Turecki street food

0

Tym razem chciałabym zebrać w jednym miejscu bardzo subiektywną i nadal otwartą listę potraw, które warto zjeść na tureckiej ulicy i tych, których lepiej (z różnych powodów) unikać. Bo chociaż chyba każdy na świecie kojarzy Turcję z kebabami jest tutaj o wiele więcej rzeczy do spróbowania i ja po trzech latach nadal jestem w lesie jeśli chodzi o odhaczanie kolejnych pozycji na liście tureckich fast foodów. Na ulicach znajdzie się coś dla każdego – dla wegetarian nadziewane ziemniaki, dla mięsożerców stereotypowe kebaby czy kotleciki z różnymi dodatkami wsadzone między dwa solidne kawałki chleba, dla fanów owoców morza ryby czy małże. I wszystko oczywiście za niewielkie pieniądze, o ile nie mamy ochoty na jedzenie tuż pod Hagią Sofią.

IMG_7904

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Moim absolutnym faworytem jest bal?k ekmek, czyli ryba w chlebie sprzedawana chyba na większości nabrzeży w Stambule. Jak sama nazwa wskazuje niezmienne pozostają jedynie dwa składniki – świeżo usmażona ryba i mięciutki, biały turecki chleb, dodatki i standard lokalu różnią się w zależności od miejsca. Do tej pory bal?k ekmek jadłam już na łódce, na chodniku siedząc na maleńkim stołku przy równie małym stoliku przykrytym kawałkiem gazety, w klimatyzowanej restauracji, stojąc przy brzegu Bosforu i siedząc na ławce w jakimś parku przy Złotym Rogu. To, co jest w chlebie poza rybą też zależy od tego, gdzie się tę rybę je – od skromnej wersji czyli odrobiny sałaty i cebuli (większość sprzedawców uprzejmie spyta, czy chcemy cebulę czy nie), do pełnego wypasu czyli pomidorów, rukoli, pietruszki i zielonej cebulki. Dodatkowo obowiązkowo ćwiartka cytryny albo sok cytrynowy na stoliku. Bardzo lubimy raz na jakiś czas wieczorem podjechać do naszej rybnej dzielnicy i udawać, że jemy coś zdrowego (no w końcu ryba! przymknijmy oko na pół bochenka chleba, który jej towarzyszy ;) ).

 

Drugim naszym ulubieńcem jest kumpir, czyli pieczony ziemniak faszerowany właściwie wszystkim, czego dusza zapragnie – zielonymi i czarnymi oliwkami, sałatką jarzynową, pokrojonymi w kostkę kiszonymi ogórkami, kukurydzą, ostrą pastą, sosem na bazie jogurtu i ziół, parówkami i wieloma innymi rzeczami (które można sobie wybierać w zależności od upodobań albo zaszaleć i poprosić o kar?ş?k kumpir, czyli „mieszany kumpir” i dostać odrobinę wszystkiego). Najlepszy ponoć w Ortaköy.

Wbrew pozorom nie jestem wielką fanką kebabów na tureckiej ulicy, ale prawdopodobnie dlatego, że wszystkie, których próbowałam mocno mnie zawiodły – były zimne i nafaszerowane nienajświeższymi frytkami. Na myśli mam tylko te sprzedawane w ulicznych budkach, nie te serwowane w kulturalnych lokalach ze stolikami i krzesłami. Jeśli znacie jakąś fantastyczną miejscówkę to chętnie przy okazji wypróbuję!

 

Za to powyższe budki serwują zwykle coś, co na pierwszy rzut oka wygląda paskudnie i bardzo nieapetycznie, ale jest nawet niezłe – chodzi o mokre hamburgery (?slak hamburger). Mięso nie jest powszechnie znanym fastfoodowym krążkiem wołowiny, jest fajnie przyprawione i wsadzone w typową hamburgerową bułkę. Później całość jest chyba polewana sosem pomidorowym i tak się dusi we własnym sosie za podgrzewaną ladą. Brzmi obleśnie, prawda? Ale myślę, że warto zamknąć oczy i chociaż raz spróbować (zdjęcie pochodzi ze strony z przepisem, kliknijcie jeśli chcecie się dowiedzieć jak zrobić takie cudo w domu – tekst po turecku).

Jest jeszcze słynny kokoreç, czyli podsmażane jagnięce lub kozie jelita, ale jeszcze tego nie próbowałam i trochę nie jestem pewna, czy się na to zdecyduję. Mam wrażenie, że kokoreç jest potrawą, która nie pozostawia nikogo obojętnym – albo się ją kocha albo nienawidzi, przynajmniej tylko takie skrajne emocje wzbudza ona wśród moich tureckich znajomych. Znam zdecydowanie więcej osób, które nie darzą tego dania miłością, mówią, że zapach owszem, cudowny, ale smak już nie. Poza tym podobno trzeba znaleźć dobre miejsce, żeby zjeść kokoreç, bo nie wszędzie jelita są dobrze oczyszczane. Próbowałyście? Jak wrażenia?

 

simitcay

Oczywiście to nie wszystko – są na ulicach wózki z ryżem i kurczakiem, ryżem i ciecierzycą, z jagnięcymi głowami (!!!) (ponoć pyszne mięso, mijałam taki wózek w drodze do szkoły parę lat temu i za każdym razem nie mogłam uwierzyć w to, co widzę, kilka ugotowanych głów obłożonych pękami pietruszki), içli köfte, drewniane stoliki z wieczornym i poimprezowym standardem w postaci małży z ryżem. Latem stoiska z kukurydzą – z wody albo opiekaną, zimą gorące i cudownie pachnące kasztany. No i oczywiście wszechobecne wózki z podstawą tureckiej egzystencji, czyli simitem (i innymi wypiekami), do którego nic nie pasuje tak, jak turecka herbata


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułChorwacja w pigułce
Następny artykułPierwszy raz w Chorwacji
Olga Lang
Poznańska pyra od trzech lat mieszkająca na stałe w Stambule. Wielka fanka spotkań na plotki i turecką herbatę nad Bosforem. Od ponad dwóch lat opisuje swoje życie w Turcji z Turkiem i stara się zbierać przydatne informacje dla osób, które planują zamieszkać w Kraju Półksiężyca.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj