Krowy w Indiach widziałam w zasadzie wszędzie. Chodziły po ulicach dużych miasta i snuły się po kamienistych drogach małych osad. Dreptały wolno, rozglądały się leniwie i snuły się pomiędzy tuk-tukami oraz samochodami.
Grzebały w śmieciach w poszukiwaniu pożywienia, skubały trawę i leżały tam, gdzie zapragnęły. W niektórych przypadkach nie miały właściciela i przemierzały świat wraz z psami. Innym razem wylegiwały się przed małymi domami bądź szły na postronku za gospodarzami. Taki widok był całkiem normalny i nikt nie ośmieli się przegonić krowy w inne miejsce. Jeśli miała ochotę stanąć na środku ulicy – proszę bardzo. Jeśli zablokowała ruch – nie ma sprawy.
Dla mnie krowa jest ucieleśnieniem wszystkich form życia poniżej ludzkiej. Dzięki niej wierzący człowiek może odczuwać swoją jedność ze wszystkimi żywymi istotami… Chronić krowę to chronić wszystkie boże stworzenia.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony:
Po kilku latach mieszkania w Indiach i obserwowania 'świętych krów’ mogę powiedzieć, że żal mi ich. Lepiej już być zwykłą domową krową niż świętą, która została poświęcona bogom i ma sobie sama radzić w świecie. Krowa to udomowione zwierzę i bez karmienia, codziennego dojenia 'nie daje sobie rady’. Dzikie ssaki produkują tylko tyle mleka aby wykarmić swoje młode, udomowione krowy, zostały tak genetycznie zmodyfikowane, aby produkowały mleko przez cały rok, trzeba je więc codziennie doić, w przeciwnym razie cierpią i chorują. Na twoim blogu padło pytanie o to czy ktoś te krowy doi, więc odpowiadam, że często tak. Indie to kraj biedy więc nikt nie pogardzi mlekiem.
Więcej o tym jak to jest ze świętością tych krów pisaliśmy kiedyś na blogu: http://rajscy.blogspot.com/2012/08/o-swietych-krowach.html
Czytając twoje posty o Indiach mam wrażenie, że jeszcze kiedyś tam wrócisz :-)