Irlandczycy nie lubią U2?

0

Znacie pewnie Boba Geldofa, Sinead O’Connor, Cranberries, The Corrs, Westlife, Enyę czy Chrisa de Burgh. Wszystkich tych irlandzkich artystów popularnością przebija na głowę zespół U2 z piosenkarzem Bono na czele.

Lista najbardziej dochodowych tras koncertowych na świecie zawiera 20 pozycji. Zespół U2 figuruje na niej na miejscu szóstym z trasą Vertigo Tour oraz  na miejscu pierwszym z trasą koncertowa U2 360° Tour. Vertigo Tour odbywała się w latach 2005 – 2006 i przyniosła ponad 389 milionów dolarów dochodu, a U2 360° Tour z lat 2009 – 2011 przyniosła ponad 736 milionów dolarów. Łącznie na wszystkich swoich trasach U2 zarobił prawie 2 miliardy dolarów.  Ponadto zespół może się pochwalić 170 milionami sprzedanych płyt.

Członkowie zespołu od wielu lat współpracują z różnymi artystami, gwiazdami i politykami, aby rozwiązać problemy związane z ubóstwem, chorobą i niesprawiedliwością społeczną. W swoich kultowych już piosenkach U2 często nawiązuje do współczesnych problemów, jak na przykład w utworach Sunday Blooody Sunday czy New Year’s Day. Pierwsza traktuje o zamieszkach w Północnej Irladnii w 1972 roku, a druga o polskiej Solidarności.

Utalentowani, zaangażowani, bogaci, oraz z Irlandii. Wydawałoby się, że nic tylko powinni być wielbieni w swojej ojczyźnie. Jednak Dublin nie oferuje żadnych tras turystycznych śladami U2 jak to robi na przykład Liverpool śladami Beatles. Stolica Irlandii nie promuje różnych U2 tematycznych miejsc, jak to robi z miejscami związanymi z pisarzem Jamesem Joycem i jego powieścią Ulisses, mimo że muzyka U2 jest zanan większej licznie osób niż bohater Leopold Bloom. Jeśli nie wiecie, że zespół tu mieszka, nigdy tego nie odgadlibyście spacerując po dublińskich ulicach. Nigdzie nie ma po zespole śladu, a przechodząc po ulicy Grafton wśród ulicznych artystów, nie dowiecie się, że wiele lat temu na tej samej ulicy, ulicznym muzykiem był nieznany jeszcze wtedy nikomu Bono. Jedyne co możecie często zobaczyć to dość licznie powtarzające się napisy na ścianach dublińskich obwieszczających, że Bono is a Pox (Bono jest kiłą).

Jednak, zespół lubiany jest przez rodaków, a bilety na dublińskie koncerty zawsze znikają tak szybko jak świeże bułeczki.  Można lubieć muzykę, ale nie cierpieć osoby która ją tworzy? A może to zwykła zawiść, że im się tak powiodło? A może jednak Bono jest sam sobie winny? Irlandczycy uważają go za pozera, który chce się wszystkim przypodobać. Koleżanka Irlandka, ze zniesmaczeniem wspominała mi kiedyś dawny koncert U2 w Nowym Jorku, na którym była i zdziwiła się słysząc jak Bono powiedział do publiczności „o jak to dobrze być w domu”. Kilka dni temu Bono znów zirytował rodaków swoją wypowiedzią podczas londyńskiego koncertu. Dziękował on na nim Brytyjczykom za opiekowanie się irlandzkimi emigrantami przybywającymi do Wielkiej Brytanii.

Według Irlandczyków Bono to hipokryta, który z jednej strony angażuje się w pomoc biedniejszym i poszkodowanym, a sam unika płacenia podatku w Irlandii, przenosząc część płatności do Holandii. Nawołuje do pomocy bezdomnym, ale sprzeciwia się budowie domów socjalnych w swoim dublińskim sąsiedztwie. Uważany jest za osobę, która udaje świętoszka i kaznodzieja zarazem. Drażni również megalomania Bono, który niczym Napoleon mówiący Francja to ja, zrobił się samozwańczym ambasadorem i głosem Irlandii na świecie, mimo tego, że i tak większość czasu mieszka poza Dublinem. Zarzucają mu, że jest showman z bardzo dużym ego, uważającym się za wpływowego gracza w sprawach światowych. Irlandczycy dodają, że przecenia swoje znaczenie i wkład, a jego wypowiedź na TED Talk jest żenująca.

 – Jaka jest różnica pomiędzy Bogiem a Bono?

– Bóg nie myśli że jest Bono.

Anonim

 

W Stanach Zjednoczonych spoglądasz na faceta, który mieszka w rezydencji na wzgórzu i myślisz, że pewnego dnia, jeśli ciężko pracuję, mógłbym mieszkać w takiej rezydencji. W Irlandii ludzie patrzą na faceta w rezydencji na wzgórzu i stwierdzają, że pewnego dnia dorwę tego drania.

Bono

(U2 na dublińskiej ulicy Fitzwilliam Street)


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułO małej, polskiej wsi w sercu Syberii…
Następny artykułPierwszy rok w Austrii – co się zmieniło?
Kasia w Krainie Deszczowców
Polka w Dublinie. Anglistka. Ekonomistka. Realistka. Hobbystycznie socjolożka. Raz spotkałam Roberta Makłowicza i podobno Franka Kimono ale tego nie pamiętam bo byłam za mała żeby pamiętać. Oprócz tego kilkunastu ministrów irlandzkich. Z pewnością robiłam wiele rzeczy w życiu, czasem za dużo i za intensywnie. Kiedyś miałam cztery różne prace na raz. Kiedyś uczyłam angielskiego kilku prezydentów pewnego polskiego miasta. A jeszcze bardziej kiedyś pracowałam w pubie należącym do pierwszoligowej drużyny futbolowej w Londynie. Odkąd przyjechałam do Irlandii zajmuję się technologią, przedsiębiorczością, gospodarką i polityką irlandzką. Nie dlatego że chcę, ale zawodowo. Chociaż coraz częściej też chcę. W rozmowie lubię wyrażać się dosadnie. Jestem poprawna politycznie tylko służbowo, ale jeśli myślę, że ktoś jest idiotą to dam mu to odczuć. Osiągnęłam wiek w którym już mogę sobie na to pozwolić. I nic nie muszę. Mogę za to nie być słodka. Przeklinać też lubię, ale dopiero jak kogoś lepiej poznam bo to niegrzecznie przeklinać w twarz nieznajomemu. Pijałam latte gdy byłam młodsza. Teraz wolę Americano. Miłość do czerwonego wytrawnego wina pozostała tak samo mocna. Gdy sytuacja wymaga zmiany trunku to przerzucam się na whiskey. Zmieniam zdanie z doświadczeniem. A Ty?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj