Irlandzkie puby

0

Irlandzkie puby można podzielić na dwie kategorie: puby do odpoczynku oraz puby na imprezę. Jednak nie zależnie od kategorii, pierwsze zetknięcie z irlandzkim pubem w Irlandii może być dość szokujące – oczywiście pozytywnie.

W pubach położonych poza centrum miast lub w wioseczkach zawsze zjemy dobrze oraz uraczeni zostaniemy towarzystwem stałych klientów. Nie zawsze pierwsi do nas zagadają, ale jeśli już my się odezwiemy to im się buzia nie zamknie oraz chętnie wypiją z nami kilka kolejek. Przy okazji przypominam o irlandzkim zwyczaju kupowania kolejek. Gdy idziemy do pubu i ktoś się nas pyta „co pijesz”, jeśli odpowiemy to zostanie nam to kupione. Należy wtedy pamiętać, kto nam kupił coś do picia i co on sam pije, aby idąc po kolejny napój dla siebie, „odkupić” wcześniej nam kupiony drink i „oddać”. Im więcej osób w grupie, tym częściej będziemy pytani co pijemy. Bezpieczniej jest odmawiać i nie przyjmować drinka mówiąc, że jeszcze się ma co pić z dwóch powodów: a) szybko przed nami będzie stało kilka szklanek , b) wypada każdej osobie, która nam kupiła picie, odwdzięczyć się i „odkupić”. Może więc dojść do tego, że dostaniemy 7 rundek ale wypada też te 7 rundek odkupić, a my tylko mamy czas/głowę/ochotę (niepotrzebne skreślić) na 3 rundki. Ja zazwyczaj jak wychodzę, trzymam się rundkowych 3-4 osób –  w takim kręgu kupujemy sobie nawzajem kolejki.

W pubach w centrum miast, Polaków przyzwyczajonych do pubów w kraju ojczystym,  zdziwi przede wszystkim tłum ludzi. W tych pubach rzadko się siedzi, stoi się gdzie bądź w tłumie osób.

crowded-bar

W wielu pubach zauważymy na ścianach kilkanaście ekranów telewizorów a każdy z innym sportem. Do tego muzyka tak głośno puszczana, że nie słychać osoby stojącej obok chyba że krzyczy nam do ucha. Z tego typu pubów słynie przede wszystkim dzielnica Temple Bar w Dublinie. Z tego też powodu dużo Dublińczyków „nie robi” Temple Bar. Ja idąc za przykładem różnych moich ekip irlandzkich też raczej sporadycznie jestem w Temple Bar (chyba, że przyleci ktoś z Polski to trzeba zaprowadzić ;) ). Temple Bar jest raczej dla turystów lub dla wieczorów panieńskich / kawalerskich.

temple bar square

Jeśli nie należymy do żadnej z powyższych grup, w centrum Dublina chodzimy do pubów w pobliżu Grafton Street, Kildare Street – te okolice. Oczywiście też jest głośno w tych pubach, ale można znaleźć kilka spokojnych jak się chce wpaść na pogawędkę z kimś…tylko po co? Nie o to chodzi Irlandczykom w weekendowych wyjściach do pubu.

A chodzi o „przewijanie”. Nie siedzi się w pubie, nie zapuszcza korzeni tylko chodzi się z pubu do pubu czyli uprawia się tak zwane „pub crawl” (chociaż nikt tak naprawdę nie mówi że tak robi – to jest po prostu naturalne, że chodzi się z knajpy do knajpy). Siedzenie i wypicie kilku kolejek w jednym miejscu przez cały wieczór jest raczej nieirlandzkie :) Wypada zaliczyć z dwie, trzy knajpy żeby wieczór był udany. Siedzimy w jednym pubie cały czas gdy: a) jesteśmy na wsi w której jest tylko jeden pub, b) przyszliśmy do swojego lokalnego pubu, jak co dzień, na jedną szklaneczkę piwa, c) coś z nami jest nie tak / jesteśmy drętwym cudzoziemcem (więc w sumie jest z nami coś nie tak).

barge pub, easter bank holiday

To, że puby wieczorami w okolicach weekendu są zapchane oraz że się w nich stoi sprzyja bardzo pogawędkom z „przechodniami” i nowym znajomościom. Barmani w irlandzkich pubach są równie ważni jak wystrój czy tradycja pubu. Irlandczycy uwielbiają rozmawiać i są otwarci a taki irlandzki barman to te cechy ma genetycznie w nadmiarze. To jest też jeden z powodów, dla których chce się wracać do lokalnego pubu – barman zna nas po imieniu, wie co pijemy i zawsze można z nim pogadać.

Oczywiście poza czasem weekendu czy ogólnego zapchania pubów, puby są centrum życia w wielu miejscowościach. Można w nich zjeść, wymienić się ploteczkami i miło spędzić czas.

Ale co ja tam będę tyle mówić o pubach, zachęcam do obejrzenia filmiku o dublińskich pubach lub też wpadnięcia do któregoś z nich.

http://www.youtube.com/watch?v=l6VzV8QzXJ8

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułChinatown w Budapeszcie
Następny artykułPolacy w USA
Kasia w Krainie Deszczowców
Polka w Dublinie. Anglistka. Ekonomistka. Realistka. Hobbystycznie socjolożka. Raz spotkałam Roberta Makłowicza i podobno Franka Kimono ale tego nie pamiętam bo byłam za mała żeby pamiętać. Oprócz tego kilkunastu ministrów irlandzkich. Z pewnością robiłam wiele rzeczy w życiu, czasem za dużo i za intensywnie. Kiedyś miałam cztery różne prace na raz. Kiedyś uczyłam angielskiego kilku prezydentów pewnego polskiego miasta. A jeszcze bardziej kiedyś pracowałam w pubie należącym do pierwszoligowej drużyny futbolowej w Londynie. Odkąd przyjechałam do Irlandii zajmuję się technologią, przedsiębiorczością, gospodarką i polityką irlandzką. Nie dlatego że chcę, ale zawodowo. Chociaż coraz częściej też chcę. W rozmowie lubię wyrażać się dosadnie. Jestem poprawna politycznie tylko służbowo, ale jeśli myślę, że ktoś jest idiotą to dam mu to odczuć. Osiągnęłam wiek w którym już mogę sobie na to pozwolić. I nic nie muszę. Mogę za to nie być słodka. Przeklinać też lubię, ale dopiero jak kogoś lepiej poznam bo to niegrzecznie przeklinać w twarz nieznajomemu. Pijałam latte gdy byłam młodsza. Teraz wolę Americano. Miłość do czerwonego wytrawnego wina pozostała tak samo mocna. Gdy sytuacja wymaga zmiany trunku to przerzucam się na whiskey. Zmieniam zdanie z doświadczeniem. A Ty?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj