Dziś postanowiłam przeskoczyć opowieść o Moskwie i Dmitrowie, do których wpadłam po drodze (okrężnej) z Kazania, bo zawsze mogę do nich wrócić, i zająć się w końcu Bajkałem. To było moje marzenie – zobaczyć Bajkał. Wyobrażałam go sobie jednak zupełnie inaczej.
Zacznę od kilku minusów. Po pierwsze – teren opanowali Chińczycy. Było ich całe mrowie, wszędzie. Niektórzy nosili maski na ustach, pewnie obawiając się mroźnego syberyjskiego powietrza. Większość chroniła się przed ostrym słońcem pod różnokolorowymi parasolkami. W niektórych miejscach ciężko było zrobić zdjęcie przyrody bez Chińczyka w kadrze.
Po drugie – jeśli ktoś chce wykąpać się w Bajkale, to powinien mieć zaprawę morsa. Woda w jeziorze ma zazwyczaj tylko kilka stopni, w sierpniu osiągnęła swój szczyt czyli 10 st. C (mieliśmy przepiękną pogodę, kremy z wysokim filtrem nieodzwowne, ale na Olchonie wieje i trzeba mieć coś ciepłego do założenia). Mimo to byli śmiałkowie (rosyjscy), którzy rzucali się w lodowate wody. Ciężko w ogóle było nogi zamoczyć, ze względu na nieliczne łagodne zejścia. Ale to dobrze. Gdyby wszyscy chętni mogli się wykąpać, Bajkał nie byłby już tak krystalicznie czysty i majestatyczny (również dzięki niskiej temperaturze praktycznie brak tu drobnych a uciążliwych i zanieczyszczających organizmów jak np. sinice).
Rozczarowała mnie Listwianka, opisywana jako nadbajkalski kurort dla bogatych Rosjan. W Listwiance straszą hotele-potworki (na szczęście znalazłam też kilka urokliwych chatynek), a powietrze przesycone jest spalinami aut (sprowadzanymi z Japonii, kierownice po prawej stronie). Na wąskim pasku plaży siedziały rodzinki nasmarowane olejkami i wpatrywały się w zimną wodę. Od czasu do czasu fala przynosiła kolorowy papierek po lodach lub batoniku. Falę wytwarzała motorówka z sierpem i młotem, stylizowana na czasy radzieckie, a klimatu dopełniała dudniąca z głośników zachodnia i rosyjska pop muzyka (uwielbiam, ale nie tu!). Tłum w większości stanowili niezamożni miejscowi z Irkucka, którzy przyjechali na weekend. Z jednej strony było mi ich żal, kiedy patrzyłam na biedne ubrania i zakurzone stare auta. Z drugiej strony irytował mnie brak szacunku dla świętego morza Syberii; no i trochę im zazdrościłam, dla nich był to po prostu wypad nad jeziorko za miasto.
No właśnie, morze Syberii. Bajkał naprawdę jest morzem, tyle że brak połączenia z oceanami wyklucza formalnie tę definicję. Ale ma zapach morza, jest ogromny i dmucha morską bryzą, latają nad nim krzyczące mewy. Ewenkowie mówili na Bajkał Łama, co oznacza morze. Nazwa Bajkał wzięła się od tureckiego Baj-kul = bogate jezioro (w wodę i ryby). To samo znaczenie mają buriackie Baj-goł, jakuckie Baj-Kiel czy mongolskie Bajgaal-nuur.
Bajkał jest naj – we wszystkim. Najpiękniejsze wzruszenia widokowe dał mi Olchon, największa wyspa Bajkału, ze słynną Skałą Szamanki. Bajkał to najgłębsze jezioro w Europie (największa głębia – 1637 metrów), a przezroczystość jego zielono-niebieskich wód sięga 40 metrów. 80% tutejszej fauny i flory nie występuje nigdzie indziej. Na przykład dziwna ryba gołomianka, która potrafi sobie pływać na głębokości 1 kilometra, ma pomarańczowe oczy i prawie przezroczyste, bladoróżowe ciało. Dzielne matki gołomianki umierają, biedne, zaraz po wydaniu na świat potomstwa (są żyworodne). A wody w Bajkale jest tyle co w całym Morzu Bałtyckim!
Charakterystycznym dla Bajkału drzewem jest limba, zwana tu cedrem bajkalskim i z tego cedru pochodzą bardzo drogie orzeszki cedrowe, tak chętnie używane do sałatek. Warto ich sobie nakupić na miejscu.
Na Olchonie mieszkaliśmy w luksusowych drewnianych domkach, a po wyspie rozbijaliśmy się charakterystycznymi szarymi łazikami. Są niewiarygodnie przestronne w środku i całkiem wygodne. A przede wszystkim niezastąpione na wertepach. Podczas jednej z wypraw kierowcy ugotowali nam w dużym kotle przepyszną zupę rybną, słynną uchę na omulach, najcenniejszych rybkach jeziora (przewodnik twierdził, że nie wolno łowić omuli, ale nigdzie nie znalazłam na ten temat informacji; faktem jest, że omul w usze smakował wyśmienicie). Jadłam też pozy, buriacki odpowiednik gruzińskich mantów – taki wyrośnięty pielmień z rosołkiem do wyssania. Natomiast wielbiciele słodyczy polowali na ciasta z dodatkiem mąki czeremchowej.
Wielkie zasługi w badaniu przyrody Bajkału położyli Polacy-zesłańcy: Benedykt Dybowski, Wiktor Godlewski, Aleksander Czekanowski. Mnie najbardziej urzekła postać Jana Czerskiego, który był samoukiem i którego imię już w 1927 roku nadano (z inicjatywy radzieckiego Towarzystwa Geograficznego) górom znajdującym się między Kołymą a Indygirką, dwóm szczytom w Górach Bajkalskich i Chamar Daban, pasmu i dolinie w Sajanach oraz wygasłemu wulkanowi w Dolinie Tunkińskiej.
Po Bajkale pozostał mi niedosyt, bo byłam tam za krótko. Wycieczka była bardzo intensywna i zabrakło chwil na niespieszną kontemplację i przeżywanie niezwykłych widoków i zapachów. Chciałabym jeszcze raz pojechać nad to cudowne jezioro-morze, tym razem od strony wschodniej, czyli Republiki Buriacji. Nikt mi jednak nie da na tyle urlopu, żeby pojechać Koleją Transsyberyjską, a to również jedno z marzeń. Może uda się na emeryturze? :)
To jeszcze nie koniec wspomnień z podróży, bo Irkuck zasłużył sobie na kolejny, osobny odcinek.
Polecam kieszonkowy przewodnik „Bajkał – Morze Syberii” M. Walczak-Kowalskiej i W. Kowalskiego, wydany przez „Bezdroża”.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 1
Wszystkie wyświetlenia strony: 2