Tajlandia. Daleko od brzegu, gdzieś na środku oceanu wyrasta skała, do której przyczepiona jest Koh Panyi, muzułmańska wioska na palach niedaleko Phuket. Inna niż wyspy wokół Krabi w Tajlandii – nie ma tu pięknej plaży ani błękitnej wody, ale jest warta odwiedzenia i zostania na noc, poznania jej mieszkańców i życia.
Trafiłam na nią przypadkowo, kiedy kupowałam wycieczkę po wyspach wokół Krabi. Była opcjonalna i można było tam popłynąć na dwie godziny, zjeść lunch i ruszyć dalej albo zostać na noc. Nie była nawet w ulotce, pokazano mi kawałek skserowanej gazety z czarno-białym zdjęciem, ale ja natychmiast stwierdziłam, że zostaję na noc. I nie żałuję. Z daleka widać najpierw złocący się w słońcu meczet, potem coraz więcej budynków, a kiedy w końcu dobije się do molo, wszędzie widać maleńkie domki, mieszkania, sklepiki, ludzi siedzących przed wejściem do domostw, a między nimi jeżdżące na rowerach dzieci. Gnają naprawdę z niezłą prędkością, kompletnie nie przejęte tym, że molo ma może metr szerokości i że trzeba uważać i robić slalom między turystami. Nikt nie przejmuje się, że mogą spaść i wpaść do wody, że zrobią sobie krzywdę. Kiedy mieszka się na molo, woda pod stopami staje się rzeczywistością a balans szóstym zmysłem.
Oprócz domów i sklepików, maleńkich restauracji farm rybnych, jest tu też najmniejsza szkoła świata i bardzo miły nauczyciel angielskiego,który z chęcią poopowiada o życiu mieszkańców; cmentarz i mini plac zabaw, gdzie bawią się bardzo towarzyskie dzieci. Gdzieś na końcu molo, a raczej na jednym z licznych końców, można usiąść i obserwować zachód słońca i patrzeć jak wioska zatapia się w niesamowitym odcieniu indygo. Jeśli ktoś wybiera się w okolice Krabi,odwiedźcie ją koniecznie i zostańcie na dłużej, lunch to zdecydowanie za krótko, żeby poczuć klimat Koh Panyi.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: