Obalenie mitu o rajskiej Indonezji

0

Przestańcie mówić, że jesteście ze mnie dumni i pełni dla mnie podziwu, bo wyjechałam. W tym nie ma nic nadzwyczajnego. Przeciwnie, to jest nadzwyczajnie proste. Oficjalnie obalam mit: za granicą nie jest różowo. Jest tak samo szaro jak w naszym kraju, tylko że w innych dziedzinach. W Polsce jest mi fantastycznie, tak samo jak fantastycznie jest mi w Indonezji. W Polsce jest mi ciężko, tak samo jak ciężko jest mi w Indonezji.
Są lepsze dni i gorsze. To jest raj na obrazkach, ale zwykłe życie wygląda tu podobnie jak w Polsce. Tylko że ludzie myślą, że wyjeżdżając do Indonezji będzie mi jak w niebie, bo plaże i słońce, ale ja przecież muszę robić to samo: wstawać rano, wymyślić co zjeść na obiad, iść na zajęcia, kupić papier toaletowy i iść spać. Rzygam tęczą widząc postowane w internecie zdjęcia osób, które zachwycają się życiem w Indonezji. Wieczne wakacje? Wielka bzdura i hipokryzja. To jest ten sam świat. Życie w Polsce może być podobnie kolorowe.

Obalając mit skupiam się na szarościach:

Pierwszą rzeczą jaka cię dopada za granicą jest fakt, że jesteś samotny. Nie ma znaczenia ilu masz nowych przyjaciół, bliskich czy dalszych osób. Każdy powtarza…ooo jesteś tu sama. Bez rodziny. Biedactwo. I w końcu cię to dopada, że rzeczywiście jesteś sam. Że faktycznie nie możesz na weekend pojechać do mamy, że nie możesz namówić swoich znajomych sprzed kilku lat na kawę dla odkrycia przyjaźni na nowo i powspominać stare czasy, że wieloletni przyjaciele idą na imprezę bez ciebie i ty już nie jesteś częścią ich życia.  Że na nikogo nie możesz liczyć, bo ogrom Polaków za granicą nigdy nie zastąpi ci rodziny. Większość to sporzy nieudacznicy, egoiści, księżniczki i książęta, którzy za opinię ich znajomych w Polsce o tym jak to dobrze im się żyje w Indonezji oddadzą życie. I gdyby tak powiedzieć prawdę, to skorzy byliby cię za to” zabić”. Nowe przyjaźnie i miłości są miłe i wiele cię uczą, to fakt, ale gdyby rzeczywiście wszystko przekalkulować, mam wrażenie, że więcej nowych osób poznaję codziennie w Polsce niż tutaj. Poza tym, jako biała dziewczyna, gdzieś zawsze w moim umyśle pojawia się pytanie czy Indonezyjczyk pragnie znajomości ze mną, bo jestem egzotyczna, czy też rzeczywiście jestem ciekawą dla niego osobą. To pytanie nie istnieje dla mnie w Polsce.

W Indonezji jako studenci nie możemy legalnie pracować, więc zwykle prosimy o pieniądze rodziców i to jest najsmutniejsze, że jako dorosłe osoby cały czas musimy ssać rodziców cycki. Upokarzająca sytuacja. W efekcie niesamowicie mocno się zadłużasz.

Budzisz się rano i zastanawiasz się co zjesz na śniadanie. Amerykańskiego pączka, tego z dziurką w środku i bez nadzienia, bardzo słodkiego no i słodką kawę w kartoniku. Ewentualnie bubur ayam, czyli papkę ryżową z odrobiną kurczaka. A co byś zjadł? Świerzą bułkę, może być nawet ta z poprzedniego dnia i do tego plasterek indyka i żółty serek, jakiś ogóreczek, może sałata. Jogurt! I myślisz o boże moje życie ssie. Tak zaczyna się z reguły dzień, jeśli pierwszą myślą o poranku jest jedzenie.
Potem myślisz co zjesz na obiad. Pierś z kurczaka małą na trzy kęsy owiniętą wokół kości, do tego ryż – może być z sieciówki HFC lub Olive Chicken, które doskonale imitują KFC, choć kurczak jest gorszej jakości. Może być warung*, ale kurczak, choć tańszy, jest jeszcze mniejszy niż w sieciówce. A co byś zjadł? Bigos albo pierogi, albo makaron z kurczakiem i parmezanem, albo rybkę w sosie słodko-kwaśnym, albo schabowego, albo placki ziemniaczane, albo po prostu ziemniaki z masłem i solą. Nagle myślisz jajć ile ja mam pomysłów na tani obiad w Polsce, a tu jesz zwykle cały czas to samo.
Potem nadchodzi czas kolacji. W Polsce pojawiłby się chlebek. Och chleb. Pasta rybna albo biały ser, ale bym się najadła. I sok pomarańczowy A tu? Gorengany, czyli smażone na głębokim oleju warzywa, banany lub tofu w cieście.
Przyjeżdżając na chwilę albo w opowieściach o Indonezji zachwycasz się, że możesz pić sok z mango albo awokado za grosze, że jesz smażony ryż z krewetkami, że za przekąskę masz czerwonego, słodkiego banana lub arbuza przez okrągły rok. To rzeczywiście na początku jest ekscytujące, ale z czasem już nie chce ci się chodzić na śmierdzący targ po banany albo po sok, gdzie naczynia tylko od czasu do czasu są przemywane lekko wodą, a owoce w ogóle nie myte, nie wspominając o rękach sprzedawcy. Jedzenie tu jest dobre, ale ty po prostu tęsknisz za tym w Polsce.

Różnice kulturowe pomiędzy Polską a Indonezją są gigantyczne. Na przykład: poznanie rodziców twojego chłopaka. Dwa razy większy stres niż w Polsce, bo musisz pamiętać o wszystkim czego się dotychczas nauczyłaś o indonezyjskiej kulturze, żeby nie popełnić gafy. Gesty, mimika, strój, zachowanie przy stole. Pomóc mamie chłopaka w kuchni, czy nie wypada? Zjeść wszystko z talerza, czy zostawić odrobinę? Zmyć się po obiedzie czy zostać dłużej? Zaskakujące jak ludzie potrafią być inni i ile rzeczy musisz wiedzieć, i o ile zapytać, żeby cię rozumiano i nie postrzegano jako dziwaka. I gadka „bądź sobą” absolutnie tu nie pasuje. Nie mogę podać talerza mamie Adiego lewą ręką! Nie wypada! To jest kulturowo niedopuszczalne. Ponadto, ogromna bariera językowa, nawet jeśli w indonezyjskim już czuję się swobodnie. Wiele osób boi się do mnie odezwać, bo są przekonani, że indonezyjskiego nie znam, a mówić po angielsku się wstydzą.

Nie chcę powiedzieć przez ten post, że życie w Indonezji jest okropne i już mi się nie podoba lub, że chcę wrócić do Polski. Chcę powiedzieć, że doceniam Polskę i że za nią tęsknię, i moi znajomi w Polsce zamiast mi „zazdrościć” powinni skupić się na tym, że ja również potrzebuję wsparcia tutaj, tak samo jak oni w kraju.

Zdjęcie0272
Chleb z Polski taki dobry.

http://abdingartos.blogspot.com/


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułSycylia miodowa wyspa
Następny artykułŚladami Gry o Tron w Północnej Irlandii
AbdiNgartos
"Abdi ngartos Indonesia", czyli po sundajsku "Rozumiem Indonezję". Prowadzę blog o mojej przygodzie z tym krajem: abdingartos.blogspot.com, trochę przekorny, bo nie o podróżach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj