Zwykłe życie w Chile | obserwacje #2

2

Po miesiącu w Santiago napisaliśmy post z pierwszymi obserwacjami. Przez pięć miesięcy obserwowaliśmy trochę dokładniej, towarzyszyła nam już nie tylko fascynacja nowym, ale zwykłe radzenie sobie z rzeczywistością. Ośmieliliśmy się zrobić z tego mały cykl i napisać więcej o tym jak tu się żyje, o zwykłych codziennych sprawach, o ludziach, co jest fajne, a co nie, co jest dziwne i trochę niezrozumiałe, a co godne naśladowania. Nie chcemy szerzyć stereotypów, tylko napisać jak jest na podstawie naszych własnych doświadczeń i rozmów z innymi, którzy od jakiegoś czasu mieszkają w Chile. Spodziewajcie się dalszego ciągu.

Znajomość języków obcych

W zdecydowanej większości przypadków, odpowiedź na pytanie „do you speak english” brzmi „no” i twarz rozmówcy zalewa się rumieńcem. W tej sytuacji nerwowo szukają kogoś kto mówi, milczą lub zaczynają mówić po hiszpańsku udając, że takie pytanie nie padło. Ale my wcale nie wierzymy, że z ich znajomością angielskiego jest tak słabo. Chyba trochę udają. Mieliśmy na przykład taką sytuację, w miejscu gdzie organizują rafting po rzece, gdzie zadaliśmy nasze stałe pytanie i w odpowiedzi usłyszeliśmy rozbudowaną wypowiedź płynnym angielskim: „nie, niestety nie mówię po angielsku, ale proszę chwilę poczekać, zawołam kolegę, który umie”…? hej, przecież całkiem dobrze ci szło. Wygląda na to, że się wstydzą. Ale momencik… w swoim języku też mówią źle i się nie wstydzą?! ;)

Pół życia w kolejce

Chilijczycy uwielbiają karteczki z numerem, z którymi w Polsce spotykamy się w ZUSie czy w banku. Tutaj są wszędzie, nawet w mięsnym. Z taką różnicą, że w mięsnym nie ma ekranu do wyświetlania numerów, a krzyczący sprzedawca. Mamy wrażenie, że w Chile spędza się w kolejkach sporą część dnia. Wynika to poniekąd pewnie z tego, że tu nikt się nie spieszy. Fast food nazywa się tutaj tak samo, ale nie ma nic wspólnego z szybkością obsługi czy przygotowania posiłku. Na posterunku z sześciu stanowisk obsługuje jedno, a reszta rozmawia lub pije kawę. W urzędzie z dziesięciu czynne są dwa, choć kolejka ma cztery zakręty (jakieś dziwnie znajome obrazki). I próbuje się rozwiązać te problemy nie poprzez usprawnienie obsługi, ale od innej strony, czyli jak ułatwić sobie życie w kolejce. Jedna z firm biorących udział w Start-Up Chile wymyśliła aplikację, która informuje cię ile jeszcze osób jest przed tobą, abyś mógł sobie wyjść i pozałatwiać w między czasie inne sprawy. Na przykład stanąć w następnej kolejce.

Ilość osób zaangażowanych w jedną transakcję

Pisaliśmy już o tym, że pracę, którą mogłaby wykonywać jedna lub dwie osoby, przeważnie wykonują trzy lub cztery. W supermarkecie przy każdej kasie jest osoba, która pakuje zakupy, na stoisku z serami jedna osoba pakuje, druga kasuje, a trzecia podaje, itp. Ostatnio zostaliśmy zmuszeni do kupienia kreta, tego do udrażniania rur w umywalce. Raz, że musieliśmy znaleźć jeden ze sklepów budowlanych, bo nie jest to towar dostępny w pierwszym lepszym markecie, a dwa: zakup ten trwał 25 minut. Na początku łańcucha jest pani, której trzeba wytłumaczyć co chce się kupić. Pani potwierdza, że produkt jest na stanie i drukuje potwierdzenie, że my to kupujemy (dokument ma od razu odbite dwie kopie). Z tym potwierdzeniem idziemy do kasy, gdzie pokazujemy kartkę i płacimy. Kasjerka zabiera jedną kopię i daje rachunek oraz odsyła za sklep. Tam stoi pan, który zabiera drugą kopię i podaje swojemu pomocnikowi, który z tą kartką leci do magazynu. W czasie, w którym czekamy na jego powrót obserwujemy wyładowywanie płyt regipsowych. Po trzech kursach wózka widłowego wraca pomocnik z kretem i kopią dokumentu i oddaje pierwszemu panu. Idziemy jeszcze do pomieszczenia, gdzie jest reklamówka na kreta. Dostajemy kreta w reklamówce i wracamy do domu.

Kradzieże vs. uczciwość

Złodziei w Chile jest cała masa. Z rozmów i własnego doświadczenia wynika, że zdarzają się głównie w turystycznych dzielnicach Santiago tj. Lastaria i Bellavista oraz na plaży w Vina del Mar. Z tych miejsc znamy najwięcej przypadków. Jednym z najdziwniejszych zasłyszanych przykładów była kradzież psa, bo pani nie miała przy sobie nic innego! … Trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy. Będąc na Lastarii skierowałam je w jeden punkt i w ten sposób straciłam torebkę. Generalnie jednak Chilijczycy (którzy nie są złodziejami) są uczciwi. Mieli mnóstwo okazji, aby nas, obcokrajowców nie znających języka, oszukać a tego nie zrobili. Dziękujemy i odpukać.

Urlop na odebranie przesyłki

Prowadząc tu firmę spotykamy się z podobnym jak w Polsce poziomem biurokracji, procedur i brakiem elastyczności. To pewnie temat na osobny post. Weźmy przykład z życia: powiedzmy, że chcemy kupić pralkę (bo mamy już dość tych wspólnych, niewygodnych pralni w piwnicy). Idziemy do sklepu, wybieramy i prosimy o dostawę do domu. Sprzedawca mówi: dobrze, będzie w środę. – no dobrze, ale o której? – a nie wiem o której, będzie w środę. – ale my pracujemy, czy nie można jej przywieźć po południu – nie ma takiej możliwości, jak kurier będzie w okolicy to wtedy przywiezie, a ja nie wiem kiedy będzie w okolicy. – to może niech zadzwoni jak będzie dojeżdżał, ja wtedy urwę się z pracy i odbiorę. – nie ma takiej możliwości. Wniosek z tego taki, że aby odebrać w Chile pralkę należy wziąć urlop i czekać na nią cały dzień. I znów jest to pole do popisu dla kreatywnego startupowca. Jedna z firm w Start-Up Chile wymyśliła aplikację, w której można umówić się z kurierem na godzinę!

Wolność na ulicy

Pisaliśmy już o wolności, która objawia się tym, że człowiek sprzedający czekoladę w metrze czy zarabiający żonglowaniem na światłach nie jest ścigany przez ‘skarbówkę’, a przejechanie rowerem po pasach czy przejście na czerwonym świetle gdy nikt nie jedzie nie grozi mandatem. Swoją drogą mi jeszcze nie udało się przestawić, jestem przesiąknięta polskim spięciem, wciąż się rozglądam i jestem zdziwiona, że carabineros nie zwracają na mnie uwagi, gdy przejeżdżam przed nimi rowerem po chodniku. Podoba nam się to, że tu przestrzeń publiczna jest dla ludzi i nie jest ograniczona masą, często bezsensownych zakazów.

Po co wam kaloryfer?

Można by powiedzieć, że zima w Chile jest całkiem przyjemna. Przeważa słońce, w ciągu dnia jest kilkanaście stopni. Jest smog, ale jak spadnie deszcz to go zmywa i widać pięknie ośnieżone Andy na horyzoncie. Taka zima trwa około 3-4 miesiące. I czy to naprawdę tak krótko i czy 0 lub kilka stopni w nocy to za mało, aby nie mieć centralnego ogrzewania i pozwalać ludziom tak okropnie marznąć w mieszkaniach? Tak tylko pytam. Marzniemy okrutnie, przeziębiamy się łatwo i marzymy o upałach. Obiecujemy, że jak będziemy narzekać na upały, to przypomnimy sobie zimę w Chile i już nie będziemy narzekać.

Psy w kubraczkach

Chilijczycy też marzną, a co ciekawe są przekonani, że marzną też ich psy. Większość z nich, w tym nawet te bezdomne, mają na sobie ciepłe ubranka. Najmodniejsze są chyba te w psie łapki. Rozumiecie ten paradoks? Ludzie mogą marznąć bez ogrzewania, ale pies kubraczek musi mieć!

Jeśli macie swoje doświadczenia z codzienną rzeczywistością w Chile (lub w innych krajach) podzielcie się z nami w komentarzu lub mailu, chętnie pogadamy ;) A jeśli zabrakło Wam czegoś to zachęcamy do zadawania pytań. Poobserwujemy specjalnie dla Was i opiszemy w kolejnej części.


Statystyki odwiedzin strony (dane Google Analytics)

Unikalni użytkownicy:

Wszystkie wyświetlenia strony:


Poprzedni artykułChangBaiShan, czyli wulkan cz.1
Następny artykułDwie dziewczyny lecą do Peru
ChwilewChile
Chwile w Chile to Ania i Michał. Kilka najbliższych miesięcy spędzimy w stolicy Chile, skąd chcielibyśmy dzielić się naszymi doświadczeniami z codziennego życia, obserwacjami, relacjami z wydarzeń i podróży. Zawodowo rozwijamy start-up w ramach programu Start-Up Chile i to właśnie jest powód, dla którego przywędrowaliśmy do tej części świata. Od dawna chcieliśmy odbyć podróż po Ameryce Południowej, więc tym bardziej jesteśmy szczęśliwi, że przyszło nam tu trochę pomieszkać, w ten sposób najlepiej poznaje się inną kulturę. Obecnie jesteśmy w Chile a później? zobaczymy.. gdziekolwiek będziemy chcielibyśmy pisać o świecie, jest zbyt ciekawy, by zatrzymywać go dla siebie.

2 KOMENTARZE

  1. Dlaczego zdziwił? :) Na dłuższą metę w Chile może przeszkadzać biurokracja i brak elastyczności, ale nie jest gorzej niż w Polsce. Jak najbardziej warto tu przyjechać, jest co zwiedzać i wszystko zapiera dech. Vina del Mar można porównać do naszego Sopotu, to raczej kurort nadmorski z największym festiwalem celebrytów. Polecamy bardziej sąsiada – Valparaiso. Piękne miasto. Klimat jest świetny wiosną i latem. Brak ogrzewania sprawia, że zima bywa paskudna. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej służymy radą. Zapraszamy na bloga i do kontaktu :)

  2. Kurcze trochę mnie zdziwił ten post. Właśnie zainteresowałam się Chile bo przeczytałam w internecie że Vina del Mar jest najdogodniejszym miejscem dla człowieka że klimat jest tam dla nas idealny. Jak naprawdę tam jest? Czy warto pojechać?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj