Isla Negra to po hiszpańsku Czarna Wyspa. Nazwę tę wymyślił Pablo Neruda, chilijski poeta, noblista, który dotarł do tego miejsca w 1939 roku i mianował ją swoim nowym domem. Czarna od koloru kamieni na brzegu, a wyspa? Nie wiadomo. Nie jest wyspą, a małą wioską na wybrzeżu Pacyfiku. Casa de Isla Negra, gdzie mieszkał Neruda, a gdzie teraz znajduje się jego muzeum, jest jednym z trzech domów poety. Dwa pozostałe to La Chascona w Santiago, zaraz przy wzgórzu San Cristobal i La Sebastiana w Valparaiso. Trzeba przyznać, że świetnie wybrał sobie miejsca do życia i tworzenia poezji. Do tego sam wszystkie swoje domy zaprojektował.
Neruda to na pewno jedna z ciekawszych chilijskich postaci. Tak naprawdę nazywał się Ricardo Eliecer Neftalí Reyes Besualto. Posługiwanie się pseudonimem było więc kolejną dobrą decyzją. Ciężko napisać o nim w kilku zdaniach. Ma bardzo bogatą historię, nie tylko jako poeta, ale również polityk. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do Wikipedii. Musiał mieć w sobie duże pokłady miłości, które wylewał na papier i którymi obdarował wszystkie trzy żony. Był doceniony jeszcze za życia, o czym świadczy nie tylko długa lista napisanych i chętnie czytanych wierszy, Nagroda Nobla w dziedzinie literatury, ale też fakt, że był autorem dwóch największych w historii odczytów autorskich. Wieczorki autorskie kojarzą się raczej z niewielką salą, kameralną atmosferą. Neruda czytał swoje wiersze na stadionach w obecności 100 tys. ludzi. Był członkiem Komunistycznej Partii Chile, miał kandydować na prezydenta, ale ostatecznie poparł Salvadora Allende. Zmarł w 1973 kilka tygodni po przejęciu władzy przez juntę Pinocheta, jedna z wersji mówi, że mógł zostać otruty przez jego ludzi. W pogrzebie Nerudy uczestniczyło tysiące Chilijczyków i była to pierwsza tak liczna demonstracja przeciwko rządom Pinocheta. Wielka postać i będąc w jego domu czuje się to w powietrzu. A niezwykły dom z równie niezwykłymi widokami wygląda tak:
Na Isla Negra wylądowaliśmy w pierwszą majową sobotę. Była planem B, gdyby nie udało się pojechać zwiedzić winnicy. I rzeczywiście nie udało się, ponieważ nikt nie odpowiedział na naszą rezerwację.. do dziś. Jest to jeden z wielu przykładów jak chilijczycy podchodzą do obsługi klienta, nie bardzo im zależy, jak nie ten to inny. W każdym razie plan B okazał się bardzo trafiony. Do Isla Negra docieramy autobusem, drogą gdzie po obu stronach otaczają nas wzgórza, a w dole pola winogron. Wioska jest tak mała, że od razu docieramy do największej atrakcji.
Casa de Isla Negra ma w sobie trochę magii. Wizerunek Nerudy jest wszędzie i nie trzeba wchodzić do samego domu, aby poczuć jego ducha, dowiedzieć się o nim trochę z wyświetlanego w kółko filmu. Jest pełno turystów i kolejka na dwie godziny, ale można od tego uciec i tak właśnie zrobiliśmy. Nie wiemy jak dom wygląda w środku, ale obejrzeliśmy każdy kąt ogrodu i dobre dwie godziny gapiliśmy się na ocean – jedne z najlepszych do tej pory chwil w Chile. 12 lipca, czyli w dzień urodzin Pablo Nerudy, odbywa się tu czytanie poezji, koncerty i piknik na plaży. Choć jest to teraz głównie miejsce turystyczne, istnieje tu jednak spora społeczność pisarzy, artystów i rzemieślników. W drodze z casa na plażę spotkać można tych ostatnich. Malowane butelki czy rzeźbione w drewnie twarze indian powstają na żywo. Świeże powietrze i widok na ocean to chyba najlepsze miejsce na pracownię rękodzieła. Dobrą godzinę spędziliśmy na plaży. Przytłoczeni trochę ogromem oceanu, myśleliśmy o tym jak długą drogę przez ten ocean trzeba przebyć, aby dotrzeć do Australii, a po drodze jeszcze na Wyspę Wielkanocną, która tak chodzi nam po głowie odkąd tu jesteśmy.
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 16
Wszystkie wyświetlenia strony: 22