Lizbona to fantastyczne miejsce dla podróżników. Przede wszystkim zawsze jest tu coś nowego do odkrycia i spróbowania, a poza tym są tu przepiękne, stare tramwaje, które nadają miastu ciekawego klimatu. No i oczywiście: sangria! Choć ta akurat powinna zajmować pierwsze miejsce w tym zestawieniu. Portugalia i Hiszpania rozpieszczały nas kulinarnie, ale to właśnie w Lizbonie zjadłam najlepsze Bacalhau à Brás. A to już mówi wiele o tym pięknym mieście. Zatem jeśli jeszcze tam nie byliście (lub byliście i chcecie odkryć je na nowo), zapraszam was do mojego zestawienia 5 rzeczy, które warto zobaczyć i spróbować w Lizbonie.
Więcej podróżniczych poradników i relacji znajdziecie na moim blogu thedailywonders.pl oraz instagramie @Thedailywonders
1. Stare tramwaje w Lizbonie to mój numer jeden
Czy jest tu ktoś, kto byłby w stanie oprzeć się urokowi tych pięknych tramwajów? Choć zachwycałam się nimi za każdym razem, gdy przejeżdżały obok mnie, to odpuściłam sobie przejażdżkę nimi w upalny dzień. Jak na stare tramwaje przystało: nie mają klimatyzacji, są bardzo małe, a w turystycznym mieście jak to, łatwo również o kieszonkowców wykorzystujących fakt, że najczęściej tramwaje te są upchane niczym puszki sardynek.
Podziwianie ich z daleka było zatem optymalną opcją.
2. Architektura Portugalii to też wszechobecne kafelki – również na budynkach
Architektura zarówno Portugalii jak i Hiszpanii zrobiła na mnie duże wrażenie – było pięknie, kolorowo ale też przede wszystkim inaczej, niż w Austrii. Zwłaszcza te wyżej wspomniane kafelki. Były dosłownie wszędzie! Służyły za chodniki, ozdabiały mury, a nawet pokrywały całe domy. Ilość wzorów zdawała się nie mieć końca, choć to właśnie niebiesko-białe zawijasy były tu najpopularniejsze. Coś, czego nigdy nie zapomnę po podróżach w tych rejonach to również bardzo małe drzwi wejściowe do domów (zarówno niskie, jak i wąskie) oraz ekstremalnie wąskie uliczki – i mam tu do opowiedzenia pewną historię. Choć zdarzyło się to w hiszpańskiej Sewilli, ma to przełożenie też na Portugalię. Szukając naszego hotelu, przejeżdżaliśmy w centrum miasta, aż dojechaliśmy do naprawdę, NAPRAWDĘ wąskiej uliczki. „Zawracam!” powiedziałam, gdy doszłam do wniosku, że być może jest to po prostu droga dla pieszych (choć nie było tam żadnego zakazu wjazdu). I w tym momencie za mną pojawiło się auto dostawcze, trąbiące na mnie i pośpieszające do jazdy. Na moją próbę wycofania kierowca odpowiedział, że „on tędy przejeżdża i się mieści”. Odpuściłam sobie jazdę, przesiadłam się z chłopakiem, złożyłam lusterka i trzymałam tylko kciuki za to, by auto nie wyjechało kompletnie obdarte. Między lusterkami a ścianami był może centymetr miejsca i jestem pod wielkim wrażeniem, że chłopak wyjechał bez żadnej rysy. Ja bałam się wtedy nawet oddychać, haha!
Zapytacie co z autem dostawczym, które było znacznie większe od naszego Fiata 500? Cóż, kierowca również złożył lusterka, po czym wcisnął się w tą miniaturową ulicę, dumnie przerysowując samochód i ściany po obu stronach, otworzył lusterka i jakby nigdy nic… wrócił do pracy.
Cóż… Portugalczycy. :-)
3. Będąc w Lizbonie musicie spróbować Pastéis de nata
Pasteis de nata (czy też Pastel de Nata) to lokalny król wypieków. Podróżując po Portugalii z pewnością nie raz zachwycicie się lokalną kuchnią. Ale to właśnie te małe, wypełnione budyniem wypieki przypadły mi do gustu najbardziej. Podobnie jak Pastel Feijao – fasolowy odpowiednik.
W gorący dzień nie zapomnijcie spróbować zimnej, lokalnej sangrii.
Kuchnia Portugalii to jednak nie tylko słodkie wypieki (choć te zdecydowanie tu królują). Jeśli jesteście naprawdę głodni, dajcie szansę czemuś o nazwie
Francesinha. Jak dla mnie samo patrzenie na to wielkie danie przyprawia o zawał, dlatego postanowiłam podzielić się nim z chłopakiem. Była to jedyna słuszna decyzja. Francesinha jest to bowiem ogromna kanapka wypełniona mięsem ze steku, szynki, kiełbasy, nieprzyzwoitą ilością sera, jajkiem na wierzchu i polana sosem.
4. Wieża Belem i okolica
Choć sama wieża pojawia się zawsze w przewodnikach jako coś, czego nie można przegapić w Lizbonie, na mnie największe wrażenie zrobiła sama okolica – a zwłaszcza widok na piękną przystań i most, który przypominał ten z San Francisco.
Wieżę można zwiedzać od środka, jednak długie kolejki zdecydowanie zniechęcają (zwłaszcza w upale).
5. Time Out Market w Lizbonie – tego nie można przegapić
Fantastyczny market, gdzie znajdziecie wszystko czego potrzebujecie. Od kwiaciarni, lokalnych piekarni (z przepysznymi Pastel de Nata), po świetne restauracje i wszystkie najważniejsze, portugalskie dania w jednym miejscu. Warto skosztować tu także różnych win. Ja skusiłam się na moje ulubione danie Bacalhau a Bras.
A jeśli już byliście w Lizbonie, podzielcie się ze mną w komentarzach swoimi ulubionymi rzeczami z tego miasta!
pozdrawiam,
Magda
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 2
Wszystkie wyświetlenia strony: 3
W Lizbonie zakochałam się kilka lat temu i nadal nie umiem się odkochać. Świetny post, bardzo klimatyczny! Pozdrawiam :)