Co mają do powiedzenia najstarsi Irlandczycy?

1

Trzy lata temu Irish Times drukował cykl rozmów z Irlandczykami i w każdym odcinku rozmówcy byli mniej więcej w tym samym wieku. Co odcinek byli to oczywiście inni rozmówcy i młodsi o 10 lat niż ich poprzednicy. Każdego miesiąca oczekiwałam na nową odsłonę  bo czytanie tych wypowiedzi czyli tak naprawdę o czyimś życiu uważałam za pasjonującą lekturę. W pierwszym odcinku, jak już się domyślacie, przedstawiono rozmowy z osobami powyżej 90 roku życia. Postanowiłam dla Was je tutaj spisać. W nawiasach są moje przypisy.

Rozmawiała  z nimi i rozmowy spisała dziennikarka Rosita Boland.

Where do people go when they die? Jesus, Mary and Joseph, that’s a queer question’ / Gdzie ludzie idą po śmierci? Jezus, Maria, Józef – co za dziwne pytanie. Lucy Carty

image

Lucy ma 103 lata i urodziła się w maju w roku 1910 (artykuł pochodzi z kwietnia 2014). Jest najstraszą z dziewiątki rodzeństwa, ale tylko jedno z nich wciąż żyje. Jej rodzice utrzymywali się z gospodarstwa rolnego w hrabstwie Wicklow. Lucy zaczęła pracować w wieku 11 lat gdy jej mama zmarła. Początkowo zajmowała się ósemką młodszego rodzeństwa. W wieku lat 14 wyjechała do miejscowości Strokestown w hrabstwie Roscommon do swojej dalszej rodziny, która prowadziła tam pub i sklep spożywczy. Nie płacono jej za pracę, którą często kończyła o północy. Później Lucy spędziła kilka lat ze swoją siostrą opiekując się jej dziećmi. Gdy kuzynka Lucy zmarła osieracając trójkę dzieci, Lucy wzięła je pod opiekę. Po czasie, gdy i te dzieci wyrosły, została z jednym z nich z – Máire O’Rourke. Była z nią przez niemal resztę swojego życia, opiekując się później i jej dziećmi.

Lucy nigdy nie wyszła za mąż. Gdy obchodziła setne urodziny dostała czek od prezydenta Irlandii w wysokości 2,540 euro (czek dawany stulatkom w Irlandii zwany  Centenarian Bounty ”). Lucy wydała te pieniądze na przyjęcie urodzinowe na które zaprosiła krewnych i przyjaciół. Przyjęcie odbyło się w hotelu Clarion w Cork i było na nim 170 gości! Máire, która pomagała przy zorganizowaniu przyjęcia, mówi że Lucy była na nim do 2.30 nad ranem i poszła do łóżka dopiero po długich namowach. Jeszcze dwa lata temu Lucy mieszkała z Máire i jej rodziną w mieście Cork a teraz jest dość aktywną rezydentką oddziału geriatrycznego w uniwersyteckim szpitalu w Cork. Odwiedza ją tam wiele osób, wśród stałych gości jest oczywiście Máire i jej rodzina.

Potrafię się przejść korytarzem. Jeśli jest ktoś kto może wyjść ze ma się przejść to korzystam z tego. Trzeba wstać i się przejść. Trzeba być aktywnym. Nie ma sensu siedzieć i mówić “nie potrafię tego zrobić”. Jeśli będziesz tak postępować to znaczy że się poddajesz. To najważniejsza rzecz jakiej się w życiu nauczyłam: nie poddawać się. Po tym jak się przejdę, siadam bo zrobiłam swoje. Jeśli nie chodzisz to rdzewiejesz.

Jakie mam wspomnienia związane z mamą? Miała długie czarne włosy. Zawsze miała je związane i zakładała na nie szal na mszę. Pamiętam jak raz szłam z mamą na mszę bożonarodzeniową. Było ciemno i szłyśmy przez pola i zarośla ponad jedną milę a mama niosła zapaloną świecę w lampionie by oświetlić nam drogę. Wciąż widzę to światło przebijające przez cztery szklane ścianki lampionu.

Powiedziano mi że mam tyle samo lat co ICA (Stowarzyszenie Irlandzkich Kobiet Wiejskich). Wspaniale było być ich częścią, byłam członkinią stowarzyszenia przez wiele lat. Do dziś mnie odwiedzają. Zawsze lubiłam gotowanie oraz pieczenie a także robienie chleba. Gdy ktoś przychodził z wizytą nie wypuszczałam go zanim nie wziął ze sobą trochę mojego chleba. Wciąż uwielbiam gdy ktoś mnie odwiedza, odwiedzający przynoszą tyle rożnych nowin.

Kto to Enda Kenny (premier Irlandii)? To główna osoba. Musi przyjść i mnie odwiedzić. Znam tu wszystkie triki ale nie wyjawię ich przed tobą.

Jestem szczęśliwa. Miło tutaj być. Gdy wchodzę do jakiegoś miejsca to wiem czy mi się spodoba czy nie od razu, i to miejsce właśnie od razu przypadło mi do gustu. Wciąż potrafię chodzić i mój słuch jest dobry, niestety mój wzrok jest już słabszy.

Lubię słuchać muzyki. Nie pamiętam swoich snów ale myślę że z ich powodu czasem się budzę w nocy. Chodzę na mszę o godzinie 9 każdego ranka. Gdzie według mnie idą ludzie po śmierci? Jezus, Maria, Józef, co za dziwne pytanie. Nie wiem gdzie ktokolwiek idzie po śmierci.

‘I didn’t believe in working all week, drinking all weekend’ / Nie byłem wyznawcą pracy przez tydzień po to by pić przez cały weekend – Paddy O’Connell

image (1)

Paddy ma 91 lat, mieszka w Rathanker, w pobliżu Passage West,  w hrabstwie Cork. Był rolnikiem dopóki nie skończył 70 lat.

Urodziłem się około 12 mil stąd, w Carrignavar. Mój tato był rolnikiem, miał 140 akrów. Na tamte czasy to było to duże gospodarstwo. Było nas dziewięcioro dzieci. Moja babcia i ciocia mieszkały z nami. Ja byłem czwartym dzieckiem, teraz żyjących nas została piątka.

Pamiętam mój pierwszy dzień w szkole. Miałem około sześciu lat. Nauczyciel kazał nam rysować pomiędzy linijkami w zeszycie. To był okropny dzień. Potrafiłem liczyć do 100 i napisać wszystkie liczby, przeliterować swoje imię oraz trochę czytać. Nauczyła mnie tego wszystkiego moja siostra, Margaret, która później została zakonnicą. Gdy ciocia, ta która z nami mieszkała, przyszła po mnie po lekcjach, płakałem i mówiłem, że ja już nie chcę więcej tam wracać. Następnego dnia Margaret poszła do szkoły porozmawiać i przeniesiono mnie do wyższej klasy.

Uwielbiałem gospodarstwo rolne. Doiłem krowę lub nawet dwie każdego ranka przed pójściem do szkoły. Jeździliśmy na kucykach. Mieliśmy konie. Uprawialiśmy żyto, owies, rzepę, buraki, kapustę i marchew.

Przestałem chodzić do szkoły gdy miałem 14 lat. Tak się wtedy robiło. Zostałem w domu i zająłem się rolnictwem i tak samo zrobiło moich dwóch braci. Najstarszy dostał gospodarstwo rolne od wujka, który się nigdy nie ożenił. Dwie moje siostry zostały zakonnicami, dwie znalazły pracę a jedna została w domu aby się nim zajmować.

Gdy miałem około 15 lat, zainteresowałem się psami rasy greyhound. Miałem te psy wiele lat, zazwyczaj dwa lub trzy w tym samym czasie. Mój ulubiony nazywał się Rathanker Rose. Często coś wygrywałem i zarobiłem trochę pieniędzy na tych psach. Lubiłem też wyścigi psów. Przez wiele lat byłem członkiem klubu Barrymore i w zimie chodziliśmy na wyścigi w każdą niedzielę. Teraz nie mam psów. Nie miałbym nic przeciwko żeby mieć chociaż jednego ale nie byłbym w stanie sam się nim zająć.

Kitty była sąsiadką w Carrignavar. Pobraliśmy się w roku 1952 i kupiliśmy to gospodarstwo tutaj w Rathanker. Liczyło ono 110 akrów i był tam stary dom. Odnowiłem go zanim się pobraliśmy i mieszkaliśmy w nim sześć lat. Potem wybudowaliśmy dom w którym wciąż mieszkam.

Mieliśmy ósemkę dzieci. Nie wyobrażam sobie jak mogłoby to być nie mieć dzieci. Byłaby to sama żałość. Duże rodziny to było wtedy coś normalnego. Były rodziny większe od naszej, takie które miały po 10 i 12 dzieci.

Nigdy nie piłem i Kitty też nie. Gdy miałem bierzmowanie, ślubowałem że nie będę pił aż do 21 roku życia a gdy osiągnęłam ten wiek, przystąpiłem do Pioneers (towarzystwo zrzeszające abstynentów). Byłem ich sekretarzem przez wiele lat w  Carrignavar.

Nie przemawiało do mnie pracowanie ciężko w tygodniu a potem picie przez cały weekend. Widziałem jak inni mężczyźni tak robili, oni pili zdecydowanie za dużo. Gdy mieszkasz na wsi, wiesz wszystko o ludziach. Widzisz ludzi w niedzielny wieczór, którzy nie są w stanie dojść do domu. Twoje zdrowie to twoje bogactwo.

Moja wiara katolicka jest dla mnie ważna. Ciężko mi więc było gdy słyszałem o tym wszystkim co się działo w kościele (wykorzystywanie seksualne dzieci przez księży, pralnie Magdalenek itp). Przez wszystkie lata w naszych rodzinach były siostry zakonne i księża. Było więc ciężko. Starałam się jak mogłem abym zachował wiarę. Gdy moje dzieci były małe też dbałem o ich wiarę. Jeśli daję radę to staram się być w niedzielę w kościele.

Odnowiłem prawo jazdy dwa tygodnie temu, ale tym razem już tylko na rok. Jeżdżę do Passage i do Douglas. Mam tam dwie córki. I jeżdżę na mszę. Dzięki temu jestem niezależny. Jeżdżę lokalnymi drogami ale nie mam już tej szybkości aby jechać głównymi, szybkimi drogami.

W telewizji oglądam program Nationwide. Trochę czytam, głównie gazety – Examiner . Byłoby lepiej gdyby był Cork Examiner ; było więcej na temat Cork.

 Oczywiście, że gdy osiągasz pewien wiek, ciężko jest widzieć, że twoi przyjaciele umierają. Ale z czasem staje się to łatwiejsze. Kitty zmarła na raka w roku 2005. Chorowała przez 3 lata. Ona miała świetny charakter i cała była wspaniała. Świat i życie jest inne bez niej. Jest smutno. To wszystko co mogę powiedzieć.

To co najbardziej cenię w ludziach to uczciwość. I na tym etapie swojego życia, nauczyłem się że jeśli nie dbasz o swoja pracę nie będziesz miał wiele w życiu. Musisz pracować ciężko.

Wciąż chciałbym pracować jako rolnik, gdybym tylko był młodszy, nawet mimo tego że tak wiele się w rolnictwie zmieniło. Nikt zapewne jednak nie tęskni za ręcznym dojeniem krów. Przestałem pracować około 20 lat temu gdy mój syn Gerard przejął gospodarstwo. Mieszka ze mną tutaj oraz moi dwaj wnuczkowie Jack i Gerard. Zostanę tu i będę mieszkał ze swoją rodziną tak długo jak tylko będę mógł.

‘I don’t understand all the moaning about Seamus Heaney. His poetry didn’t rhyme’ / Nie rozumiem całej tej żałoby z powodu śmierci pisarza Seamusa Heaney. W jego poezji nie było rymów.  – Eamon Hayes

image

Eamon Hayes ma 91 lat, jest emerytowanym chemikiem farmaceutą i mieszka w miejscowości Portumna, w hrabstwie Galway, w tym samym domu w którym się urodził.

Mój tato był chemikiem z Dublina, który zaczął pracować tutaj w Portumnie i założył  własny biznes. Ożenił się z miejscową nauczycielką i wychowali mnie i siódemkę mojego rodzeństwa. Urodziłem się w domu nad sklepem w środku miasteczka i wciąż tu mieszkam, nad tym sklepem. Prowadzą do niego schody ale mi to nie przeszkadza, daję radę jeszcze się po nich wspinać.

Moja mama była nauczycielką i chciała abyśmy wszyscy zdobyli edukację. Uważała, że jest to bardzo ważne. Wszyscy zostaliśmy wysłani do szkoły z internatem gdyż nie było wiele szkół średnich w pobliżu. Byłem w szkole św. Mari w Dundalk. Byłem drugim dzieckiem a praktykę odbyłem w Dublinie. Gdy zdobyłem kwalifikacje, moi rodzice powiedzieli, że jeśli nie chcę osiadać w takiej dziurze jak Portumna, dają mi wolną rękę abym został przedstawicielem handlowym dla firmy typu Glaxo. Przedstawiciel w tamtych czasach dostawał samochód a to było coś jak na tamte lata. Ale ja postanowiłem, że dołączę do sklepu taty i będę razem z nim pracował.

Zostałem więc w Portumnie gdyż był rok 1945, zaraz po wojnie, i widziałem że będą się działy nowe rzeczy. Wszelkie medyczne zaopatrzenie, które docierało z USA lub Anglii, zamiast być wysyłane dla wojsk było dostępne dla cywilów. Po czterech latach wojny to był wielki przełom dla nas. Widziałem wspaniałą przyszłość dla przemysłu farmaceutycznego.

Odnowiłem sklep, następnie ożeniłem się z Kay, a miałem wtedy 32 lata. Kay była pielęgniarką. Pracowała w szpitalu w Dublinie, Belfaście i w Stanach.

Mieliśmy czwórkę dzieci. Jestem bardzo dumny z moich dzieci. Oni wszyscy mają dobrą pracę. Pracowałem razem z tatą aż do jego emerytury a następnie przejąłem sklep. Mój syn ożenił się z chemiczką i sklep wciąż funkcjonuje.

Jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiłem po ślubie był zakup żaglówki za £30 oraz przystąpiłem do klubu jachtowego Dromineer. Nie było nas na to stać gdy byliśmy dziećmi bo była nas ósemka. Kay, ja i dzieci często miewaliśmy pikniki na rzece Shannon. Pływaliśmy przez całe lato a dzieci były wychowywane na rzece. Łowiliśmy też ryby. Kay była w tym dobra, o wiele lepsza niż ja.

Pomogłem założyć amatorskie koło teatralne Portumna Players. Jestem jedynym żyjącym współzałożycielem. Przygotowywaliśmy kiedyś dwie sztuki rocznie a gdy w Athlone ruszył festival amatorskich kół teatralnych, zdobyliśmy nagrodę za sztukę pod tytułem Paul Twining. To był prawdopodobnie jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Zazwyczaj grałem dość główne role w sztukach, ale musiałem w końcu zaprzestać. Rodzina się powiększała i tak samo biznes.

Mieliśmy bardzo dynamicznego księdza w parafii. Był wyjątkowym człowiekiem. Razem z kilkoma innymi osobami założył  pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku Portumna Development Company. To było stowarzyszenie, którego celem było jak najlepsze wykorzystanie naszej lokalizacji przy rzece Shannon jako ośrodka turystycznego z możliwością łowienia ryb, pływania czy żeglowania. Stowarzyszenie wciąż działa.

Mam dwa radia. Jedno jest ustawione na stację Lyric (to stacją z muzyką klasyczną) a drugie na RTE 1 (pierwsza stacja radia państwowego – coś odpowiednik polskiej jedynki). Wiem, że mógłbym zmieniać fale ale nie chce mi się tego robić za każdym razem, dlatego mam dwa radia. Muzykę czy jazz i takie tam mam na kanale Lyric a wiadomości na RTE.

Lubię stare kawałki jazzowe i lubię poezję. Ale musi się ona rymować. Nie rozumiem tego żalu i żałoby z powodu tego człowieka co zmarł niedawno, Seamus Heaney (uważany za jednego z najwybitniejszych irlandzkich poetów współczesnych). Jego poezja się nie rymowała. Wolę takich poetów jak Wordsworth lub Shelley.

Większość wieczorów idę na drinka z kolegami mieszkającymi w pobliżu. Wypijam Guinnessa albo whiskey jeśli jest zimno. Robię tak około cztery razy w tygodniu. To mnie uszczęśliwia i chyba tych z którymi się spotykam też.

Fart ma duże znaczenie w życiu. Mówię na to dary od Boga. Miałem dużo szczęścia w życiu. Gdy byłem w jakimkolwiek kryzysie, prosiłem Boga aby mi pomógł i zazwyczaj tak robił. Jestem katolikiem i moja wiara jest dla mnie bardzo ważna.

Chodzę na niedzielną mszę i o ile pogoda nie jest zła idę również każdego ranka. Uważam, że mam za co dziękować Bogu i najmniej co mogę zrobić to przynajmniej pójść do kościoła.

Śmierć jest prawdopodobnie końcem, tak sobie myślę. Nie zadaję jednak żadnych pytań, chodzę po prostu do kościoła i oddaję Bogu w ten sposób szacunek.

To że ludzie umierają czy znikają jest częścią życia. Przyjaciele. Rówieśnicy. Nie zaprząta mnie to za bardzo. Może mam twarde serce.

Moja żoną chorowała na Alzheimera i gdy zachorowała musiałem zwrócić na nią całą moją uwagę. Było bardzo ciężko. Kiedy umarła, 10 lat temu, nie płakałem przez około dwa tygodnie. A później coś we mnie pękło.

‘Women who drive today are not independent at all’ / Kobiety które dziś jeżdżą samochodami wcale nie są niezależne.  – Emer Cosgrove

image (2)

Emer lat 93, urodziała się w Clontarf (Dublin), pracowała jako korektor tekstów, urzędnik państwowy oraz matka. Mieszka w Blackrock, Dublin.

Wyszłam za mąż za Joe w wieku 22 lat. W tamtych czasach zakonnice mówiły że należy się ożenić przed osiągnięciem 21 lat lub iść do zakonu. Zanim wyszłam za mąż pracowałam jako korektor w Women’s Life, wtedy gdy Maura Laverty była głównym edytorem a potem zostałam urzędnikiem państwowym.

Musiałam odejść z pracy gdy wyszłam za mąż (prawo w Irlandii w tamtych czasach nakazywało kobietom pracującym w sektorze państwowym, porzucić pracę po wyjściu za mąż). szkoda mi tego było, tym bardziej że nie byłam już tak zajęta. Przez pierwszych kilka lat małżeństwa mieszkaliśmy w Wexford, a następnie w latach 1940tych przeprowadziliśmy się z powrotem do Dublina do Walkinstown. Wtedy to były rogatki miasta. Moi rodzice kupili dom zaraz obok naszego. Od tamtej pory już zawsze mieszkałam w Dublinie.

Mieliśmy siódemkę dzieci a teraz mam szesnastkę wnuków. Na dzisiejsze czasy to duża rodzina ale wtedy nie było to nic nadzwyczajnego. Joe pracował jako pomocnik w Fiacie. Joe palił i zmarł na rozedmę płuc. Ja nigdy nie paliłam, nigdy nie piłam i mam awersję wobec osób które chodzą do pubu. W moim domu nie serwuję alkoholu.

Joe miałby teraz 100 lat. Cała rodzina zebrała się razem aby to uczcić. Tęsknię za nim bardzo –  wszystko robił dla mnie. Pokazywał mi co jak działa. Zmarł 22 lata temu. Ale każdy musi umrzeć, nie chodzi się wokół marudząc ludziom, że twój mąż zmarł. Po prostu żyjesz każdym dniem.

Nie rozumiem dlaczego kobiety w dzisiejszych czasach chcą niezależności finansowej. W naszym domu pieniądze zawsze były wspólne. Nie liczyło się to kto je zarobił.

Nigdy nie prowadziłam samochodu. Joe zawoził mnie wszędzie a gdy umarł byłam za stara żeby się nauczyć. Myślę jednak, że dzisiejsze kobiety które potrafią jeździć wcale nie są niezależne. Bo kończy się to tym, że one muszą wszędzie jeździć, wożą dzieci do szkoły, na zajęcia dodatkowe, sportowe itp każdego dnia. Nie są takie wolne i niezależne jak myślą. Mają pralki i zmywarki, których myśmy nie mieli, ale wciąż nie mają ani minuty dla siebie. Kobiety mają teraz o wiele więcej pracy niż miały w moich czasach.

Zarazem jednak jestem przerażona gdy wiedzę jak mężczyźni zajmują się domem, to jest praca kobiety. Wiem, że są panowie kucharze w restauracjach, ale nie uważam że mężczyzna powinien gotować w domu. To zadanie kobiety aby zająć się domem i dziećmi. Gdy mam gości, najpierw podaję obiad mężczyznom a dopiero potem kobietom. Chłopaki muszą zostać najpierw obsłużeni bo nie mają cierpliwości aby czekać.

Ogród to moje hobby. I zawsze należałam do różnych stowarzyszeń, przez całe swoje życie. Jedną z rzeczy z których jestem najbardziej dumna to to, że byłam założycielką grupy aktywnych emerytów. Nie sądzę jednak żeby takie grupy były nadal potrzebne. Teraz ludzie robią kursy związane z emeryturą zanim nawet na nią przejdą.

Kilka lat temu założyłam swój klub Knit Wits. Spotkania odbywają się u mnie w poniedziałkowe wieczory. Ten klub jest dla moich wnuków, ich przyjaciół i kogokolwiek innego kto chce przyjść i nauczyć się szycia i robienia na drutach. W każdy poniedziałek przychodzi około 20 osób i uczą się nawzajem.

Zawsze głosuję. Każdy rząd jest krytykowany gdy rządzi a to dlatego, że gdy jesteś w partii stajesz się człowiekiem zawsze odpowiadającym „tak”. Dlatego myślę, że osoby nie związane z żadną partią są lepsze. Ale one z kolei nic nie mogą zrobić. Nie głosuję na partię tylko na ludzi.

Jestem katoliczką i chodzę na mszę. Takie są zasady. Jak jesteś w klubie też postępujesz zgodnie z zasadami a jak ci się nie podoba to nie należysz do niego. Moja wiara jest dla mnie bardzo ważna. Modlę się cały czas i za każdego.

To co smutne w starości, to umieranie członków rodziny i przyjaciół. To jest bardzo smutne i staje się coraz smutniejsze. Teraz znam więcej ludzi w Glasnevin (największy cmentarz irlandzki) niż żywych jak to powiadał kiedyś mój dziadek. Myśl o śmierci nie zaprząta mnie jednak zbytnio. Ludzie nie powinni trwać w żałobie zbyt długo, Bóg tego nie chce. Bóg mówi, że jest życie po śmierci ale ja nie próbuję go sobie wyobrazić.

Często modlę się za niewierzących bo uważam, że ich życie jest smutne. Każdy chrześcijanin, który wierzy w Boga ma przyjaciela i nie jest samotny.

Nauczyłam się w życiu, że są tacy ludzie którzy zawsze ci pomogą i są tacy którzy myślą tylko o sobie. Nie uważam że ludzie się z czasem zmieniają. Myślę, że zawsze jesteśmy tacy sami. Co najbardziej cenię w ludziach? Dobroć i życzliwość. Bez wahania, tak –  dobroć i życzliwość.

I feel I made a contribution. I must try to refrain from making a kind of idol of myself’ / Czuję, że się przysłużyłem. Muszę się teraz pilnować żeby nie zrobić z siebie idola.  – TK „Ken” Whitaker

image (3)

TK stworzył przełomowy „Pierwszy Program Ekonomicznego Rozwoju” w roku 1958. Był dyrektorem Centralnego Banku Irlandii oraz założycielem Ekonomicznego i Społecznego Instytutu (Economic and Social Research Institute).

Nie jestem specjalnie zaskoczony, że mam 97 lat. Wierzę w geny a moja mama też niemal dożyła setki. Upływające lata nie są czymś co mnie kłopocze. Uważam, że naprawdę mam szczęście – w tym wieku wciąż zachowałam sprawność umysłu oraz umiejętność wyciągania wniosków i ocen.

Jedną z pierwszych rzeczy które pamiętam to miejsce gdzie mieszkaliśmy w Drogheda. Dom nazywał się Raj (Paradise Cottage) i ja zawsze myślałem że pod tą nazwą kryje się jakaś mistyka i energia. Była nas tylko dwójka dzieci, ja i moja siostra. Mieszkaliśmy w tej Paradise Cottage i uważaliśmy, że jej nazwa sprawiała, że jesteśmy odcięci od zwyczajności.

Jako dzieciak mieszkający w Drogheda, pamiętam, że chodziłem na pola z bykami i krzyczałem do nich. Jak tylko mnie widziały, uciekałem aby szybko przeskoczyć przez ogrodzenie. Tak naprawdę to jedyny moment w życiu gdy się bałem.  I nawet mimo że się bałem podobała mi się ta zabawa ucieczki przed zagrożeniem. Mam odpowiedni poziom pewności siebie. Nie żyję pod presją ani w strachu.

Miałem szczęście, co do ścieżki zawodowej jaką podążyłem. Zostałem pracownikiem rządowym bardziej z ciekawości ale okazało się to dla mnie dobre. Trochę niezręcznie mi to mówić, ale to że nim zostałem było też dobre dla kraju. Czuję, że się przysłużyłem. Muszę tylko uważać żeby sam z siebie nie zrobił jakiegoś idola. Na szczęście dwie bardzo rozsądne panie znosiły mnie przez dość długi czas. Miałem niesamowicie dobrze rozwojową pracę i dużą pomoc i wsparcie ze strony moich obydwu żon.

Są takie momenty gdy brakuje ci partnerstwa oraz tego bodźca gdy ktoś inny jest częścią twojego życia.  Szczególnie teraz zdarza mi się być samemu przez dłuższy czas i brakuje mi towarzystwa. Jednocześnie, nie uważam że mam źle – zostało mi dane długie życie oraz zdrowie, mam więc całkiem pokaźną część dobrych rzeczy jakie się przytrafiają w życiu.

Ciężko jest żyć dłużej niż tylu twoich rówieśników i przyjaciół. Czasem jest to mniej lub bardziej stresujące, zależy o kogo chodzi. Z odejściem niektórych z nich potrafisz się pogodzić dość łatwo.

Uważam, że szczęście i przypadek odgrywają dość ważną część w życiu. Są zdarzenia wielkie, które mają miejsce tak naprawdę bez twojego udziału ale mają wielki wpływ na twoje życie. Życie byłoby dość nudne gdyby nie zdarzały się w nim niespodziewane okazje. Sukces był dla mnie ważny ale był też dla mnie trochę niespodzianką. Gdy zostałem pracownikiem rządowym nie miałem pojęcia, że dojdę po szczeblach kariery tak wysoko. Nie myślałem, że moje rady związane z ekonomią okażą się tak rozsądne i trafne.

Myślę, że najgorszą rzeczą jaka się może zdarzyć gdy jest się na świeczniku, to nie zauważenie swoich błędów. Uważam, że powinno się być zawsze otwartym ale też umieć bronić swoich poglądów. Najważniejszym motorem działań powinna być odpowiedzialność.

Czego naprawdę nauczyłem się w życiu to ważność sprawiedliwego osądu oraz nie wyciągania pochopnych wniosków, w szczególności gdy ktoś ma inne zdanie niż ty. Oraz staranie się zobaczenia w każdym jakiejś jego zalety. Cenię ludzi którzy są wszechstronnie wykształceni oraz którzy mają umysł badający nowe idee.

Z rozmysłem nie oglądam za dużo telewizji. Bardzo rzadko włączam telewizor jako przerywnik na nudę. Oglądam czasami ten program z Vincentem Browne (program o polityce i bieżących sprawach). Uważam, że ma pracę wymagającą sprawiedliwego osądu.

To co mnie najbardziej cieszy to dzień spędzony na połowie łososia. I kilka pintów piwa na zakończenie takiego dnia.

Jestem chrześcijaninem i staram się żyć według odpowiednich zasad. Wierzę w życie po śmierci. Myślę, że ważne jest aby starać się zachować równość i przywiązanie do reguł, które kształtują podstawy cywilizowanego zachowania.

Czy mam coś do powiedzenia na temat obecnego stanu ekonomi Irlandii? Pominę to pytanie jeśli pozwolisz. Ale powiem jedynie, że chciałby zobaczyć ciągłą poprawę w warunkach standardu życia w Irlandii.

Żałuję kilku rzeczy w swoim życiu ale staram się je racjonalizować aby nie trapić się nimi. Chodzi o pewne sprawy, które chciałem zrobić, ale nigdy nie zrobiłem. Lista jest zbyt długa aby ją tu wyliczać. Nic natomiast nie zaprząta mi sumienia. Mimo, że mam 97 lat nie niosę ze sobą bagażu pełnego żalu co do przeszłości. Jestem spokojny i pogodzony ze swoim życiem.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Irlandii zapraszam na mojego bloga oraz facebook


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułTypowe greckie śniadanie
Następny artykułŻycie Angeli Merkel w czterech słowach
Kasia w Krainie Deszczowców
Polka w Dublinie. Anglistka. Ekonomistka. Realistka. Hobbystycznie socjolożka. Raz spotkałam Roberta Makłowicza i podobno Franka Kimono ale tego nie pamiętam bo byłam za mała żeby pamiętać. Oprócz tego kilkunastu ministrów irlandzkich. Z pewnością robiłam wiele rzeczy w życiu, czasem za dużo i za intensywnie. Kiedyś miałam cztery różne prace na raz. Kiedyś uczyłam angielskiego kilku prezydentów pewnego polskiego miasta. A jeszcze bardziej kiedyś pracowałam w pubie należącym do pierwszoligowej drużyny futbolowej w Londynie. Odkąd przyjechałam do Irlandii zajmuję się technologią, przedsiębiorczością, gospodarką i polityką irlandzką. Nie dlatego że chcę, ale zawodowo. Chociaż coraz częściej też chcę. W rozmowie lubię wyrażać się dosadnie. Jestem poprawna politycznie tylko służbowo, ale jeśli myślę, że ktoś jest idiotą to dam mu to odczuć. Osiągnęłam wiek w którym już mogę sobie na to pozwolić. I nic nie muszę. Mogę za to nie być słodka. Przeklinać też lubię, ale dopiero jak kogoś lepiej poznam bo to niegrzecznie przeklinać w twarz nieznajomemu. Pijałam latte gdy byłam młodsza. Teraz wolę Americano. Miłość do czerwonego wytrawnego wina pozostała tak samo mocna. Gdy sytuacja wymaga zmiany trunku to przerzucam się na whiskey. Zmieniam zdanie z doświadczeniem. A Ty?

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj