Jak w każdym obcym nam kraju chodzimy, obserwujemy, porównujemy, niektóre rzeczy nas dziwią, niektóre pozytywnie zaskakują. To jest chyba najciekawsze w życiu w innym państwie/kulturze – te początki, gdy zwracasz uwagę na drobiazgi, bo wydają się dziwne lub zabawne. Wkrótce staną się rutyną, więc chwytamy je póki jeszcze są czymś zaskakującym. Oto kilka naszych dotychczasowych spostrzeżeń z życia na co dzień w centrum Santiago.
Wszędzie te kasy
Nie bardzo umiemy jeszcze dogadać się po hiszpańsku, więc w sklepie czy barze bywamy zmieszani. Byliśmy tym bardziej, gdy ktoś zamiast przyjąć nasze zamówienie machał rękami jakby kazał nam sobie iść. A okazało się, że wchodząc do baru z hot-dogami (wydaje się, że to chilijska potrawa narodowa, ale o tym innym razem) musimy najpierw podejść do kasy, przypominającej takie ze starych dworców lub zoo, i tam złożyć zamówienie, zapłacić i przyjść z paragonem do kelnera (prawie jak w McDonalds, tylko trochę inaczej :)). Podobnie sytuacja wygląda na stoiskach mięsno-serowych na targu – jednemu panu mówisz co chcesz i ile (anegdota: ponieważ po hiszpańsku słowa ‘cztery’ i ‘ćwierć’ są bardzo podobne, Michał o mały włosy kupiłby nam 4 kg szynki :)), drugiemu podajesz karteczkę i płacisz, a trzeci pakuje i podaje towar. Czy to nie jest przypadkiem mały przerost zatrudnienia? ;))
Konkurencja patrzy sobie na ręce
To bardzo ciekawe zjawisko rzuciło nam się w oczy już w pierwszy dzień gdy przechadzaliśmy się po pobliskich pasażach ze sklepami. Konkurencja patrzy sobie na ręce dosłownie, to znaczy sklepy i lokale usługowe ułożone są blokami – w jednym pasażu znajdziemy 5 sklepów z bielizną obok siebie, 4 fotografów, 6 sklepów z drobną elektroniką, 3 stanowiska do dorabiania kluczy, itd.
Nikt nie czyści butów w domu
O tym wiedzieliśmy z programów Cejrowskiego, a teraz mogliśmy zobaczyć na własne oczy charakterystyczne stanowiska do.. czyszczenia butów. Podobno nikt nie robi tego w domu, bo za jedyne 500 peso (ok. 3 zł) usiądziesz wygodnie, poczytasz gazetkę, a miły pan zajmie się twoimi butami, nawet sznurowadło wymieni jak trzeba.
Bułki na wagę
Byliśmy dość zdzwieni gdy zobaczyliśmy ceny bułek za kilogram. Ale tak właśnie jest – pakujemy bułki do torby, a pani waży je jak pomidory. Ciężko się do tego przyzwyczaić, więc nie raz już wychodziliśmy ze sklepu bez bułek, bo konfiskowali nam je za brak naklejki lub musieliśmy wracać ważyć i przyczynialiśmy się do powstania korka przy kasie.
Pakowacze zakupów
W Polsce zdarza się to głównie gdy harcerze zbierają na wakacje lub cele charytatywne. Tu w każdym supermarkecie przy każdej kasie stoi osoba, która z uśmiechem na twarzy wita, pakuje zakupy i żegna klienta. Coś tam już wspominaliśmy o przeroście zatrudnienia?!
Show na czerwonym świetle
O tym już wspominaliśmy na Facebooku. Bardzo pozytywnie zaskoczył nas sposób zarabiania na ulicy – umilanie czasu kierowcom czekającym na zielone światło. Pierwszy w oczy rzucił nam się wielki, czerwony, włochaty ptak, którego z wrażenia nie zdążyliśmy sfotografować. Jest też wielu panów, którzy żonglują przeróżnymi przedmiotami, np. aluminiowymi miskami i są też spontaniczni muzycy. Aż chce się trochę postać w korku.
Całuski po udanej transakcji
Wiadomo, że latynosi całują się na przywitanie i pożegnanie, nawet jeśli widzą się kilka razy w ciągu dnia. Spędziłam z takim miłym, całuśnym towarzystwem pół roku we Francji, więc zdążyłam się przyzwyczaić i stało się to naturalne. Michał trochę gorzej to znosi :)) Ale obydwoje byliśmy ostatnio mocno zaskoczeni, gdy w jednej z największych firm ubezpieczeniowych w wielkim szklanym eleganckim wieżowcu, obsługująca nas pani ucałowała nas na pożegnanie po podpisaniu polisy i opłaceniu składki. Wyobrażacie sobie cmok w policzek od pani w ZUSie? Jak miło i dziwnie zarazem :))
Więcej obserwacji wkrótce. Zachęcamy do zaglądania na bloga www.chwilewchile.pl
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 3
Wszystkie wyświetlenia strony: 4