Egipt to kraj kontrastów, które egzystują koło siebie bardzo blisko – obok bogatej willi zobaczymy stertę śmieci. Jednym pasem ruchu obok siebie jadą najnowszy model BMV, wielbłąd, biedak na osiołku ciągnący własnej roboty wózek, na który jego dzieci zbierają makulaturę z przydrożnych śmietników. Bo dzieci pracujących jest tu sporo.
Na targu warzywnym czy rybnym dzieciaki handlują z wielką swadą i już z widocznym doświadczeniem. A papierowe śmieci wybierają ze śmietników nawet 5-letnie dziewczynki pracujące pod opieką starszego, czyli 10-letniego brata. Zdarzyło mi się też raz wsiąść do taksówki, którą prowadził 13-latek. Wiem, bo zapytałam go o wiek. Nie widziałam go z tylnego siedzenia! Zapytałam też, czy ma licencję. „-Mam, wujka” – odpowiedział. I jechał dalej niezrażony. A dobrze i bardzo pewnie prowadził.
Niby jest obowiązek szkolny, ale niejednokrotnie byłam świadkiem, gdy np. w godzinach zajęć szkolnych 10-latek mył samochód jakiemuś dorosłemu, który rozmawiał akurat z policjantem…
Szkoły arabskie są na poziomie podstawowym koedukacyjne. Gimnazja i szkoły średnie już nie. Dzieciaki mają mundurki – w każdej szkole inne. Lubię znaleźć się w okolicy jakiejś szkoły publicznej, gdy wysypuje się z niej kolorowy zgiełk maluchów czy też nastolatek z wdziękiem noszących chusty koloru przypisanego szkole, choć zaraz potem zmieniających je na inny.
System edukacji jest diametralnie różny od naszego. Tu trzeba uczyć się wszystkiego na pamięć. Nie ma odpytywania, stopni, klasówek, tylko na koniec każdego semestru i roku szkolnego są pisemne egzaminy z każdego przedmiotu, które zalicza się na punkty.
Nieotrzymanie minimalnej ich liczby skutkuje koniecznością poprawki podczas wakacji (które trwają tu 4 miesiące!). Potem już trochę podobnie, jak u nas: im więcej punktów z egzaminów końcowych na danym poziomie edukacji, do tym lepszej szkoły na następnym poziomie, łącznie ze studiami, można się dostać.
Dzieci bogatych rodziców czy z małżeństw mieszanych (egipsko-europejskich) chodzą do szkół prywatnych. W Hurghadzie mamy francuską, niemiecką, amerykańską, rosyjską. Kadra nauczycielska jest w nich w większości z danego kraju i realizuje jego rządowy program, dodając obowiązkowe lekcje arabskiego i honorując oczywiście wszystkie święta danego kraju i egipskie, czyli islamskie i koptyjskie. Domyślacie się więc, że jest w nich sporo dni wolnych. Jest też kilka prywatnych szkół egipskich, wszystkie z wykładowym angielskim. Wszystkie one są bardzo drogie, ale zapewniają naukę, posiłki i opiekę dzieciom średnio już od czwartego roku życia od ósmej czy dziewiątej rano do piętnastej czy nawet siedemnastej.
Dzieci, bez względu na to, czy biedne, czy bogate, czy islamskie, czy koptyjskie, czy chrześcijańskie, czy mieszane, czy pochodzące od faraonów, są prześliczne, pełne wdzięku i radości życia. Dopiero zachowanie i wychowanie ich przez dorosłych pokaże, co im z tej radości zostanie, prawda?
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 88
Wszystkie wyświetlenia strony: 105