Idziemy szukać jaj, czyli Wielkanoc w Niemczech

0

Wielkanoc w Niemczech nie różni się jakoś drastycznie od obchodów w Polsce, niemniej nawet i w tym przypadku powiedzenie „co kraj to obyczaj” ma swoje zastosowanie.

Mniej więcej już pod koniec karnawału tutejsze sklepy są zalane czekoladowymi zajączkami, jajkami i dekoracją świąteczną, a w niemieckich domach i ogródkach pojawiają się kolorowe dekoracje wielkanocne.

Właściwe uroczystości otwiera jednak Wielki Piątek (Karfreitag, zwany też Stiller Freitag). To jeden z nielicznych dni, który jest dniem wolnym od pracy w całych Niemczech. Podobnie jak w polskich kościołach, także i w kościołach niemieckich odprawiane są misteria upamiętniające mękę Pańską, niemniej podczas gdy w Polsce tego dnia mam wrażenie, że w powietrzu unosi się atmosfera wszechobecnego smutku i to niezależnie od tego, czy bierze się udział w modlitwach w kościele, czy też nie, to w Niemczech takich odczuć nie mam. Niemcy nie poszczą tego dnia, także przez te wszystkie lata nie spotkałam się w żadnej z miejscowości, w której  mieszkałam, czy też akurat byłam z Drogą Krzyżową ulicami miasta. Obserwuję za to bardziej, że Wielki Piątek jest często dla wielu dniem spotkań towarzyskich. Zwłaszcza od znajomych w ateistycznych Niemczech Wschodnich co roku słyszę, że tego dnia mają wielkie zjazdy rodzinne tudzież spotkania w gronie przyjaciół.

Wielka Sobota jest podobnie jak w Polsce dniem ognia. W mniejszych miejscowościach i na wsiach tego dnia organizowane są festyny z ogromnym ogniskiem w roli głównej. W niektórych regionach położonych na pagórkowatym terenie praktykowana jest tradycja turlania zapalonych kół. Ma sięgać ona czasów pogańskich i symbolizować powrót słońca wraz z wiosną. Bardzo często organizatorem owych festynów jest Ochotnicza Straż Pożarna, która ze sprzedaży kiełbasek i piwa zyskuje dodatkowe fundusze na swoją działalność.

Niedziela Wielkanocna rozpoczyna się rezurekcjami w kościele. Po nich wierni wracają na uroczyste śniadanie. Tradycja dzielenia się jajkiem nie jest tu jednak znana. Za to po śniadaniu następuje najmilszy moment dla dzieciaków – szukanie jajek ukrytych w domu lub ogrodzie. W niektórych rodzinach chowa się kolorowo pomalowane jaja, którymi potem dzieci się bawią, ale częściej  są to różne łakocie. Dzieci wierzą, że przyniósł je Zając Wielkanocny. Także przychodząc w Wielkanoc do kogoś w gości powinno się też mieć „wielkonacnego zajączka” dla gospodarzy.

Poniedziałek Wielkanocny to dzień wypoczynku. Tradycja polewania się wodą jest w Niemczech nie znana. Praktykuje się ją  jeszcze tylko w Łużycach, gdzie żyje największa słowiańska grupa etniczna na terenie Niemiec – Serbołużyczanie. Co ciekawe, łużycki jest w tej części Niemiec obok niemieckiego drugim urzędowym  językiem. W przeszłości łużyczanki tego dnia wyjątkowo strojnie ubierały się do kościoła mając nadzieję na oblanie wodą. W ten sposób młodziency okazywali dziewczętom swoje zainteresowanie.

W Bawarii za to mieszkańcy miasteczka Trausnstein pielęgnują zupełnie inną tradycję. W Poniedziałek Wielkanocny odbywa się tam konna procesja św. Jerzego, patrona rolników, bydła i jeźdźców. Ubrani w ludowe i historyczne stroje uczestnicy odgrywają podróż za heroldem. W trakcie procesji mężczyźni odgrywają taniec mieczy, który ma symbolizować zwycięstwo wiosny nad zimą.

Życzę Wam zdrowych, spokojnych i radosnych świąt może z ciut większą szczyptą zadumy niż w Niemczech.

 


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułTrapani na Sycylii
Następny artykułWielkie, tłuste indyjskie wesele.
Sbundowani
Mam na imię Katarzyna i choć z wykształcenia jestem w pierwszej linii germanistką, to znajomi za sprawą wszystkich moich pasji nazywają mnie "Kobietą Renesansu". W moim życiu zawodowym zajmuję się głównie promocją Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz integracją międzykulturową, która to działalność zaprowadziła mnie min. do Parlamentu Niemieckiego. Na swoim koncie mam też serię wystaw w galeriach niemieckich poświęconych naszemu kawałkowi Europy. Nie jestem typową emigrantką "za chlebem". Właściwie to zawsze chciałam żyć w Polsce. Dwa razy już mieszkałam w Niemczech i za każdym z tych razów próbowano mnie przekonać, bym tu została, ja jednak uparcie jak bumerang wracałam na łono ojczyzny. Jest jednak takie powiedzenie "do trzech razy sztuka", które w moim przypadku miało swoje przełożenie... a zadbał o to ze wszystkich sił Mój Najcudowniejszy Pod Słońcem Mąż (ksywka ta stanowi uśmiech w stronę Ephraima Kishona, satyryka węgiersko-izraelskiego pochodzenia (urodzony jako Ferenc Hoffmann w 1924 na Węgrzech, „ponownie narodzony” w 1949 jako Ephraim Kishon w Izraelu który pisząc o swojej drugiej połówce używał określenia „Najcudowniejsza Ze Wszystkich Żon”) Bliżej mogliście nas poznać z serii artykułów w "Przyjaciółce":)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj