Dookoła Islandii

0

Wielkie koło. Islandię zwiedziliśmy robiąc wielkie koło wokół wyspy. Tak najlepiej. Chyba większość osób, która odwiedza ten kraj, gdzie jest więcej ludzi niż drzew i więcej owiec niż ludzi, wybiera właśnie taką formę podróżowania po wyspie.

Popularny zachód

Rozpoczęliśmy zwiedzanie wyspy od odkrycia stolicy. Reykjivìk nie jest duży, choć jak na standardy islandzkie to ogromne miasto. Skierowaliśmy się niemal natychmiast do centrum. Bardzo chciałam zobaczyć osławiony kościół Hallgrímskirkja, którego architektura inspirowana była bazaltowymi słupami na jednej z plaż na Południu Islandii. Robi ogromne wrażenie z zewnątrz, wnętrze jest nieco surowe.

Oprócz centrum warto było udać się także na nabrzeże z nowoczesną halą koncertową i arcyciekawym portem. Miasto mnie jednak nie urzekło, choć z perspektywy czasu patrzę na nie przychylniej niż w momencie jego zwiedzania. Nie można mu odmówić pewnego wdzięku, surowego, ale jednak wdzięku. Wydaje mi się jednak zbyt senne, ale spędziłam tam zbyt mało czasu, by w pełni móc je oceniać. O odczuciach i wrażeniach jakie wyniosłam ze stolicy Islandii przeczytacie w TYM poście.

Po wyjechaniu z miasta ruszyliśmy, by zwiedzić Złoty Krąg. Do Golden Circle  należą najważniejsze atrakcje regionu z charakterystyczną równiną Þingvellirgdzie odbywały się posiedzenia parlamentu (pierwszego w Europie!). Do Złotego Kręgu należą także gejzer – Geysir i Strokkur, z których to ten drugi mniejszy przyciąga turystów. Geysir już od pewnego czasu nie wyrzuca wody w górę. Następnym przystankiem Golden Circle był wodospad Gullfoss, imponujący rozmiarami.

Dzień zakończyliśmy dotarciem późno do hostelu w miasteczku Borgarnes. Szczegółowa relacja z objazdu Golden Circle oraz najpiękniejszego odcinka drogi wokół wyspy znajduje się TU.

Mroźna Północ

Wyjechaliśmy z Borgarnes zimnym rankiem. Czułam mróz szczypiący w policzki. Wybieraliśmy się na Północ wyspy i mróz zaczynał być odczuwalny. Pierwsze niesamowite miejsce po drodze, które odwiedziliśmy to wodospady Hraunfossar i Barnafoss. Szczególnie ciekawy jest ten pierwszy, na który składa się setka drobnych strumyków spadających ze skały. Kolejnym cudem przyrody na trasie był krater Grábrók o wysokości 170 metrów i wyjątkowe pole lawowe.

Na Północy urzekły mnie miasteczka. Skagaströnd to zaledwie kilka kolorowych budynków, które fenomenalnie prezentowały się ze wzniesienia. Blönduós leży nad malowniczą rzeką Blandą, która szerokim wyjściem wstępuje do morza. Mieliśmy nocleg tuż obok tego miejsca i z okiem rozciągał się malowniczy widok. Okazało się to także fenomenalne miejsce do podziwiania zorzy polarnej! Następną noc spędziliśmy w stolicy Północy – Akureyri. Zabudowa jest dość rozległa jak na warunki islandzkie i przyznam, że mnie osobiście nie porwała. Jednak uroku i wdzięku nie można odmówić pięknej uliczce Hafnarstræti. Niedaleko stolicy Północy znajduje się miasteczko znane z wypraw na oglądanie wielorybów (byliśmy na tydzień przed sezonem!). Husavík jest cudowny! Zakochałam się w tym małym, pokrytym śniegiem miasteczku z malowniczym portem.

Przemierzając Północ jechaliśmy autem przez niesamowite regiony, gdzie oczy aż bolały od słońca odbijającego się od śniegu wokół. Jedyne co widać było między białymi wzniesieniami, to tylko czarną wstęgę drogi. Coś niesamowitego! Żegnając się powoli z mroźną Północą odwiedziliśmy jeszcze Godafoss, czyli Wodospad Bogów oraz okolice jeziora Mývatn. Dokładny opis atrakcji i emocji z mroźnej Północy znajdziecie TU.

Zapomniany Wschód

Region wschodni Islandii jest często traktowany „po macoszemu”, a przede wszystkim niedoceniany przez turystów. Nie ma tam wielu popularnych atrakcji opisywanych w przewodnikach, więc po prostu się przemyka, by dojechać na obfitujące w osobliwości Południe. Mnie islandzki Wschód przypadł do gustu, jest spokojny, cichy, tajemniczy, nieco nostalgiczny.

Wyruszyliśmy na poznawanie Wschodu z Egilsstađir, miejscowości, która leży nad największym jeziorem Islandii – Lagarfljót – oraz przy największym kompleksie leśnym na wyspie – Hallormsstaðursskogar.

Jednak absolutnie bezdyskusyjnie porwały mnie fiordy wschodnie. Jechałam przez ten teren urzeczona i wpatrzona w wysokie skały niemal co chwilkę zatrzymując auto i robiąc zdjęcia. Kilka słów dokładniejszego opisu znajdziecie TU, a postaram Was się przekonać tymi zdjęciami:

Tłumne Południe

Odkrywanie południowej części wyspy zaczęliśmy od lodowca Svínafellsjökull. Nie jest to najpopularniejszy turystycznie lodowiec, ale za to bardzo „gwiazdorski”, ponieważ tu właśnie kręcono sceny do filmów, między innymi do „Gry o Tron”! Pozostając w lodowym klimacie Południa nie sposób ominąć laguny Jökulsárlón. Wystające z tafli wody bryły lodu wyglądały niesamowicie, a do obserwacji zachęcały także foki beztrosko pływające w jeziorze. Bardzo blisko laguny znajdują się plaże ochrzczone diamentowymi, ponieważ na brzegu skarżą się w słońcu ogromne bryły lodu.

Na Południu można także zachwycić się innymi plażami, nieopodal miejscowości Vík i Mýdral. Czarna plaża Reynisfjara, znana jest z ogromnych, bazaltowych słupów. Prezentuje się naprawdę spektakularnie. W pobliżu odwiedziliśmy także Kirkjufjara z osobliwymi formacjami skalnymi.

Ostatniego dnia przekąpaliśmy się jeszcze w najstarszym basenie odkrytym na Islandii. Seljavallalaug położony jest w malowniczej dolinie niedaleko drogi numer 1. Po kąpieli odwiedziliśmy jeszcze wodospad Seljalandsfoss. Jego osobliwość stanowi fakt, iż można go obejść. Dzięki temu po raz pierwszy stanęłam za wodospadem! Na kilka godzin przed wylotem urządziliśmy jeszcze sobie mały trekking. Chcieliśmy zobaczyć popularną gorącą rzekę w dolinie Reykjadalur, która leży godzinę drogi od miasteczka Hveragerði. Jednak, aby do niej dotrzeć musieliśmy przejść kilka kilometrów. O wędrówce Parującą Doliną oraz innych atrakcjach Południa Islandii przeczytacie TU.

Objechanie Islandii w tydzień było intensywne. Pozwoliło odkryć wiele fantastycznych, niezwykłych miejsc i podziwiać krajobrazy, które ciężko znaleźć w Europie. Wiem, że tam wrócę. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz.


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:

Poprzedni artykułNiemcy – Przeprowadzka z niespodzianką
Następny artykułWYCIECZKA DO LARNAKI Z… „PRZYGODAMI”
ZzaGrubychSzkiel
Swoją przygodę z podróżami zaczęłam dawno, dawno temu…na pewno nie za górami ani nie za lasami. Pierwszy wyjazd bez rodziców zaliczyłam już w wieku 6 lat. Marzył mi się obóz żeglarski. Potem poszło z górki. Tak naprawdę myślę, że świadomie podróżuję od około 8 lat. Za własne pieniądze i realizując własne plany. Nie jestem typem obieżyświata, który zostawi wszystko, za bardzo lubię swoje cztery kąty i to jak sobie umościłam w nich życie z mężem i tysiącem fanaberii. Jednak nieodłączną częścią jego stały się podróże. Czekam na nie z prawdziwą dziecięcą ekscytacją, a na świat poznany podczas nich patrzę zza grubych szkieł.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj