Jedziemy do Salaspils, aby odwiedzić miejsce bitwy pod Kircholmem” – „Pod Kircholmem? A cóż to za bitwa taka?” „Wspaniała bitwa sprzed 410 lat, w której Polacy, Litwini i Łotysze sprawili łomot Szwedów!” „Szwedom? No to święta sprawa! Możecie jechać…” – zgadzają się umundurowani Łotysze.
W ten sposób trafiliśmy w sobotę (15 sierpnia) do Salaspils. Początkowo planowaliśmy wyjazd na koniec września, aby wziąć udział w oficjalnych uroczystościach. Jednak ostatecznie zdecydowaliśmy, że 15 sierpnia – rocznica Bitwy Warszawskiej, innej wspaniałej polskiej wiktorii – to również dobra okazja, żeby nie tylko uciec z topiącego się w słońcu miasta, ale i przypomnieć o bitwie, która w swoim czasie miała dla Rzeczpospolitej znaczenie olbrzymie, zwycięstwo było równie wspaniałe, a Polacy i Litwini walczyli w niej ramię w ramię przeciwko wspólnemu wrogowi.
Bitwa pod Kircholmem miała miejsce 27 września 1605 roku w czasie polsko-szwedzkiej wojny o Inflanty. W starciu tym armia polska dowodzona przez hetmana Jana Karola Chodkiewicza doszczętnie rozbiła armię szwedzką pod wodzą Karola Sudermańskiego. W sierpniu 1605 roku licząca 14 tys. armia szwedzka wylądowała w Estonii i rozpoczęła oblężenie Rygi. Jan Karol Chodkiewicz planował z początku odsiecz miasta, ale aktywność korpusów szwedzkich niebiorących udziału w oblężeniu skłoniła go do podjęcia próby rozbica rozdzielonych sił przeciwnika partiami. Jednak Szwedzi zdołali połączyć swe siły pod Rygą. W takiej sytuacji Chodkiewicz miał już do wyboru lbo natychmiastową próbę odblokowania twierdzy, albo wywabienie przeciwnika i stoczenie bitwy na wybranym przez siebie terenie. Wybrał to drugie rozwiązanie. Chodkiewicz rozpoczął także kampanię dezinformacyjną mającą na celu przekonanie przeciwnika, że jego armia jest nieliczna, słaba, zdemoralizowana, zmęczona długim marszem, ale mimo to dąży do stoczenia bitwy. Karol Sudermański uwierzył we te informacje i ponoć zaczął nawet rozdzielać niezdobyte jeszcze trofea. W nocy z 26 na 27 września 1605 roku kazał zwinąć oblężenie Rygi i pomaszerował w kierunku oodalonego o 13 km Kircholmu, gdzie obozowały wojska polsko-litewsko-kurlandzkie (notabene po stronie szweszkiej równiez walczyli zaciężni żołnierze holenderscy, szkoccy i niemieccy, a także Kurlandczycy i nawetdwie chorągwie… polskie).
Siły Chodkiewicza liczyły 1040 piechoty, 2400 jazdy oraz 4 lub 7 dział. Armia Karola Sudermańskiego była ponad trzykrotnie liczniejsza Obie armie stały naprzeciw siebie przez kilka godzin i żadna ze stron nie chciała wykonać pierwszego ruchu. W pewnym momencie Chodkiewicz kazał wycofać harcowników, co Szwedzi uznali za początek odwrotu całej armii i rzucili się za uchodzącymi. Hetman litewski tylko na to czekał. Szwedzi zostali ostrzelani przez piechotę i artylerię, a następnie spadło na nie potężne uderzenie husarzy i rajtarów,. Pierwsze uderzenie husarii było tak gwałtowne, że dosłownie zmiotło szwedzkie szeregi zanim do akcji weszli żołnierze dalszych rzutów. Mieli oni utrudnione zadanie, bo uciekające masy szwedzkiej piechoty i jazdy zmieszały szyki idących do ataku oddziałów. Po upływie zaledwie 20 minut bitwa pod Kircholmem była rozstrzygnięta.
Jan Karol Chodkiewicz dokonał rzeczy naprawdę niezwykłej. W ciągu paru minut rozbił trzykrotnię liczniejszą armię, uszczuplając jej szeregi o ponad 6 do 9 tysięcy ludzi. Straty w armii hetmańskiej były niewielkie i zamknęły się w 100 zabitych oraz 200 rannych. Biorąc pod uwagę początkowy stosunek sił, stosunek strat oraz krótki czas trwania bitwy Kircholm — to niewątpliwie najwspanialsze, najbardziej efektowne zwycięstwo wojsk polsko-litewskich w historii. Niestety jak to w naszej pięknej historii często było— odnieśliśmy błyskotliwe zwycięstwo w polu, ale nie potrafiliśmy wyciągnąć z tego korzyści. Zamiast pójśc za ciosem, wykorzystać kilkumiesięczny paraliż Szwedów i zwycięsko zakończyć wojnę, szlachta zajęła się walką wewnętrzną, sejm nie uchwalił podatków na wojnę, a Chodkiewicz został odwołany do kraju.
Dziś po bitwie pod Kircholmem nie wiele zostało. Większa część pola bitwy została zatopiona w 1967 roku, gdy zapora elektrowni wodnej spiętrzyła wody Daugavy. Przy szosie na Rygę wzniesiono dwa nieduże pomniki – jeden naprzeciwko drugiego. Przy Maskavas iela 9A znajduje się pomnik upamiętniający polskie zwycięstwo, ustawionym w 1996 roku z inicjatywy ambasady Polski na Łotwie, zaś przy Zviedru iela 1C – szwedzką porażkę, a raczej bohaterskość liwońskiego szlachica Liwończyk Heinricha Vrede, ktory oddal swojego konia uciekajacemu Karolowi Sudermanskiemu i w ten sposób uratował mu wolność, a może i życie. Legenda głosi, że to poprzedniego konia pod krolem szwedzkim zabił kurlandczyk Matthias von der Recke – były komtur w Dobele i pan na zamku w Neuenburgu, który przy okazji pozbawił Karola Sudermańskiego kosztownej szpady i kapelusza. Przedmioty te podobno przechowywano na zamku w Neuenburgu w Kurlandii do I wojny światowej. Każdego roku przy tych pomnikach składają kwiaty ambasadorzy Polski i Szwecji. Być może w tym roku dołączą do polskich i szwedzkich dyplomatów także ich koledzy z Litwy i Łotwy? Co prawda w świadomości łotewskiej bitwa pod Kircholmem raczej nie funkcjonuje, chociaż po stronie szwedzkiej walczyła pod Kircholmem jednostka pospolitego ruszenia z Inflant Szwedzkich, a po stronie polsko-litewskiej — chorągiew rajtarow nkurlandzkich.
Przy okazji wizyty w Salaspils odwiedziliśmy także i memoriał upamiętniający ofiary KL Kurtenhof. „Ta ziemia płacze” — takie słowa witają kierowcę przejeżdżającego koło Salaspils. Wypisane są na pomniku, który stoi na miejscu dawnego obozu koncentracyjnego. W latach 1941-44 w Salaspils znajdował się niemiecki obóz koncentracyjny Kurtenhof, o powierzchni 25 ha, w ktorym zginelo wedlug róznych danych od trzech do nawet stu tysiecy osób. Upamiętniając tragiczne wydarzenia, jakie w nim miały miejsce, w 1967 roku odsłonięto jeden z największych w Europie kompleksów pomników. Siedem kamiennych monumentów nazwano adekwatnie do okoliczności przeszłych wydarzeń: Czerwony Front, Matka, Poniżony, Protest, Przysięga, Solidarność i Nieugięty.
W drodze powrotnej wpadliśmy jeszcze do leżącego na pograniczu łotewsko-litewskim nad malowniczym w tej okolicy Niemenkiem (łot. Mēmele) Kurmen, majątku rodowego przodków prezydenta Bronisława Komorowskiego. Do drugiej połowy XVIII w. dobra Kurmen i łączące się z nimi Murmen należały do rodu Lüdingshausen-Wolff, wywodzącego się z Westfalii, którego jedna gałąź w XV w. przeniosła się do Inflant, Kurlandii oraz na Litwę. Baronówna Franciszka Lukrecja Lüdingshausen-Wolffówna, poślubiwszy Franciszka Antoniego Komorowskiego h. Korczak, strażnika Wiłkomirskiego otrzymała Kurmen i Murmen w wianie, wnosząc te dobra w dom mężowski. I od tego czasu przez kilka pokoleń dobra kurmeńskie pozostawały w rodzinie Komorowskich. Ostatni ordynat, Piotr Antoni Komorowski zmarł w Rydze w maju 1920 roku, a wdowa po nim Maria Matylda Komorowska wyprowadza się do rodzinnego majątku w litewskich Podbirżach. Zmarła w 1935 roku, wcześniej w marcu 1934 roku przed notariuszem w Bausce dokonała aktu sprzedaży resztek majątku (łotewska reforma rolna pozostawiła Komorowskim jedynie ośrodek majątku z ruinami spalonego podczas I wojny światowej dworu, zabudowaniami gospodarczymi i parkiem). Do dzisiaj zachował się w Kurmene ufundowany przez Komorowskich kościół, resztki budynków inwentarskich, a także nagrobki rodzinne na cmentarzu. Dwór został spalony jeszcze w czasie I wojny światowej, a jego resztki powoli rozebrano na cegły. I dziś po nim zostały jedynie archiwalne zdjęcia i resztki jednej ze ścian…
Hegel kiedyś stwierdził, że historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła. Ciągle mam nadzieję, że się mylił. I każda rocznica — zwycięstwa lub porażki — to doskonała okazja, aby cofnąć się myślą wstecz i spróbować czegoś się nauczyć. Wiktoria kircholmska — to taki „mały Grunwald”. Wspaniałe i totalnie niewykorzystane zwycięstwo. Lekcja dla wszystkich, a zwłaszcza Polaków i Litwinów: konsekwencja w działaniu bardzo często znaczy więcej, niż najpiękniejsze nawet szarże. Z drugiej strony dziś — po 410 latach — ani większość Polaków, ani większość Szwedów już nie pamięta o co się ta bitwa toczyła. Polacy i Litwini kojarzą się Szwedom z tanią siłą roboczą, a Szwedzi, cieszący się kiedyś w naszych stronach powszechną nienawiścią — głównie z meblami IKEA. A dyplomaci naszych narodów składają razem wieńce w ramach polityczno-historycznego ekumenizmu. Dawną wrogość zatarł czas. I to jest chyba najważniejsza lekcja z historii — wszystko przemija, a świat podążą jednak ku lepszemu.
Fot. Antoni Radczenko
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: