwycił mnie u nich okres oczekiwania na Gwiazdkę. Podczas gdy u nas w wielu rodzinach tworzy się na grudzień cały harmonogram mycia okien, prania firanek i pościeli, wielgachnych zakupów, które wykarmiłyby cały dywizjon armii, a na koniec trzydniowego pichcenia, to czas adwentu w Niemczech jest bardziej poświęcony celebrowaniu magii, jaka otacza Boże Narodzenie. Rodzina i kręgi przyjaciół niekoniecznie czekają do 24.12 na wielkie spotkanie, tylko przez cały miesiąc wspólnie chodzą na koncerty kolęd, do teatru (w okresie tym często grane są sztuki kojarzone z Bożym Narodzeniem), na wystawy adwentowe (wiele galerii urządza specjalnie na ten czas wystawy – nie muszą to wcale być obrazki z zimowymi krajobrazami, po prostu atmosfera panująca wówczas w galeriach przypomina, że zabliża się czas świąt), organizują imprezy podczas których wszyscy goście wspólnie przystrajają choinkę, czy też Glühweinparty (imprezy, na których króluje grzaniec) tudzież spotykają się na jarmarku bożonarodzeniowym (Weihnachtsmarkt). Właśnie Weihnachtsmarkty kocham najbardziej. Wpisały się one już na stałe w grudniowy krajobraz miast niemieckich. To ich obecność roznieca w powietrzu magię oczekiwania na Boże Narodzenie, czego mi w Polsce brak. Wprawdzie przychodzą one powoli i do nas, ale jeszcze nieśmiało i nie zawsze z tą atmosferą, jaką wysypują z worka tutaj w Niemczech. Oczywiście jestem świadoma tego, że na owych jarmarkach inni zarabiają niemałe pieniądze, więc i żądny kapitalizm się kłania, ale w tym przypadku cenię bardziej fakt, że Weihnachtsmarkty motywuja ludzi do spotkań i spędzenia wspólnie czasu. W końcu chyba to jest najważniejsze, a firanki zawsze mogę sobie uprać w styczniu.
A tak wygląda w naszym mieście Weihnachtsmarkt:)
Czego na jarmarku bożonarodzeniowym nie może zabraknąć to punczu i grzańca

 

Stałą atrakcją są też drewniane zabawki dla dzieci

 

 

 

 

Najważniejszy punkt każdego Weihnachtsmarktu: Weihnachtspyramide (Piramida bożonarodzeniowa)

 

Śmieszny pomysł: łyżwy na choince – dekoracja w jedenj z kawiarni.

Magia czasu adwentu to jednak nie tylko Weihnachtsmarkt i wspólne wyjścia z przyjaciółmi i rodziną. To także cudowna atmosfera panująca w niemieckich domach od pierwszej niedzieli adwentu. Jako że z Najcudowniejszym Pod Słońcem Mężem celebrujemy zarówno polskie, jak i niemieckie tradycje, przygotowanie do adwentu odbywa się u nas już tradycyjnie w dużym pośpiechu. Zaraz po Andrzejkach panuje u nas wielka akcja sprzątania mieszkania po imprezie, po czym wyciągamy cały świąteczny kram, by zdążyć przystroić mieszkanie na zbliżający się czas oczekiwania na Gwiazdkę. Najważniejszym elementem nowej dekoracji jest wieniec adwentowy. W Polsce nie mamy tradycji ich tworzenia. Znane są nam jak najbardziej stroiki, które stawiamy na stołach w okresie świątecznym, ale wieńca z czterema świecami zapalanymi co tydzień w okresie adwentu raczej nie znajdzie się w polskim domu. Ja przynajmniej u nas nigdy u nikogo takiego nie widziałam.

Na pomysł stworzenia takiego wieńca wpadł ponoć 170 lat temu mieszkający w okolicach Hamburga Johann Hinrich Wichern. Poruszony losem ubogich dzieci, stworzył dla nich dom i opiekował się nimi, a wiadomo, że najwspanialszy okres w ciągu całego roku dla maluchów to właśnie Gwiazdka:) Dzieciaki nie mogły doczekać się ulubionego dnia w roku i im bliżej było do Bożego Narodzenia, tym bardziej zadręczały biednego Johanna Hinricha pytaniami o to, kiedy już będą święta. Pewnego dnia miał on wpaść na pomysł, jak zobrazować dzieciom czas oddzielający je od Wigilii i stworzył z koła powozu wieniec z 19 małymi i 4 dużymi świecami. Każdego dnia zapalał kolejną małą świeczkę, a w każdą niedziele dużą świecę. W ten sposób było łatwiej zobaczyć dzieciom, ile dni zostało do 24. grudnia. Z czasem i inni przejęli ten zwyczaj, przy czym wieńce zostały uproszczone – miały tylko 4 świece symbolizujące poszczególne niedziele adwentowe. Dziś wiele niemieckich rodzin stawia na stołach, bądź wiesza takie wieńce w swoich domach.

Nasz wieniec prezentuje się tak:)

 

 

Jeśli nawet nie mieliście okazji widzieć wieńców adwentowych, to założę się, że wiecie, co to kalendarz adwentowy. Tak, tak mam na myśli te kolorowe pudełka z wizerunkiem Świętego Mikołaja, czy też choinki z 24 okienkami skrywającymi czekoladki w różnych kształtach. Tak się składa, że tradycja kalendarza adwentowego przybyła do nas od naszych zachodnich sąsiadów! Ich początkiem były zawieszane na ścianie obrazki na ścianie – każdy obrazek symbolizował kolejny dzień do Gwiazdki. Często były to 24 obrazki, ale prawdziwy kalendarz adwentowy powinien liczyć dokładną liczbę dni od pierwszej niedzieli adwentu do Wigilii, co oznacza, że może ich być np. 27. Kalendarze z 24 okienkami to bardziej „kalendarze grudniowe”, ale nikt ich tak nie nazywa.

Zarówno wieńce, jak i kalendarze adwentowe wprowadzają do domów magiczną atmosferę oczekiwania na ten cudowny czas, jakim są Święta Bożego Narodzenia. Dzieci polubiły szczególnie kalendarze i nic dziwnego – z zasady skrywały w sobie jakąś tajemnicę. A kto nie lubi miłych niespodzianek? Z biegiem czasu kalendarze ewoluowały i przyjmowały nowe formy. My dorobiliśmy się już sześciu kalendarzy adwentowych. I to wszystko w ciągu czterech lat… Zastanawiam się, jak nasze mieszkanie będzie wyglądało za kolejne cztery lata… Niemniej nadworny kalendarz to ten ze skarpetkami wiszący w kuchni. Już na samym początku naszego związku zdecydowaliśmy się, że będzie on naszym wspólnym kalendarzem. Z końcem listopada dzielimy się parzystymi lub nieparzystymi liczbami i wypełniamy dla siebie nawzajem poszczególne skarpetki:

Nie muszą to być wcale łakocie lub prezenty, jeśli ktoś widzi w tym zbyt dużo komercji i konsumpcjonizmu. Ja staram się co roku obdarować mojego Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża śmiesznymi obrazkami, fragmentami z wierszy, powiedzeniami, zaproszeniem na Weihnachtsmarkt lub wspólną kąpiel z szampanem…

W zeszłym roku mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż odwdzięczył mi się poniższym prezentem na Mikołajki:

Nie wiecie, co to jest? Też mi odjęło mowę, gdy w końcu po długich poszukiwaniach odkryłam kryjówkę, w której na mnie czekał (bo prezent nie zmieścił się nawet do tej dużej czerwonej skarpetki zawieszonej przy kalendarzu specjalnie z myślą o 6.12 i musiałam go sobie najpierw sama znaleźć). Szukasz, szukasz, a w końcu znajdujesz te dwie mordy…

Okazuje się, że Grüffelo to jakieś kultowe stwory w Niemczech, które już drugi rok towarzyszą nam w okresie adwentu. 24 karty zawierają zadania na każdy dzień oczekiwania na Gwiazdkę (to nasz kalendarz adwentowy nr 2):

I tym sposobem w ostatni weekend zapowiedziane zostało  pieczenie jabłek z cynamonem. Juhu! Uwielbiam ich zapach unoszący się w domu.

Magiczne pudełko z tymi dwoma przeuroczymi istotami zawierało ponadto naszą nową dekorację na choinkę:

Może jednak niekoniecznie…

 

Kalendarz adwentowy nr 3 trafił do naszego domu poniekąd za moją sprawą. Strasznie mi się spodobał pomysł wioski bożonarodzeniowej, ale na tyle mi rozsądku pozostało, że go nie kupiłam. W końcu byliśmy „wyposażeni”. Nieopatrznie jednak opowiedziałam o nim Najcudowniejszemu Pod Słońcem Mężowi, który zapragnął wioskę koniecznie mieć i tak  następnego dnia, gnana jego obawami, że za chwilę ją wykupią, poleciałam po nią do miasta. Chyba miał jednak rację, że się uparł, bo podświetlona wygląda niezwykle klimatycznie.

W rzeczywistości prezentuje się o wiele lepiej niż na każdym zdjęciu, jakie próbuję zrobić.

 

Kalendarz nr 4 powinien tak naprawdę nosić nr 1. Dostałam go kilka lat temu, gdy mieszkałam w Berlinie. Przyjaciel uznał, że jak już mam poznawać niemieckie tradycje, to porządnie, a nie objadając się tanimi czekoladkami z kalendarza z Lidla i kupił mi poniższy nostalgiczny kalendarz:

Od tamtej pory towarzyszy mi każdego roku w grudniu:)

 

Kalendarz adwentowy nie musi jednak tylko wisieć gdzieś w domu. W temacie Bożego Narodzenia Niemcy przejawiają niesamowity spryt i tworzą akcesoria adwentowe na każdą sytuację. I tak wieniec adwentowy może towarzyszyć nam w pudełku od zapałek w podróży (w pudełku są cztery otwory, w które wkłada się świeczki urodzinowe i vuola!), a kalendarz w kieszeni od spodni. Takie właśnie kalendarze, które możemy zabrać ze sobą do pracy, to nasze kalendarze nr 5 i 6.

 

Mój:

i Najcudowniejszego Pod Słońcem Męża:

 

Jeśli macie ochotę możecie sami stworzyć swój własny kalendarz adwentowy. Mogą to być składane obrazki – gdzie każdego dnia otwierany byłby kolejny z nich; małe torebeczki skrywające niespodziankę na każdy dzień; obrazki do kolorowania, karty z różnymi zadaniami bądź układanka puzzle składająca się 24 elementów. W celu przygotowania tej ostatniej wystarczy narysować obrazek i pociąć go na 24 kawałki.

Fantastycznym pomysłem jest też wieczorne czytanie opowieści wigilijnych. Cała rodzina może się zebrać z kubkiem gorącej czekolady i wspólnie słuchać  kolejnych historii. Nam obecnie towarzyszą opowiadania bożonarodzeniowe z różnych krajów. Wczoraj poznaliśmy jedną z białoruskich bajek, dziś dzień rozpoczęliśmy opowiadaniem z Majorki.

Wszystko leży w rękach Waszej kreatywności!

Życzę Wam radosnego oczekiwania na Święta Bożego Narodzenia!

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułSamichlaus, czyli Mikołajki po szwajcarsku.
Następny artykułW FABRYCE SARI
Sbundowani
Mam na imię Katarzyna i choć z wykształcenia jestem w pierwszej linii germanistką, to znajomi za sprawą wszystkich moich pasji nazywają mnie "Kobietą Renesansu". W moim życiu zawodowym zajmuję się głównie promocją Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz integracją międzykulturową, która to działalność zaprowadziła mnie min. do Parlamentu Niemieckiego. Na swoim koncie mam też serię wystaw w galeriach niemieckich poświęconych naszemu kawałkowi Europy. Nie jestem typową emigrantką "za chlebem". Właściwie to zawsze chciałam żyć w Polsce. Dwa razy już mieszkałam w Niemczech i za każdym z tych razów próbowano mnie przekonać, bym tu została, ja jednak uparcie jak bumerang wracałam na łono ojczyzny. Jest jednak takie powiedzenie "do trzech razy sztuka", które w moim przypadku miało swoje przełożenie... a zadbał o to ze wszystkich sił Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż (ksywka ta stanowi uśmiech w stronę Ephraima Kishona, satyryka węgiersko-izraelskiego pochodzenia (urodzony jako Ferenc Hoffmann w 1924 na Węgrzech, „ponownie narodzony” w 1949 jako Ephraim Kishon w Izraelu który pisząc o swojej drugiej połówce używał określenia „Najcudowniejsza Ze Wszystkich Żon”) Bliżej mogliście nas poznać z serii artykułów w "Przyjaciółce":)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj