O tym, jak bardzo podobają mi się cypryjskie góry, pisałam na blogu i w książkach wiele razy (m.in. TUTAJ). Są tam miejsca, do których lubię co jakiś czas powracać i pobyt w nich nigdy nie jest nudny. Ta przestrzeń, ta zieleń, to czyste, ożywcze powietrze, ta cudowna cisza, zakłócana jedynie szmerem strumienia, szelestem liści i świergotem ptaków – to jest coś, czego bardzo mi brakuje na hałaśliwym wybrzeżu, a co znajduję właśnie w górach.
W ostatnią sobotę rano znów wybrałam się z rodziną i znajomymi do Platres. Mieliśmy w planach dojście do wodospadu Millomeri* (gdzie ostatnio byłam chyba 4 lata temu).
Niestety, gdy byliśmy już blisko celu, musieliśmy zawrócić i powoli, ostrożnie zejść w dół, do miasteczka, bo jeden z uczestników naszej wyprawy źle się poczuł. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a my mogliśmy kontynuować spacer po okolicy.
Poszliśmy zatem w inną stronę, do kościółka świętego Mikołaja (o tym miejscu także już pisałam w jednej z moich książek oraz na moim blogu).
To była bardzo miła, lecz jednocześnie męcząca przechadzka. Prowiant szybko znikał z plecaków. Po kilku godzinach spaceru poczuliśmy głód i postanowiliśmy udać się do restauracji na porządny obiad z deserem, po czym… trzeba było wyruszyć w drogę powrotną do upalnego Limassolu.
*informacje dotyczące cypryjskich wodospadów znajdziecie w przewodniku Pascala Cypr [Inspirator Podróżniczy], którego jestem współautorką.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: