Koh Panyi – muzułmańska wioska na palach

0

Tajlandia. Daleko od brzegu, gdzieś na środku oceanu wyrasta skała, do której przyczepiona jest Koh Panyi, muzułmańska wioska na palach niedaleko Phuket. Inna niż wyspy wokół Krabi w Tajlandii – nie ma tu pięknej plaży ani błękitnej wody, ale jest warta odwiedzenia i zostania na noc, poznania jej mieszkańców i życia.

Trafiłam na nią przypadkowo, kiedy kupowałam wycieczkę po wyspach wokół Krabi. Była opcjonalna i można było tam popłynąć na dwie godziny, zjeść lunch i ruszyć dalej albo zostać na noc. Nie była nawet w ulotce, pokazano mi kawałek skserowanej gazety z czarno-białym zdjęciem, ale ja natychmiast stwierdziłam, że zostaję na noc. I nie żałuję. Z daleka widać najpierw złocący się w słońcu meczet, potem coraz więcej budynków, a kiedy w końcu dobije się do molo, wszędzie widać maleńkie domki, mieszkania, sklepiki, ludzi siedzących przed wejściem do domostw, a między nimi jeżdżące na rowerach dzieci. Gnają naprawdę z niezłą prędkością, kompletnie nie przejęte tym, że molo ma może metr szerokości i że trzeba uważać i robić slalom między turystami. Nikt nie przejmuje się, że mogą spaść i wpaść do wody, że zrobią sobie krzywdę. Kiedy mieszka się na molo, woda pod stopami staje się rzeczywistością a balans szóstym zmysłem.

Oprócz domów i sklepików, maleńkich restauracji farm rybnych, jest tu też najmniejsza szkoła świata i bardzo miły nauczyciel angielskiego,który z chęcią poopowiada o życiu mieszkańców; cmentarz i mini plac zabaw, gdzie bawią się bardzo towarzyskie dzieci. Gdzieś na końcu molo, a raczej na jednym z licznych końców, można usiąść i obserwować zachód słońca i patrzeć jak wioska zatapia się w niesamowitym odcieniu indygo. Jeśli ktoś wybiera się w okolice Krabi,odwiedźcie ją koniecznie i zostańcie na dłużej, lunch to zdecydowanie za krótko, żeby poczuć klimat Koh Panyi.

 

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułCars Ireland czyli czy krowa zapięła pasy?
Następny artykułZrozumieć Starbucksa
Ewa Jones
Kiedy opuszczałam Polskę kilkanaście lat temu, nigdy nie przypuszczałam, że rozpoczynam długoletnią podróż. Wtedy planowalam osiąść na stałe w Nowym Orleanie. Kilka lat później, będąc w Londynie, zrobiłam kurs Celta i zaczęłam uczyć angielskiego w różnych krajach. Chiny, Tajlandia, Brazylia, UK, znowu Tajlandia. Właśnie wróciłam tu po raz trzeci, tym razem z moim synkiem Alexem. Jak to się robi w Bankoku to zapiski z mojego życia codziennego, podróży, obserwacje z miejsc, które miałam okazję poznać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj