Przez cztery dni na pustyni zobaczyliśmy i doświadczyliśmy tylu wyjątkowych rzeczy, że nie da się tego opisać krótko i treściwie. Na początek przedstawiamy miejsce, do którego docierają wszyscy chcący odkryć ten bardziej znany kawałek pustyni Atacama. Mowa o San Pedro de Atacama, czyli małym miasteczku położonym 100 km od Calamy (gdzie znajduje się najbliższe lotnisko).
Jest oazą na środku pustyni za sprawą dwóch przepływających tu rzek. Wystarczy godzina, aby obejść je całe. Centrum stanowi zielony plac, a wokół niego zabytkowy kościół (obecnie w remoncie), pasaż z rękodziełem i muzeum archeologiczne. Sztuka i archeologia to dwie ważne, poza turystyką, dziedziny w San Pedro. Trochę dalej jest też małe muzeum meteorytów. Oprócz placu miasto ma dwie główne przecinające się ulice Caracoles i Toconao, wzdłuż których znajdziemy hostele, restauracje, biura organizujące wycieczki i mnóstwo sklepów z pamiątkami. I w zasadzie wokół tego i jeszcze dworca autobusowego kręci się całe tutejsze życie. Miejsce jest bardzo urocze, dość specyficzne, z parterową zabudową, domkami z kamienia lub gliny, a czasem pomiędzy budynkami można dojrzeć wulkany z ośnieżonymi szczytami. Klimatem przypomina miasteczka w górach, w których śpisz i jesz wieczorami, a w ciągu dnia czas spędzasz poza miastem, gdzie czekają największe atrakcje.
Turystów jest pewnie więcej niż mieszkańców. Dla większości osób, z którymi rozmawialiśmy jest to jeden z punktów podczas kilkumiesięcznej podróży po Ameryce Południowej. Spotkaliśmy też jedną wycieczkę z Polski. Mieszkańcy San Pedro żyją wyłącznie z turystyki. Jeśli tu mieszkasz to znaczy, że prawdopodobnie prowadzisz hotel, organizujesz wycieczki, wynajmujesz sprzęt, pracujesz w restauracji lub sprzedajesz pamiątki. Albo łączysz ofertę. Jeden z naszych posiłków jedliśmy wśród kolorowych szali, torebek, portfeli i ponczo, a nasz hostel wynajmował również rowery i organizował wyjazdy.
Nie możemy nie wspomnieć o bezpańskich kotach i psach. W Chile jest ich naprawdę dużo, ale w San Pedro jest kumulacja. Przeważnie wydają się zmęczone życiem i śpią gdzieś na ulicach nie zwracając uwagi na ludzi, natomiast w naszym hostelu mieliśmy do czynienia ze zgrają szalonych kotów, galopujących w nocy po dachu lub próbujących ukraść śniadanie ze stołu. Czasem wchodziły pod łóżko, a nawet pod prysznic. Jeśli ktoś nie lubi zwierząt to musi się liczyć z tym, że nie można się tu od nich odciąć, trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Ale przede wszystkim San Pedro to baza wypadowa do największych atrakcji w okolicy.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy:
Wszystkie wyświetlenia strony: