Pamiętacie państwo jak pisałam jakiś czas temu o jednym z „kościotrupów w szafie” irlandzkiego społeczeństwa, czyli o Pralniach Magdalenek? Nie przyszłoby mi wtedy do głowy, że wkrótce ponownie będę pisać o kolejnym „kościotrupie w irlandzkiej szafie” i to niemal dosłownie.
Od mniej więcej lat dwudziestych do sześćdziesiątych ubiegłego wieku, Zgromadzenie Sióstr Bon Secours prowadziło dom dla niezamężnych matek w miejscowości Tuam w hrabstwie Galway. Jakiś czas temu, mieszkająca w okolicy historyczka Catherine Corless, która badała historię domu zakonnego, natknęła się na akta zgonu 796 dzieci. Najmłodsze były niemowlętami, najstarsze miały 9 lat. Z danych wynika, że była wysoka umieralność wśród niemowląt. Dużo dzieci zmarło z powodu niedożywienia, czy też chorób zakaźnych. Pani Corless nie znalazła jednak żadnych danych dotyczących miejsca pochówku dzieci poza zakonem, przyjmuje się więc, że wszystkie zostały pochowane w pobliskim pasie ziemi, który zarazem stał się masowym grobem.
Lokalni mieszkańcy zdawali sobie sprawę, że jest to jakiś cmentarz, ale podejrzewano, że pochowano tam dzieci nieochrzczone lub ofiary głodu. W roku 1972 (jedenaście lat po zamknięciu zakonu), dwóch chłopców podczas zabawy odkryło, że nieużywany od lat zbiornik wodny wypełniony jest niemal po brzegi ludzkimi szkieletami. Kilka lat później na ziemiach dawnego zakonu wybudowano domy mieszkalne, a pewna mieszkająca w pobliżu para, opiekowała się „cmentarzem”, kosząc trawę i sadząc kwiaty.
Sprawa dopiero teraz została opisana w jednej, czy dwóch pomniejszych gazetach, mimo że znana jest od co najmniej roku. Telewizja i radio milczą. Pani Corless podaje, że z kilkoma osobami założyła stowarzyszenie o nazwie Children’s Home Graveyard Committee. Stowarzyszenie pragnie aby miejsce, które jest cmentarzem, został odpowiednio oznaczone. I tylko dlatego, wiadomość została opublikowana, bo stowarzyszenie na ten cel zebrało 2 tysiące euro, a potrzebuje 5 tysięcy, aby umieścić tam tablicę pamiątkową z imionami wszystkich pochowanych.
Wiele osób od lat szuka danych na temat dzieci, które tam mieszkały. Są to dzieci ich matek, babć czy innych krewnych. Nie ma wielu danych i podejrzewa się, że duża część dzieci została sprzedana do adopcji w USA. Podobnie jak w przypadku dzieci mieszkanek Pralni Magdalenek. I tak samo jak w tamtym przypadku, brak jest jakichkolwiek danych lub trudne jest ich zdobycie.
Więcej o Irlandii na moim blogu W Krainie Deszczowców
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 1
Wszystkie wyświetlenia strony: 1
odrażające jest to jak często jednostka się nie liczy…
Odrażające, co ludzie robili i robią w imię Boga!