Niebieska puszka ma tak charakterystyczny design (nikt go nie zastrzegł, zdaje się…), że nie sposób jej pomylić z niczym innym. A dla wielbicieli sguszczionki wypuszcza się na rynek szereg gadżetów z ich umiłowaną puszką.
Co znajduje się w sguszczionce, że budzi takie emocje? Dla mnie skondensowane mleko nawet bez dodatku cukru jest słodkim zatykaczem… To kwestia smaku, ale też kwestia sentymentalna i … życiowa. Bo bez sguszczionki można było nie przeżyć. Nie tylko dlatego, że jest naprawdę pożywnym i wartościowym produktem. W Związku Radzieckim w puszkach skondensowanego mleka ludzie często otrzymywali część wypłaty. Nie ma życia bez sguszczionki i tuszonki ! Tak, rodzice Tatiany często wracali do domu z puchami mleka i konserwami z mielonką zamiast pieniędzy.
Mama Miszy, która pracowała jako naukowiec radiobiolog na akademii w Syktywkarze, często jeździła na różne północne ekspedycje. Dziecka nie było komu zostawić, a sguszczionka na wyprawach ratowała je od głodu. Kiedy Misza zostawał pod opieką babci, mama zostawiała lwią część puszek w domu – rosyjska matka, jak i polska, od ust sobie odejmie, ale dla dzieci wszystko. Żelazny zapas sguszczionki musiał też dotrwać do Nowego Roku, bo na jej bazie powstawał najsmaczniejszy tort – na przykład słynna Praga.
Bardzo popularne były i są do tej pory ptysiowe orzeszki z nadzieniem ze sguszczionki. W ZSRR sprzedawane były specjalne foremki do tych orzeszków, a teraz to już są całe maszynerie, tzw. orzechownice.
Dzieci uwielbiały wypijać sguszczionkę przez dziurki w puszce. Legalnie lub pokątnie robiło się dwie – po obu stronach denka. I wysysało. Przy sposobie nielegalnym nieraz matka odkryła puste, równo ustawione puszki w szafce po jakimś czasie i robiła awanturę. Wiele jest takich różnych sentymentalnych historii w runecie.
Sguszczionkę gotowało się, żeby zgęstniała i nabrała pięknego, karmelowego koloru. Żeby można było ją jeść łyżkami na przykład. Przyjaciel Miszy ze studiów w Akademii Lotniczej przywiózł kiedyś do akademika upragnione puszki. Włożył je do garnka i nastawił wodę (bo właśnie w taki sposób gotuje się sguszczionkę, chyba też jakieś dziurki wtedy robi się). Umęczony podróżą zasnął, a sguszczionka gotowała się, gotowała, kipiała, wrzała i w końcu… wystrzeliła! Huk był niesamowity, a ściany pokoju pokryły się brązowymi strugami. Jedna z puszek doleciała do sufitu i tam została, ale denko odpadło. I cała zawartość również… Chłopaki potem posprzątali pokój, ale puszkę zostawili na suficie na pamiątkę. Kto wie zresztą, czy dałaby się odkleić :)
Nie będę dawać żadnych przepisów, błagam! W końcu to jest blog obyczajowy, a ja sguszczionki nie lubię. No chyba, że mnie będziecie bardzo prosić w komentarzach. Albo jak Tatiana coś przyniesie :)
Zdjęcia: runet
Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)
Unikalni użytkownicy: 73
Wszystkie wyświetlenia strony: 84
Ochyda paraliźuje całe podniebienie smak tego gòwna czuje do dzis nie polecam