Plaża z indonezyjską rodziną

0

4 samochody, 6 godzin jazdy, 2 dni, 25 osób w tym 11 dzieci, 2 kobiety w ciąży i jedno bule, czyli ja. Tak właśnie wybrałam się na weekendową wyprawę na plażę do Pangandaran, Jawa Zachodnia, Indonezja. Fajnie było.

W Indonezji o fotelikach dla dzieci w aucie nikt nie słyszał. Dzieci w przepełnionym samochodzie siedzą u rodziców na kolanach lub zwyczajnie skaczą po wszystkim całą drogę. Ja jechałam akurat w 7-osobowym samochodzie, w którym na dokładkę znajdowała się trójka dzieci. 6-letnia Tari u mnie na kolanach, roczna Dolis śpiąca u swojej mamy w ramionach i 5-letni Faiz na samym przodzie, bacznie obserwując trasę w pidżamie. Wszystkim oczywiście udało się choć na trochę zasnąć, oprócz mnie. No bo jak zasnąć, gdy droga dziurawa i podwozie na niej aż skrzeczy z wysiłku, gdy co chwilę budzi się któreś z dzieci i marudzi raz bo gorąco, raz bo zimno, raz bo głodne. Uzbroiłam się jednak potężnie w cierpliwość. Od początku wiedziałam, że bardzo mi się przyda. Mieliśmy wyjechać o 10 w nocy, a wyjechaliśmy o 11. Potem trzeba było kogoś odebrać, potem poczekać na wszystkich. Po drodze 5 przystanków na papieroska, na rozprostowanie nóżek, jakieś jedzenie, a rano o 4 do tego wszystkiego wizyta w meczecie.

Krótko jednak po dotarciu na miejsce i rozpakowaniu się w pobliskich plaży domkach, wszyscy ruszyli nad morze. Indonezyjczycy spędzają czas na plaży niesamowicie aktywnie. Wszyscy odważnie wchodzą do wody, wrzucają do niej dzieci, rzucają się piaskiem, budują zamki. To nic, ze piasek wpada wszędzie, to nic że dzieci płaczą, bo się tego piasku najadły lub ten piasek wpadł im do oczu. Polscy rodzice wychodzą z plaży z suchą skórą, a Indonezyjczycy wyglądają tak samo jak dzieci, tak samo zmęczeni i tak samo uśmiechnięci. Choć plaża była przepełniona to nikt nie rozwinął typowego polskiego parawanu, bo wiatr nie wieje, wydm nie ma, a społeczeństwo żyje kolektywnie, więc nie ma się przed czym chronić i od czego zasłaniać. Nie rozpościera się też nigdzie żadnych ręczników. Starsi siedzą na ławeczkach, a reszta wprost na mokrym piasku.

Założyłam bikini pod t-shirt i krótkie spodenki. Tak dla własnego samopoczucia. Nie mogłam się w nim oczywiście pokazać, nie wypada. Indonezyjskie muzułmanki kąpią się w tonach ciuchów. Długie spódnice lub tuniki i leginsy, do tego obowiązkowo chusta. Nie pływają oczywiście, ale pluskają się w wodzie. Pływać i tak się nie dało, bo fale zbyt wysokie.

Z plaży wraca się przed południem, bo do meczetu należy iść na 12. Około 14 znów na plażę, by przed 18 wrócić znów, bo już zapada zmierzch i czas na kolejną wizytę w meczecie. Muzułmanin powinien się modlić 5 razy dziennie, ale na wyjeździe wystarczy 2 lub 3. Wieczorem jest czas na rozmowy. Mężczyźni zastanawiają się nad kupnem ziemi nad plażą i budową hotelu, a kobiety nad lokalnymi cenami i zakupami ciuszków dla dzieci z napisem „I love Pangandaran”.  Późnym wieczorem wybraliśmy się na kolację ze świeżych ryb, krabów, krewetek gigantów. Było pysznie. Choć przywieźliśmy ze sobą tonę ryżu, kurczaków, tofu i innych smakowitości, to wszyscy zjedli wszystko pierwszego popołudnia.

Mimo że to zupełnie nie było podróżowanie w moim stylu sprzed roku, czyli plecak i rajskie plaże plus piękna opalenizna, to wypad na weekend bardzo mi się podobał. Bo Indonezyjczycy są śmieszni i choć jest dużo płaczu i krzyku, to jednak wszyscy sobie po tym żartują i wspólnie robią miliony zdjęć. A ja się napiłam soku ze świeżego kokosa, spędziłam kilka dni na słonecznej plaży, a nie w deszczowym Bandungu i nikt mnie nie zaczepiał: „Hello mister”, „Picture miss”, bo spędzanie czasu z taką ilością Indonezyjczyków sprawia, że przez innych jestem traktowana jak Indonezyjka.

fahri
Przesympatyczny i wiecznie uśmiechnięty Fahri co dzień był pełen piasku. A wieczorami przytulał się do mnie, by sobie porozmawiać. Raz zaczęłam nawet z nim rozmowę po angielsku: „Hello! How are you?”. A Fahri swoim dziecinnym, wesolutkim głosem odpowiada: „Fuck you!”.
dolis
Dolis to miłośniczka koni. Nikomu nie pozwalała się dotknąć, a co dopiero wziąć na ramiona, oprócz oczywiście mamy, taty i babci. Ale za to na koniu pozwoliła się zawieźć na koniec plaży, tak że wszyscy oprócz ojca zdążyli ją zgubić z oczu. Nie uroniła ani jednej łezki, ale dumnie, jak prawdziwa księżniczka, rozglądała się wokół.
vio
Vio to rodzinny słodziak. Nadal niewiele mówi, ale za to dużo się śmieje i dużo skacze. Niewiele spędziła czasu w morzu, wolała popijać sok z kokosa wśród najstarszych z rodziny.

 

faiz
Faiz się mnie zazwyczaj wstydzi. Na plaży jednak zapomniał o wszystkim i wrzucany w fale przez ojca, biegający jak oszalały, nawet odważył się zbudować ze mną zamek z piasku.
frizka
Frizka była wody ciekawa, ale po jednym wypadku z falą i piaskiem w ustach oraz oczach, nie sposób było ją nakłonić do wejścia do wody ponownie, a strój kąpielowy miała przecież przecudowny.
aira
Księżniczka Aira wiele nie mówi. Ale tak jak jej brat Fahri bardzo dużo się uśmiecha. Aira powtarza codziennie, że będzie modelką. Od najmłodszych lat cierpliwie pozuje do zdjęć.
hafiz
Hafiz dużo biega i dużo krzyczy. Uwielbia zabawę w kuchni, kiedy to wszystkim członkom rodziny karze zmyślać najróżniejsze dania, a on je potem błyskawicznie przygotowuje, dumnie serwując. A ośmielisz się nie powiedzieć dziękuję! Wtedy to dopiero jest krzyk!
tari
Moja ulubienica to 6-letnia Tari. Cała rodzina zaskoczona jest jak świetnie się dogadujemy. Bo Tari mnie traktuje jak swoją koleżankę, a powinna, wg indonezyjskiej tradycji, okazywać starszej od siebie osobie szacunek. Ale Tari jest mądra, bo 6- latka już pisze i świetnie czyta, więc ma wszystko w nosie i się ze mną kłóci, się na mnie obraża, się ze mną bawi i rozmawia o gwiazdach, religii, mojej śmiesznego koloru skórze lub prostym nosie.
suci
Suci w języku indonezyjskim oznacza święty, czysty. Kompletnie nie pasuje do niej to imię. Bo Suci wysypuje mleko w proszku na kuchenną podłogę i potem wmawia wszystkim, że nic się nie wysypało, potem że to nie ona, potem że to jej młodsza siostra, potem że wysypało się przecież tylko trochę. Ja bym ją nazwała Rahasia, czyli tajemnica. Przesympatyczna kłamczuszka :)

Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułDlaczego Rosjanie się nie uśmiechają?
Następny artykułJEZIORO ANNECY, JAKIEGO NIE ZNAŁAM…
AbdiNgartos
"Abdi ngartos Indonesia", czyli po sundajsku "Rozumiem Indonezję". Prowadzę blog o mojej przygodzie z tym krajem: abdingartos.blogspot.com, trochę przekorny, bo nie o podróżach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj