Szwedzkie wychowanie dzieci

2

Z wykształcenia i zawodu jestem pedagogiem i nauczycielem. Z dziećmi pracuję od roku 2000, przez moje ręce przewinęło ich całe mnóstwo. Pracowałam z dziećmi w Polsce, jako niania i jako przedszkolanka i szybko, rok po przyjeździe do Szwecji, zaczęłam pracować z dziećmi tutaj, w Sztokholmie, jako nauczycielka przedszkola (förskollärare).

1

Na zdjęciu powyżej zajęcia z dziećmi w polskim przedszkolu, poniżej zajęcia w szwedzkim. Liczba dzieci w grupie taka sama. Część dzieci (tutaj w szwedzkim przedszkolu) robi co chce, bawi się na dworze albo w innych pokojach.

img_1871

Pierwsze dni, tygodnie były dla mnie szokujące.

Przyzwyczajona w Polsce do tego, że małe dzieci trzeba obsługiwać, chronić, wyręczać, ograniczać (nie wchodź na drzewo, nie chodź na boso, jeszcze jedną łyżeczkę), ubierać i rozbierać, myć buzie i wycierać, karmić (nawet 4 letnie) ale i do tego, że dzieci były posłuszne, miłe i w miarę grzeczne, przeżyłam swoisty konflikt poznawczy i rodzaj szoku w pracy w szwedzkim przedszkolu.

Koleżanki przedszkolanki były na mnie złe, że ciągle „rozpieszczam” i wyręczam dzieci, a dzieci wstydziły się przed innymi, że ja im zakładam buty. Krzyczały: „Przestań, ja sam!” Dzieci samodzielnie jedzą i samodzielnie robią sobie kanapki, (nawet 1,5 roczne), podczas, gdy ja w Polsce musiałam smarować chleb masłem nawet dużym dzieciom. Innym szokiem było dla mnie to, że dzieci tutaj przebywały całymi  niemal dniami na świeżym powietrzu, nawet na mrozie (do – 15) kilka godzin. Bawiły się na ubogich i skromnych w moim odczuciu placach zabaw, wdrapywały się na drzewa, płoty, siedziały w deszczowe dni w kałużach  a niektóre piły kałużową wodę z łopatki, a w przerwie na przekąskę dzieci zwoływane były do wspólnego podwórkowego stołu i brudnymi, pośpiesznie w nie czystsze spodnie wytartymi łapkami jadły kanapki podane im wprost na ten pełen piasku stół. O rozpiętych zimą kurtkach i gołych szyjach nie wspomnę.

bild-1348

4

Własne konflikty dzieci rozwiązywały same. Opiekunka wkracza dopiero, gdy dzieci posuwają się do bicia. Dzieci bawią się same, niewielką ilością zabawek i sprzętów, co bardzo pobudza ich wyobraźnię i co objawia się w niebywałych rozwiązaniach i ogromnej samodzielności. Dzieci wybierają, kiedy i co chcą robić. Dzieci decydują i nie muszą uczestniczyć w zajęciach, jeśli nie chcą. W ogóle zajęć jest bardzo mało. W grupie pięciolatków dopiero wchodzą typowe zajęcia przedszkolne, ale one są bardzo krótkie i jest ich mało. Z dziećmi się robi zajęcia plastyczne, czyta się im bajki, układa klocki, wspólnie śpiewa i liczy. Od czasu do czasu. Natomiast w Polsce zajęć przedszkolaki mają dużo, zaczynają naukę pisania, czytania i liczenia dużo wcześniej a decyzja, co dzieci będą robić należy w głównej mierze do nauczyciela.

img_9946

Nie spotkałam się w szwedzkim przedszkolu i szkole z zajęciami dodatkowymi, typu szachy czy gra na pianinie. Nie ma na to takiego nacisku, jak w Polsce. W Szwecji rodzice dzieci przejawiających talent dbają o to, by ten talent rozwijać, podczas, gdy w Polsce spotkałam się z prowadzaniem dzieci na różne dodatkowe zajęcia, czasem wbrew woli dziecka, po to by wycisnąć z niego talent.

Za to właściwie w każdym szwedzkim przedszkolu króluje sport – zwykle jest taniec ale też inne rodzaje zajęć sportowych. Tutaj prawie wszystkie dzieci potrafią pływać. Moje przedszkolaki miały zajęcia na basenie, na którym notabene same się obsługiwały, co pozwalało mi zająć się samą sobą oraz co ciekawe, pod prysznicami, nagusieńkie dziewczynki wśród innych nagusieńkich kobiet, od nastolatek po emerytki, przyzwyczajały się do nagości i tego, co ludzkie, zdeformowane, czasem nieurokliwe; do wielkich ciążowych brzuchów czy otyłości. Ja byłam tym wszystkim autentycznie i pozytywnie wzruszona.

5

Ta typowa w Szwecji, niemal bezbrzeżna swoboda w wychowywaniu dzieci ma swoje minusy, które mnie osobiście nieźle dały w kość. Wiele razy myślałam o zrezygnowaniu z zawodu. Trudno jest takie silne i zdecydowane dzieci utrzymać w ryzach. W grupie jedne chcą robić to, inne coś innego, a jakiś mały samotnik w ogóle zabiera się i idzie w świat. Trzeba się dwoić i troić, żeby zainteresować je na tyle, by utrzymać je w jednym gronie i w miarę w ciszy. Raz zapowiedziałam im w pierwszy wiosenny dzień , że jest tak pięknie, że dziś zjemy śniadanie na dworze, to natychmiast drzwi się otworzyły i dzieci z radosnymi okrzykami wybiegły do ogrodu a ja mogłam sobie stać i wołać.

6

Za złe zachowanie nie mogłam tutaj ukarać. Nie mówię tu absolutnie o biciu, moja kara polega na odsunięciu od zabawy i posadzeniu na karnym dywaniku. Żadnych kar robić nie wolno, dlatego czułam, że nie mam żadnych narzędzi wychowawczych w ręku, posłuszeństwo zdobyć mogłam tylko autorytetem. Rodzice też mają z dziećmi ciężko, są bezsilni, złe dziecięce zachowanie pomijają milczeniem, boją się czasem, że dzieciątko doniesie na policję, co się w Szwecji stosunkowo często zdarza.

7

I dzieci tak rosną sobie w swej wolności i im starsze tym jest gorzej. Są owszem rodziny, gdzie dzieci wychowuje się w dyscyplinie, są dzieci, które są same w sobie miłe i grzeczne. Są przedszkola, gdzie dzieci mają i dużo ciekawych zajęć, i cudowne przedszkolanki, które sprawiają, że dzieciaki funkcjonują wspaniale i wszyscy mają  razem przyjemnie. Ale ogólnie rzecz ujmując bycie rodzicem i bycie nauczycielem w Szwecji jest niełatwe. Bo w Szwecji dorosłymi rządzą dzieci. Dzieci nie mają postawionych granic, nie są uczone szacunku, samo mówienie do nauczycieli na ty zmniejsza dystans i poziomy. Wszyscy widzą problem ale niewiele się robi, by coś zmienić.

Ciekawa jestem, kiedy dorośli powiedzą dzieciom stop.

Cieszy mnie to, że polscy rodzice w Szwecji wychowują dzieci „po polsku”, w większej dyscyplinie, to widać, bo dzieci polskie są grzeczniejsze i bardziej przyjazne. Choć pewnie rodzice widzą różnice w dziecku, kiedy wraca ono z przedszkola/szkoły, nasiąknięte szwedzkim wychowaniem.

8

Jeszcze jedna ważna RZECZ – w Polsce dzieci są tulone, pieszczone, noszone, pocieszane. Dostają ogrom ciepła, czułości i miłości. W Szwecji panuje tzw. zimny chów – dzieci nie są tak traktowane jak w Polsce, nie są pocieszane (jak upadnie, to się mówi „wstawaj” albo nie reaguje się w ogóle), jak dziecko płacze, to się je ignoruje, nie okazuje się dzieciom tyle miłości w sposób przez nas, Polaków pojęty. A to wraca z  powrotem – bo dzieci tutaj się tak nie kleją i nie tulą do swoich opiekunów, nie chcą na kolana (czego mi w Szwecji bardzo brakuje). Ja miałam ciągle na początku konflikty z koleżankami w pracy, że ciągle pocieszam i tulę dzieci. Musiałam przestać to robić i było mi z tym naprawdę ciężko.

Jakie są Wasze doświadczenia? Jak sobie radzicie z dziećmi, co o wolnym szwedzkim wychowaniu myślicie? Co myślicie o wychowaniu polskim?

Które według Was jest lepsze?

Serdecznie zapraszam do dyskusji!

Polka w Szwecji


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułMasowy grób dzieci na ziemiach zakonu
Następny artykułARABSKI I EGIPSKI I MOJE PRZYGODY JĘZYKOWE

2 KOMENTARZE

  1. To ciekawe, bo jako mama dziecka w przedszkolu szwedzkim zupełnie inaczej to odczuwałam. Może to kwestia tego, że moja córka była w anglojęzycznym przedszkolu, ale tam panie tuliły, przytulały, czy były „fotelami” dla dzieciaków. Było sporo zajęć, choć nikt nie musiał w nich brać udziału. No i nie spędzali całych dni na dworze, tylko 2-3 godziny zimą. Z resztą podobnie jest teraz, gdy jesteśmy w Finlandii. Możliwe, że to taki typ północny, ale mi akurat odpowiada. I naprawdę nie zauważyłam, żeby nauczycielki były tak zimne, jak wynika z wpisu.
    Pozdrawiam :-)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj