Co zwiedzić w Vientiane? Buddha Park!!! To zdecydowanie atrakcja turystyczna, której pominąć nie można. Po ok 3 tygodniach od naszej przeprowadzki do Wientianu w Laosie pierwszy raz wyruszamy poza miasto, żeby zobaczyć słynny Park Buddy, w Laosie znany pod nazwą Xieng Khuang (Spirit City). Wycieczka zaczyna się na dworcu autobusowym, skąd odjeżdżamy. Wysiadamy przy Friendship Bridge, który jest przejściem granicznym z Tajlandią. Tu przesiadamy się do mniejszego i o wiele bardziej zatłoczonego busa. Mam szczęście siedzieć na zepsutym krześle z moją Mają na kolanach, tak szczęście, bo są tacy co stoją. Kiedy piszę zatłoczony, mam namyśli upchany do granic możliwości. Siedzę i zastanawiam się. Jak to możliwe, że jedziemy takim gratem do jednego z najbardziej popularnego wśród turystów miejsca? Po kilku minutach mam odpowiedź. Droga, która prowadzi do Parku Buddy to nieasfaltowa i mega dziurawo-wyboista ścieżka. Jak opisać w skrócie podróż? – coś a la sardynki w puszce podczas trzęsienia ziemi! No i już wiem dlaczego taki bus, a nie inny i dlaczego większość siedzeń była w strzępach. Mai oczywiści podoba się to ciągłe podskakiwanie. W końcu dojeżdżamy do Parku Buddy. Wrażenia? Niesamowite! Wspaniałe miejsce, w którym chciałoby się zostać baaardzo długo. Na nasze szczęście pora deszczowa nie jest porą turystyczną, więc oprócz nas w parku jest zaledwie kilka osób. To pozwala nam poczuć atmosferę tego miejsca głębiej. Choć upał dokucza (parasolka, z którą paraduję niewiele pomaga) czujemy się jak dzieci w parku rozrywki. Co chwilę popadamy w zachwyt i pstrykamy zdjęcia jak szaleni.
A czym właściwie jest Park Buddy? Przede wszystkim jest zbiorem posągów o znaczeniu religijnym, które łączą hinduizm i buddyzm. Choć wygląda wiekowo, nie jest zabytkiem. Został wybudowany w 1958 roku przez księdza-szamana z wizją. Dla zainteresowanych dodam, że podobno druga część parku mieści się po drugiej stronie Mekongu, w miasteczku Nong Khai w Tajlandii.
Po zwiedzeniu całego parku, gdy czekamy na bus powrotny, nieśmiało zagadują do nas młodzi mnisi. Zaczyna się od pytań takich jak skąd jesteśmy, na ile tu jesteśmy i co tu robimy. Później podczas wspólnej jazdy autobusem, ja dumnie prezentuję swoje umiejętności liczenia po laotańsku, a oni biją mi brawo szczerząc zęby. Po tym jak się pochwaliłam swoimi postępami w laotańskim, przejmuję rolę nauczyciela i uczę mnichów liczyć po polsku. Śmiech i wzajemna ciekawość towarzyszy nam do samego Wientianu, gdzie żegnamy się z mnichami i pędzimy do domu i klimatyzacji.
Więcej zdjęć z Parku Buddy na blogu Laotańskie Opowieści.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: